Maciej Eckardt Maciej Eckardt
83
BLOG

Grypa. I śmieszno, i straszno

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Nigdy w życiu nie zaszczepiłem się na grypę. Ani tę okresową, ani żadną inną. Zaszczepił się natomiast mój znajomy i przez kilka lat nie mógł dojść do siebie. Chłop wyglądał jak śmierć na urlopie, co rusz na zwolnieniu lekarskim i badaniach, zero radości z życia, depresja i cholernie beznadziejne samopoczucie. Jakoś z tego wyszedł, ale poprzysiągł sobie, że do końca życia nie da sobie wszczepić żadnego paskudztwa, choćby cuda o nim opowiadali. Raz dał się zwieść i o mały włos się nie przekręcił. Zapewne jest - jak powiedzieliby lekarze - wyjątkiem potwierdzającym regułę. Być może tak, być może nie.

Grypa ma to do siebie, że lubi ludzi. Lgnie do nich z wyjątkową upierdliwością, dlatego uważana jest za jedną z najbardziej zaraźliwych chorób, potrafiącą skutecznie dziesiątkować rodzaj ludzki. Posiada wiele odmian i wciąż się udoskonala, zupełnie jak socjalizm. Robi to tak pomysłowo, że mamy do czynienia w przypadku ludzi nawet z grypą świńską. Nie jest to żadna aluzja do charakteru człowieka, a tym bardziej facetów, a jedynie wychwycenie, że to wirusowe ustrojstwo, to nic innego, jak zmutowany szczep składający się z dotychczasowego szczepu ludzkiego, ptasiego i świńskiego. Jednym słowem takie pangatunkowe Wash & Go.

Dotychczas było tak, że choróbskiem tym zarazić się można było jedynie od świni. Niestety, wzmiankowana grypa okazała się transgeniczna i zaczęła skakać z człowieka na człowieka. Nie wiem, czy jest to dowód na wyższość żywności koszernej, ale być może jest coś na rzeczy, skoro dwie wielkie monoteistyczne religie uważają świnie za stworzenia nieczyste i przezornie ich unikają. W każdym razie okazuje się, że grypa za nic ma demarkację gatunkową i potrafi dowolnie się implementować w wybrany gatunek. To znaczy, że za jakiś czas będziemy mieć do czynienia nie tylko z grypą ptasią i świńską, ale także końską, oślą, baranią, rybną i gadzią, gdyż zakres kulinarnych penetracji człowieka jest naprawdę nieograniczony.

Dzisiaj w kraju mamy grypę w dwóch odmianach: okresowej, czyli normalnej oraz A/H1N1, czyli nienormalnej (to ta od nierogacizny). Obecność tych dwóch gryp wywołała widowiskową awanturę, dzieląc scenę polityczną podług stosunku partii do konkretnej odmiany. Za tradycyjną grypą opowiada się Platforma Obywatelska, za świńską SLD i PiS. Jedni uważają, nie bez racji, że grypa tradycyjna jest mimo wszystko groźniejsza, bo ściele trupa znacznie gęściej, niż grypa świńska, która - o dziwo - w polskim klimacie przebiega znacznie łagodniej, niż grypa tradycyjna. Koalicja na rzecz grypy świńskiej (PiS-SLD) uważa z kolei, że to nie ma nic do rzeczy, a sprawa jest bardzo poważna, bo za chwilę możemy mieć do czynienia z pandemią świniogrypy, a szczepionek nie ma. I też trudno temu rozumowaniu odmówić racji.

A szczepionek nie ma, bo pani minister zdrowia chce mieć pewność, czy oferowane na rynku medykamenty są aby pewne i czy zwalczając wirusa nie poczynią w polskich organizmach jakichś dodatkowych spustoszeń. Firmy farmaceutyczne gwarancji stuprocentowej dać nie chcą, zasłaniając się jedynie unijnymi pozwoleniami, które takich gwarancji również nie dają, poza stwierdzeniem, że produkt spełnia unijne kryteria. A w życiu, niestety, różnie bywa. W każdym razie szczepionki jednak u nas będą, bo wszystkie odpowiedzialne narody Unii Europejskiej się szczepią całymi populacjami, więc my również powinniśmy to zrobić. Grypie na pohybel, a politykom, mediom, obywatelom i koncernom farmaceutycznym, ku uciesze. Jednym słowem - grypie śmierć.

