Zmarł 2 stycznia 1939 roku. Nie doczekał geopolitycznego tsunami, choć zdawał sobie sprawę z nadciągającego kataklizmu. Opatrzność oszczędziła mu upokorzenia zetknięcia się z germańską zarazą, która nie zdążyła go dopaść. Odchodząc, zatrzasnął za sobą dziejowe wieko, spinające klamrą pozytywistyczny świat dziewiętnastowiecznych ruchów emancypacyjnych z tromtadracją narodowych uniesień końca lat trzydziestych. W zasadzie gasił światło II Rzeczypospolitej, zamykał bell epoque, która już się nigdy nie odrodziła, choć żyła później przez długie lata w sercach Polaków.
Ma licznych epigonów i naśladowców. I tych poważnych i tych kompletnie „odjechanych”. Jego duch krąży po świecie polskiej polityki w sposób zwulgaryzowany, jak i subtelnie zniuansowany. Jego historycznych zasług dla odzyskania przez Polskę niepodległości nikt rozsądny dzisiaj już nie kwestionuje, choć zgodnie z kanonami obowiązującej politycznej poprawności, jak mantra, wypomina mu się jego niechętny stosunek do Żydów. Wprawdzie nie straszy się nim dzieci, ale wciąż nie brakuje obsesjonistów spod znaku lewicy i anarchii, którzy na dźwięk jego nazwiska dosłownie toczą pianę.
Dmowskiego nie da się w prosty sposób zaanektować do dzisiejszych czasów, jak chciałoby wielu jego naśladowców. Zresztą on sam, mistrz geopolitycznej analizy, miałby nielichą „zagwozdkę”, widząc w jakim kierunku pożeglował świat po II wojnie światowej. Z pewnością potrafiłby określić miejsce i rolę Polski w dzisiejszych realiach, ale niekoniecznie musiałoby to być po myśli i na bazie „klasycznej endecji”. Wielu mogłoby być nielicho zaskoczonych. W jego postępowaniu natomiast jedno byłoby niezmienne – realizm myśli, konsekwencja działania i siła przekonywania. Nie stałby się też zakładnikiem speców od PR, bo był człowiekiem wolnym. I tu miałby niewątpliwie problem.
Z pewnością nie mógłby się nadziwić, jak wiele intelektualnego pospólstwa dorwało się dzisiaj do polityki. Jak niewiele dzisiaj znaczy słowo w polityce i jak jałowe są szeregi dzisiejszych partii politycznych. Otwierałby oczy w zdumieniu widząc stada sprawnych technicznie posłów, rzutkich i błyszczących, ale kompletnie pozbawionych treści. Na pewno irytowałaby go wszechobecna powierzchowność, brak zrozumienia dla mechanizmów dziejących się zjawisk, zadowalanie się skondensowanym komentarzem i pławienie się w potoku nieistotnych informacji. Długo stałby osłupiały na widok Janusza Palikota i Joanny Senyszyn.
Padłby chyba z wrażenia widząc to zatrzęsienie Dyzmów w ławach parlamentu, tupetem i bezczelnością przykrywających przerażającą pospolitość. Miałby spore trudności ze znalezieniem partnerów do dyskusji, bo ze świecą dzisiaj szukać polityków, dla których geopolityka nie jest zestawem wyświechtanych formułek, będących odbiciem unijnych czy antyrosyjskich stereotypów, ale sztuką ważenia i dostrzegania spraw polskich w kontekście znacznie szerszym, uwzględniającym konteksty cywilizacyjne i technologiczne. Dlatego trumfowałby dzisiaj, bo już kilkadzisiąt lat temu prognozował wzrost potęgi Chin i wejście tego państwa do światowej pierwszej ligi.
Zadziwiłby Dmowskiego z pewnością Internet. Zawsze szukał możliwości szerokiego dotarcia do mas. Stąd tak aktywnie zajmował się pisarstwem politycznym, publikowaniem artykułów czy wygłaszaniem odczytów. Dlatego nie przeoczyłby tego narzędzia i z pewnością dołączył do śmietanki polskich blogerów, od których rozpoczyna się surfowanie w sieci. Niewykluczone, że właśnie w cyberprzestrzeni opublikowałby „Myśli Nowoczesnego Polaka II”, w których po raz wtóry dla higieny schłostałby naszą polską duszę, wyciągnął na wierzch nasze narodowe podłości i jeszcze raz przypomniał, co to znaczy „mieć obowiązki polskie”.