Jeszcze w ubiegłym stuleciu w mojej (warszawskiej zresztą) firmie zaczął być modny ‘outsourcing’ i na tej fali moja pracownia zaczęła zlecać wykonanie pewnych analiz MES zwykłym, prozaicznym firmom usługowym. Nie, to nie ta firma –http://www.mes-tech.pl/index.php?doc=uslugi - nic tu nie reklamuję, link (aktualny) przytaczam jako ilustracje tego, że teraz, po upływie kilkunastu lat, takich firm jest mnóstwo. Więc poco ten akurat link? Bo jest tam explicite przedstawiony TOK POSTĘPOWANIA przy składaniu zamówienia. I potem WERYFIKACJI wyników. Ten ‘tok’ obejmuje też, oczywiście, jak widać- w gruncie rzeczy- przedstawienie przez zleceniodawcę szczegółowo zdefiniowanego fizycznego modelu badanego procesu, zjawiska, zdarzenia.
W tzw ‘ramach’ tegoż outsourcingu, a może i z innym tagiem, nie pamiętam, zatrudnialiśmy też na zlecenia stałe naukowców z różnych szacownych instytucji jako konsultantów..
Ten ‘tok’ – przy definiowaniu modelu sprowadzał się do wielogodzinnych seansów przesłuchań (no, prawie dosłownie) prowadzonych przez młodych kozaków z firmy usługowej, którzy znęcali się nad facetem od zleceniodawcy. W tej roli nasi naukowcy konsultanci (z całym należnym szacunkiem) wymiękali jak norki i wyjeżdżali niby dyplomatycznie na jakieś np. sympozjum (raczej nie do Pasadeny). No i ja byłem tym projektantem/ zlecającym/ torturowanym/ oceniającym rezultaty w jednej osobie. Męczące, ale niczym masochiście przynosiło mi to satysfakcję, gdy w końcu wirtual i rzeczywistość stawały się dostatecznie zbliżone, a niekiedy wręcz nierozróżnialne przy prezentacji wyników.
Tak się złożyło, że w tym samym czasie ukazało się polskie wydanie książki „Opiewam elektronikę ciała - mój rok z Microsoftem’ F. Moody’ ego,http://www.racjonalista.pl/ks.php/k,1393 w czym miałem swój czynny udział i którą z tej racji miałem świeżo w pamięci. To obraz Microsoftu widzianego na co dzień niejako od wewnątrz i z poziomu pojedynczych członków 100-tu osobowego zespołu programistów, projektantów i redaktorów tworzących multimedia, spalających się w pracy niekiedy tygodniami 20 godzin na dobę. Główny ‘korpus’ Microsoftu w Seatle liczył wtedy ok. 10 000 pracowników, z których ok. 1/3 rocznie nie wytrzymywała i odchodziła sama lub była zwalniana. Więc rekrutacja, wstępny odsiew przez dział ‘human resources’ z kilkudziesięciu tysięcy chętnych, tysiące ‘torturowanych’ na rozmowach wstępnych. Po wielu godzinach rozmowy – egzaminu – tortury egzekwowanej często przez młodego szeregowego formalnie guru komputerowego, siedzącego w zagraconej swej pracowni, w brudnym t-shircie, szortach i sandałach, przy ryku Red Zeppelin czy innej Nirvany – szykownie odziany kandydat, nierzadko dr informatyki z dorobkiem, wychodził zmięty, mokry od potu, ze zwieszoną głową. Przyjmowany był po tej rozmowie co dziesiąty…
Gdy byłem ‘przesłuchiwany’ przez naszych wynajmowanych jak by nie było młodych guru – to kojarzyły mi się te sceny opisane przez Moody’ego, mimo innej sytuacji i innych dekoracji – no i oczywiście tematem przesłuchania był model fizyczny sprawy, nie subtelności programowania.
Czy pisze o tym dlatego, że kojarzy mi się jakaś aktualna sytuacja?
No pewnie!
I pytanie: czy Pan Macierewicz i ta Pani jakoś tak na F, co zna angielski, to musieli do wiadomej sprawy szukać autorytetów za oceanem, na szacownym amerykańskim uniwersytecie?
Czy dlatego, że tam znaleziono nie dość, że ’amerykańskie’ ale i takie jak trzeba rozwiązania?
Czy w kraju nie można zlecić takiej pracy? Oczywiście, że można bez trudu i za umiarkowane pieniądze, ale jej wynik NIE będzie z góry poprawny politycznie. Mam zaufanie do naszych firm, oparte o nie tylko własne doświadczenie, które pewnie obiektywnie jest tylko bardzo cząstkowe.
A dlaczego ktoś z opcji antyzamachowej (istnieje taka? Po mojemu istnieje jeszcze opcja tylko zwykła) nie może zlecić takich badań zwyczajnie firmie komercyjnej, niekoniecznie zaraz Szacownej Instytucji, która się nie chce mieszać ze względów …itd. Itp.
Ale z drugiej strony można powiedzieć, że było by to legitymizowanie oszołomstwa albo ujmując to inaczej - wydawanie publicznego grosza na sprawdzanie poprawności tabliczki mnożenia.
Sceptyczny racjonalista, ani dogmatyczny liberał ani tym bardziej jego przeciwieństwo, bardziej pozytywista niż romantyk, uzależniony od książek - wielbiciel tak Kafki jak Haszka, tak Ludluma jak i Prousta, tak Clancy'ego jak Lema. Fan żeglarstwa, nart, rajdów samochodowych, kiedyś czynny zawodnik - kolarz. Miłośnik Mazur i Puszczy Białowieskiej. Czuje głęboką niechęć do fanatyzmów i fundamentalizmów w każdej postaci. Może trochę kosmopolita - a już z całą pewnością daleki od nacjonalizmów każdego koloru. ABSOLUTNIE "GORSZY SORT" jak to wyraża "klasyk".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie