Fizycy i eksperci lotniczy załamują ręce. Tak przynajmniej pisze blagier kuwetowy. Jeśli nawet tak jest, to bynajmniej nie wobec siły argumentów blagiera, ale nad jego totalną ignorancją.
Specjalnością blagiera jest wyszukiwanie dziury w całym i zaprzeczanie rzeczywistości. Blagier wyszukuje katastrofy i incydenty, nieco przypominające w przebiegu katastrofę smoleńską, po czym dokonuje porównania. W porównaniach koncentruje się na wygodnych podobieństwach, a przemilcza niewygodne różnice. Jednym z ostatnich przypadków jest twarde lądowanie w Kanadzie http://www.bst-tsb.gc.ca/eng/rapports-reports/aviation/2014/a14f0065/a14f0065.html . Argumentacja blagiera: skoro w tym przypadku przy zbyt niskich obrotach silnika spadała prędkość samolotu na podejściu, to w Smoleńsku też musiała. Wystarczy jednak obejrzeć uważnie obrazek z załącznika http://www.bst-tsb.gc.ca/eng/rapports-reports/aviation/2014/a14f0065/Images/a14f0065-appendix-a.png , by dopatrzeć się istotnej różnicy. Rzeczywiście, pełne wypuszczenie klap w tym przypadku spowodowało, że samolot przestał opadać i znalazł się nad ścieżką, po czym gonił tę ścieżkę od góry. To jest pewne podobieństwo. Istotną różnicą jest fakt, że na wysokości 500 stóp (150 m) nad pasem, w odległości 1,5 Nm (ok 2,8 km) przed progiem pasa samolot ustabilizował prędkość opadania do do 600 stóp/min (3 m/s).
W Smoleńsku natomiast samolot w odległości 2,8 km przed progiem pasa także dogonił ścieżkę od góry, ale prędkości opadania nie zmniejszył. Średnia prędkość opadania była w dalszym ciągu znacznie większa od nominalnej, toteż wysokość elewacji pasa została osiągnięta na około 1250 metrów przed progiem pasa.
Tak więc istotna różnica to prędkość opadania. A skoro jest znacznie większa prędkość opadania, to prędkość samolotu nie musi spadać, jak w pierwszym przypadku. Problem z fizyką mają więc nie fizycy czy lotnicy, a blagier kuwetowy.
#katastrofa smoleńska