Wczoraj odbyła się debata w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce. Komentatorzy oceniają, że premier Polski wyszła z dyskusji zwycięsko. Ale nie tylko oni są takiego zdania. KOD-owcy napisali m.in.: „Dali d...y. Nie mamy na kogo liczyć” – było to odniesienie do „pomocy” ze strony Platformy Obywatelskiej. „Czyli przegraliśmy? Szkoda, bo była nadzieja, że jeszcze wróci wolność” – napisał inny internauta. Nie pomogła nawet wizyta Mateusza Kijowskiego w Brukseli.
Jakby tego było mało przytaczam wypowiedzi osób niezbyt chętnych PiS, lub wręcz zażartych wrogów tej partii.
Jakie były wrażenia i odczucia sympatyków PiS i rządu chyba nawet przytaczać nie trzeba?
Cała ta debata, choć w moim odczuciu niepotrzebna i bezzasadna, może przynieść wbrew oczekiwaniom sporo korzyści.
Po pierwsze zewrze i wzmocni szyki zwolenników obecnej władzy, podobnie jak to było na Węgrzech.
Po drugie ugruntuje powszechne przekonanie, że PO i okolice zrobią wszystko w najgorszym rozumieniu, włącznie z wywlekaniem polskich spraw na zewnątrz (współczesna Targowica) dla osiągnięcia własnych korzyści.
Po trzecie ma szansę wzmocnić nawet pozycję Polski w UE i "policzyć" prawdziwych sprzymierzeńców na przyszłość.
Po czwarte powinna zakończyć wreszcie ten niepotrzebny skowyt KOD i innych oderwanych wbrew ich woli od żłoba.
I w końcu po piąte, chyba najważniejsze, był to zarówno dla premier Beaty Szydło, jak i dla całego rządu, prawdziwy chrzest bojowy w potyczkach z Unią, co pozwoli na łatwiejsze i odważniejsze funkcjonowanie w przyszłości.
Nie wiem dlaczego w tym momencie wspominając poprzednią ekipę widzę Ewę Kopacz szamoczącą się niczym pijana na czerwonym dywanie i naprowadzaną na cel przez panią Merkel.
Dwie panie premier polskich rządów, a jakie rożne zachowania.
Inne tematy w dziale Polityka