U nas naród nie bacząc na okoliczności uprawia mądrość ludową i działa po swojemu. Kto chce, to się szczepi za swoje pieniądze, głównie na grypę tradycyjną, bo na nią szczepionki są. Co cwańsi gnają do Szwecji, bo tam szczepią za darmo każdego, kto się zgłosi. Mądrość ludowa każe także narodowi wiedzieć, że jesień i zima to czas, w którym wszelakie choróbska lubią sobie pohulać. Więc wzorem babek i prababek, zabezpieczają się przed tym i leczą sposobami zgoła nieunijnymi, a przynajmniej przez tę Unię nieogarniętymi. Ot, chociażby wodą utlenioną, sokiem z kiszonych ogórków, herbatą jabłkowo-miodową, miodem, syropem cebulowym, herbatą z sadźca przerośniętego i krwawnika, herbatą cynamonową, naparem z lipy i czarnego bzu, propolisem, a także wielu, wielu innymi środkami, które każdy z nas zna, ale przez wygodę i brak czasu nie stosuje.

Aliści, surfując po sieci w poszukiwaniu informacji o wirusach, nie sposób nie trafić na teorie oryginalne, by nie rzec obrazoburcze, sugerujące, że wirusy to coś więcej niż zwykła choroba. No bo gdyby tak się mocniej zastanowić, skąd toto się wzięło, to ni w ząb nie wiadomo. Z kosmosu? Piekła? Laboratorium wariata? ZUS-u? Sprzysiężenia grabarzy? Nie sposób rozstrzygnąć. A że teorie w tej materii mogą być naprawdę urokliwe, cytuję na zakończenie - stosownie mrugając okiem - wyklikany w necie fragment:

Dr Piotr Bein sugeruje, że groźniejsze od grypy są same szczepienia, które polegają na wprowadzaniu osłabionego wirusa grypy do organizmu człowieka. Jeżeli człowiek jest bardziej osłabiony niż wirus, to szczepienie może być tragiczne w skutkach. Podczas poprzedniej pandemii świńskiej grypy w 1976  (która faktycznie się nie ujawniła) ponad 90% zmarłych, to były ofiary szczepień. Bez wzmacniania systemu immunologicznego samo szczepienie nic nie daje, a nawet może być groźne dla życia.

Wysunięto przypuszczenie, że być może nowe DNA wirusów grypy przychodzi do nas z kosmosu. Z drugiej strony zauważono, że pewne wirusy mogą wpływać na zachowania zwierząt i ludzi. Wirus wścieklizny wzmaga agresję i prowadzi do pogryzienia kogoś, jeszcze nie zarażonego. Pokąsane zwierzę lub człowiek, stają się nowym żywicielem wirusa. Znane są także wirusy powodujące depresję i zaburzenia umysłowe. Czy jest możliwe, żeby wirusy z kosmosu kierowały umysłami decydentów w taki sposób, aby szerzyć infekcję? Z tego co wiemy o nowej szczepionce, to jest ona złożona z osłabionych wirusów. W swojej istocie szczepienia mają się przyczynić do rozpowszechniania się tych osłabionych wirusów. Takie jest zamierzenie WHO, ale czy tego pragnie tylko WHO?

Na YouTube możemy oglądać filmy o tym, jak grzyby potrafią precyzyjnie wysterować zachowaniami mrówek, które przestają być sobą i jak marionetki realizują program grzyba. Włoski onkolog Simoncini pokazał film o mrówkach, aby zilustrować problem: ludzie chorzy na raka, którzy nie są już sobą, lecz realizują program Candida Albicans. Każdy kto próbował ratować ludzi z chorobą nowotworową wie o czym mówię. Bardzo trudno jest zawrócić ich z drogi zagłady.

Spotykamy coraz częściej ludzi, którzy nie są sobą. Stanowią zagrożenie dla siebie samych. Nasza perswazja nie odnosi skutku. Ludzie ci są wyraźnie wprzęgnięci w czyjś, obcy dla siebie program i nie zdają sobie sprawy z tego co robią i dlaczego. Czeski uczony Flegr badał nosicieli toksoplazmozy. Wykrył szereg zachowań wskazujących, że nosiciele przestają być sobą i realizują program pasożyta. Czy możemy być pewni, że decydenci WHO wciąż są sobą i nie realizują obcego dla ludzkości programu pod wpływem obcych dla ludzkości mikroorganizmów?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości