Niedzielne wybory parlamentarne w Niemczech są prawdopodobnie najważniejszymi wyborami europejskimi, jakie będziemy w najbliższych latach obserwować. Przyszłoroczne europejskie wybory do Europarlamentu nie niosą bowiem za sobą takiego ciężaru gatunkowego. Nawet prognozowane przechylenie się składu nowego PE w „prawo” nie będzie miało istotniejszego znaczenia.
Może to zabrzmi paradoksalnie, ale wygrana w niedzielnych wyborach koalicji CDU/CSU jest dla Polski i dla reszty Europy w obecnych uwarunkowaniach najlepszą opcja z możliwych. Pocieszające też jest to, ze badania sondażowe przewidują mniejsze zainteresowanie niemiecką lewicą oraz innymi ugrupowaniami włącznie z „zielonymi”. To z kolei będzie przekładało się na politykę Niemiec w stosunku do UE, a głównie do strefy „euro”.
Ponowny wybór na kanclerza Niemiec Angeli Merkel gwarantuje przynajmniej to, że nie zostaną zrealizowane euro – mrzonki liberalnej, europejskiej lewicy o euroobligacjach, własnym unijnym budżecie, wspólnym mechanizmie zarządzania kryzysami bankowymi i tym podobne pomysły. Niedawne starcie między kanclerz Angelą Merkel a kandydatem SPD, Peerem Steinbrückiem, wywołane jej stwierdzeniem, że socjaldemokraci są „nieprzewidywalni” w polityce europejskiej, nie pozostawia w tej kwestii wątpliwości. Wystarczy przypomnieć rządy Gerharda Schrödera i ich uwieczenie intratnym dla niego stanowiskiem w rosyjskim Gazpromie.
Społeczeństwo niemieckie coraz niechętniej godzi się na rolę sponsora strefy euro z czego Merkel zdaje sobie doskonale sprawę. Jak wynika z sondażu przeprowadzonego ostatnio przez Instytut „Open Europe”, Niemcy nie tęsknią do polityki, która pogłębiałaby integrację europejską; wręcz przeciwnie, „więcej Europy” oznacza dla nich „więcej kontroli” - w sensie "pilnowania własnych pieniędzy" - nad pozostałymi krajami. Nie ma więc podstaw, by polityka Niemiec miałaby zmienić się o 180 stopni.
Tak wiec nic nie wskazuje na to, by chęć przekazania kompetencji państw narodowych do Brukseli, miało szansę na urzeczywistnienie się w przewidywalnej przyszłości. Dziś Niemcy nie są tym zainteresowani wiedząc, że cały ciężar tej operacji kosztowałby ich zbyt wiele.
Warto przypomnieć więc dewizę, której należy się trzymać - człowiek powinien głosować tam, gdzie płaci podatki i finansować ze swych podatków tylko to, na co może głosować. O tej zdrowej, demokratycznej zasadzie lewicowi liberałowie nie chcą jakoś pamiętać.
Inne tematy w dziale Polityka