Historia to dziś tylko cokolwiek dalej. Nie zrozumiesz tego co jest dziś nie wiedząc jak było kiedyś.
A było tak. Skończył się festiwal „Solidarności '81”. Zaczął się długi okres postu i wyrzeczeń. Było jak w filmie bez dźwięków i bez kolorów. Ludzie oczywiście żyli swoim życiem, kochali się, umierali. Pomstowali na komunę, kombinowali jak zdobyć ubitego świniaka u chłopa i nie być zatrzymanym przez milicję na rogatkach miasta. Potajemnie czytali dużo więcej i wiedzieli o świecie więcej niż niejeden dziś mający do dyspozycji Internet oraz kablówkę ze stupięćdzięsięcioma kanałami durnowatej TV.
Jak każda historia tak i ta zaczyna się jak zwykle. Było więc sobie miasto za górami, za lasami. Była sobie fabryka, która miała markę w świecie. Byli w niej dwaj pracownicy. Jeden o niespotykanym rzymskim imieniu prawie jak z „Quo vadis” (Alfa) i drugi o pospolitym polskim imieniu (Beta). Ja, byłem wówczas brodatym i długowłosym studentem w wyciągniętym swetrze zaangażowanym w ruch, który po swojemu nazywaliśmy „Solidarnotą”. Każdy może się domyślić o co chodziło.
Alfa był robotnikiem. Robotnikiem wykwalifikowanym. Znał dobrze historię i orientował się dobrze w tym co piszczy w świecie. Był żonaty, miał bardzo atrakcyjną żonę oraz dwóch bardzo śmiesznych małych brzdąców. Alfa rwał się do roboty w podziemiu. Chciał koniecznie drukować wolne słowo. Podziwiałem go. Ja nie miałem wówczas założonej swojej rodziny, nie miałem maluchów na swoim utrzymaniu. Jeżeli coś by się ze mną złego stało to byłoby tylko utrapieniem dla moich rodziców, a szczególnie zatroskanej moimi późnymi powrotami mamy.
Wracając do Alfy. Gdybym teraz w radio usłyszał piosenkę „Republiki” ze słowami: „gdzie są moi przyjaciele, robotnicy z tamtych lat” to bez wątpienia pomyślałbym o Alfie.
Beta był świeżo po studiach. Dostał się do biura konstrukcyjnego w tej samej fabryce. Dużo gardłował ale się nie angażował w „robotę”. Znałem go bardziej niż Alfę. Bywaliśmy razem na imprezach. Lubił popis. Jakoś za nim szczególnie nie przepadałem.
Skończył się post i miało się zacząć świętowanie wolności. Ale bardzo szybko dostaliśmy kubłem zimnej wody na łeb, że pacta sunt servanta chociaż nikt z nas nic nie wiedział o jakichś paktach z komuchami. Nie pamiętam teraz już dobrze, czy najpierw zdradził Michnik podziemnych drukarzy z tym swoim „odpieprzcie się od generała” czy tamten z tymi swoimi pacta.
Beta dostał się do kierownictwa fabryki. Był bardzo przejęty swoją rolą. Opowiadał o swoim koledze, który też dostał się do elity zarządczej nowej wolnej Polski. Z przejęciem opowiadał jak onże postawił sobie cel w życiu: „gwałcić, rabować sycić wszelkie pożądania”. Ten bezimienny bohater mojej notki był pierwowzorem czegoś co nazywam bękartami Bolka.
Alfę spotkałem gdy już sprzedaliśmy Niemcom prawie cała prasę, Balcerowicz zamroził rwący się do boju młody kapitalizm targający co się da z Zachodu i sprzedający na placykach pod sklepami (w upale i chłodzie ale na swoim). Michnik pokazał swoje prawdziwe oblicze. Spotkaliśmy się na rynku warzywnym. Za komuny, w podziemiu w zagrożeniu utratą wolności zawsze widziałem w jego oczach iskierki uśmiechu. Teraz jednak Alfa miał wzrok przygnębiony. Fabryka podupadała, on stracił w niej pracę. Nie rozmawialiśmy długo. Było mi czegoś wstyd chociaż nie odcinałem kuponów od swojej podziemnej przeszłości.
Betę spotkałem niedawno na jakieś okólnej imprezie wspominkowej z dawnych czasów. Prawdę mówiąc to nie spodziewałem się go tam spotkać. Starliśmy się dosyć szybko. Poszło o Katastrofę Smoleńską i zespół ekspertów z komisji parlamentarnej.
- Ten Macierewicz to jakiś psychopata – rzucił Beta.
- Dlaczego? – zapytałem, wiedząc, że w jego zespole są ludzie, których książek uczyłem się inżynierki w czasie studiów i do których mam olbrzymi szacunek.
- Jak to dlaczego?! – patrzył na mnie z niedowierzaniem i rozglądając się po siedzących wokół w poszukiwaniu akceptacji.
- No powiedz własnymi słowami dlaczego – nie ustępowałem.
- Jak to dlaczego, przecież to widać! – krzyczał.
- Ale co widać? – nie ustępowałem.
Po kilka takich dodatkowych pytaniach i widząc jak się miota wstałem i poszedłem do innego skupiska znajomych z dawnych lat. Beta był purpurowy jak burak. Nikt wokoło nie poparł go.
Więc nie zdziw się młody człowieku memu zachowaniu, że gdy zobaczysz mnie w tramwaju, autobusie, pociągu słyszącego rozmowę:
- Wstyd, ta cała „Solidarność” to nie zaprosiła naszej pani premier na obchody rocznicowe sierpnia 1981.
Więc nie zdziw się młody człowieku gdy wypalę wtedy z grubej rury:
- I bardzo dobrze! I wypindalać mi tu w kosmos a nie na obchody rocznicy Sierpnia. Wypindalać w kosmos albo do koszar ZOMO na darmowe żarcie i chlanie darmowej wódy przez pacyfikacją.
Inne tematy w dziale Polityka