I tyle ma do powiedzenia były urzędnik Nałęcz w sprawie braku notatek ze spotkań byłego pryncypała z zagranicznymi dyplomatami. Resztę ma w głowie. I tyle ma do powiedzenia podatnikowi, który na niego łoży. Z tych podatków miał urzędnik Nałęcz płacone na zimowe rajstopki, które mu kupowała żona. Jakieś poczucie winy u urzędnika Nałęcza, jakaś skrucha, jakieś jedno z magicznych słów? A gdzież tam. „Nie wiedzę nic niestosownego”. Profesor. Dramat.
Urzędnik Nałęcz i inni mieli tylko dobrze wywiązać się z powierzonych im przez państwo zadań. Zadanie banalne. Na takie spotkanie należało zaprosić panią stenotypistkę, po spotkaniu pani stenotypistka miała protokół wydrukować nadając mu numer stosownie to dziennika spraw, zarejestrować ten protokół w tymże dzienniku, dać do przeczytania i podpisania uczestnikom zebrania po czym złożyć go w sejfie. Tak postępuje się w polskich firmach, które mają kontrakty z partnerami zagranicznymi i z wymogu kontraktów prowadzą tajne kancelarie. Na czym więc polegała trudność, że czereśniakom polskiej polityki było to zadanie ponad ich możliwości? Pierwsza lepsza spółka zoo, mająca trzech udziałowców i produkująca kółka do wózków dziecięcych, po każdym zebraniu zarządu robi protokół, który podpisują wszyscy udziałowcy. A tu wysocy urzędnicy państwa spotykają się z dyplomatami innych państw i nie ma po tym śladu.
Co więc można sądzić o tym? Widzę kilka rozwiązań. Wszystkie są głęboko osadzone w spiskowej praktyce dziejów, która daje ogromne pole do snucia możliwości z braku jakichkolwiek dokumentów. Oto moje przypuszczenia dlaczego tych notatek nie ma.
Spotkania wcale się nie odbyły. No bo nie i już.
Spotkania były i owszem, ale rozmawiano o dupie Maryni.
Spotkania były i owszem, ale rozmawiano tylko o gotowaniu bigosu.
Spotkania były i owszem, ale rozmawiano wyłącznie o kręceniu lodów.
Notatki ktoś robił, ktoś inny zabrał je bo miały fajny charakter pisma. Możliwe, że za jakiś czas wypłyną.
Pani stenotypistce puściło oczko w rajstopkach i nie miała zapasowych.
Chodziło o to aby…
Na razie wystarczy domysłów. Sprawa jest – jak mawiają prokuratorzy – rozwojowa. Możliwe, że niebawem poznamy więcej szczegółów.
Po przejęciu kancelarii Prezydenta przez nową ekipę spodziewałem się, że na przykład gruchnie wieść, iż w sejfie nie ma aneksu do raportu likwidacji WSI. Ale do głowy mi nie przyszło, że będzie aż takie pastewne buractwo. Taka żenada. I jak tu teraz pokazać oczy dyplomatom, którzy przyjeżdżali do nas na rozmowy przez ostanie pięć lat? Taki dyplomata wyciąga notatki, który zrobił inny dyplomata (będący obecnie w opozycji!) i trafia na nieprzygotowanych naszych urzędników. Co w takiej sytuacji zrobić? Może po prostu powiedzieć: przepraszamy ale w wyniku niezwykłych zbiegów okoliczności naszym krajem przez ostatnie lata rządziły bałwany. Obiecujemy, że to się więcej nie powtórzy. Na odchodne dyplomaci dostawaliby kolorowy folder ze zdjęciami naszych bałwanów.
W głosie urzędnika Nałęcza wyczuwam obecnie żal do kierowcy, ze został abstynentem, żal do zakonnicy, że nie zaszła w ciążę, żal do innych urzędników, którzy zlikwidowali umówione przejście dla pieszych. I tyle.
Inne tematy w dziale Polityka