
Bezpłodność jest, nie zawsze, ale bardzo często efektem rozwiązłości i wyboru stylu życia.
Pamiętam, jak około 10 lat temu spotkałem się z szokującą informacją, że od 20 do 25 procent par australijskich nie może mieć dzieci. Jako powód podawano długie i systematyczne przyjmowanie środków antykoncepcyjnych. Dziś, po kilku latach, podobną sytuację mamy już także w Polsce. Prawie jedna czwarta par nie może doczekać się potomstwa.
Oczywiście producenci środków skutecznie dbają, aby wiedza o dalekosiężnych skutkach stosowania ich produktów nie była zbyt powszechna. Liczy się tu i teraz. Trudno zresztą chyba jednoznacznie ustalić, czy bezpłodność po latach stosowania środków antykoncepcyjnych, to bezpośredni efekt ich składu chemicznego, czy reakcja organizmu zmuszanego do zachowań nienaturalnych. Związek w każdym bądź razie nie pozostawia wtpliwosci.
Często spychane na późniejsze lata macierzyństwo, powodowane na przykład karierą, czy planowym wyborem drogi życiowej, powoduje że tracimy najlepszy okres na prokreację i naturalne posiadanie dzieci. Częstą też przyczyną niepłodności bywają powikłania po usuniętych ciążach, zwłaszcza w bardzo młodym wieku.
Jak widać na wszystkie powyższe przyczyny mają wpływ nasze osobiste decyzje. Istnieje oczywiście część przypadków wyjęta spod naszego wpływu, jak wady genetyczne, czy powikłania po innych procesach chorobowych, ale zdaje się, że są one w mniejszości. Multum przypadków to wynik hedonistycznego, konsumpcyjnego stylu życia.
W pewnym momencie następuje przełom, zrobiliśmy karierę, zaczynamy powoli rozmyślać o przemijaniu i starości, budzą się sztucznie odrzucane instynkty i zaczynamy zabiegać o posiadanie potomka. Wtedy często okazuje się, że jedna szansa, to zabieg in vitro. Tylko, że taki zabieg, wykonywany już dość powszechnie w Polsce od wielu lat (znam mnóstwo takich par, niektóre mają więcej, niż jedno dziecko poczęte w ten sposób), jest drogi.
Rodzi się teraz zasadnicze pytanie, czy wszyscy powinniśmy uczestniczyć w sfinansowaniu prezentu i spełnieniu marzenia o posiadaniu potomstwa, jak gdyby chodziło o leczenie nowotworów, czy innych śmiertelnych chorób, zwłaszcza że na takie zabiegi często brakuje publicznego grosza?
Debata o in vitro w Polsce została zakłamana i sprowadzona do fałszywego przekonania,że toczy się spór o jej legalność. Tymczasem, powtarzam, zabiegi przeprowadza się legalnie od lat, a ostatnie zawirowania, to chęć przerzucenia kosztów takich zabiegów na wszystkich. Czyli wszyscy mamy ponosić finansowe konsekwencje wyborów osobistych innych osób. Spełniać ich marzenia, jakby chodziło o ratowanie życia. Można się domyślać, że istnieje tu silne lobby pro in vitro, które nie żałuje wysiłków i grosza licząc na ogromne korzyści w najbliższej przyszłości.
Ale dlaczego brnie w to polski rząd, jakby nie było innych niezbędnych potrzeb, na które zwyczajnie nie starcza? No chyba, że chodzi o dyskusję dla samej dyskusji i przykrycie innych niechlubnych tematów? Pomijam tu całkowicie kwestię bioetyczną zabiegów i nie potępiam wyborów osobistych, aby było jasne.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo