Maciej Eckardt Maciej Eckardt
52
BLOG

Urlopowo

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Urlopu tydzień drugi. Żadne tam plaże Tunezji, Chorwacje czy Hurgady. Siedzę na wsi. Za płotem jezioro pełne karasi. Po drugiej stronie jeziora swoją ostoją na resztkach pomostu napawają się czaple siwe. Cierpliwie, niczym na warcie, prężą się w całej okazałości, od czasu do czasu gromko się przekrzykując. Nad koronami drzew trwa podniebny pojedynek srok z jakimś skrzydlatym drapieżnikiem, który zanadto zbliżył się do gniazd. Osaczony przez cztery ścigacze podniebny krążownik w końcu daje za wygraną i dostojnie odlatuje w siną dal. Na czas jakiś.

Od rana z pól dochodzą odgłosy ciągników i kombajnów. Żniwa. Większość pól już skoszona. Pogoda sprzyja, więc nikt nie ma czasu na głupoty. Tego roku pogoda jest w miarę łaskawa. Szczególnie dla kukurydzy. Wysoka prawie na dwa metry pręży się zadziornie soczystą zielenią, skrywając pęczniejące kolby. Czeka na swoją kolej. Właśnie nura w nią dały dwa szaraki szukające schronienia przed hałaśliwym kombajnem. Ten hałas to zachęta dla bociana. Dostojnie krocząc po wykoszonym polu wyłuskuje przekąski. Co chwilę jakaś ląduje w jego długim dziobie. Zbiera siły przed odlotem.

Wokół wsi są lasy. W zasadzie bory. Ciągną się kilometrami. Wczoraj dały dwa wiadra prawdziwków. Po ostatnich deszczach - właśnie się rozpadało – las kusi swoim bogactwem. Jagodami, które się kończą, kurkami, koźlarzami, podgrzybkami, maślakami, sowami… Wybornie smakują w jajecznicy, pod warunkiem, że jaja są od wiejskich kur. Tych na szczęście nie brakuje. Miejscowe kury lubią dźwięk mojej kosiarki. Wiedzą, że kiedy skończy pracować, dostaną świeżą trawę. Taką ucztę mają przynajmniej raz w tygodniu. Trawa tutaj rośnie wyjątkowo urodzajnie.

Wczoraj we wsi było końskie święto. Na ściernisku za wsią dumnie prężyły się zimnokrwiste ogiery i zalotne klacze. Były bryczki i riksze. Był konkurs powożenia, ciągnienia beli i rzutu kapeluszem. Wielką frajdę miały dzieciaki, radośnie pokrzykujące z bryczek. Dla starszych było piwo i kiełbaski z grilla. Za tydzień w sąsiedniej wsi będzie „sołtysiada”. Nie zabraknie specjałów lokalnej kuchni, wiadomo, Koło Gospodyń Wiejskich czuwa. Tutaj rzadko dyskutuje się o wielkiej polityce. Każdy swój rozum ma. Tutaj nikt nie prowadzi wojny na wyniszczenie. Bo trzeba wybudować wodociąg, wyremontować drogę, dokończyć boisko i świetlicę. Kogo tutaj obchodzą warszawskie przepychanki… Tutaj jest prawdziwe życie.

Zobacz również:
Dyniu i Penelpa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości