Maciej Eckardt Maciej Eckardt
776
BLOG

Wściekłość i obraza

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka Obserwuj notkę 7

– Jest to książka dla mnie oburzająca i paskudna, chociaż – niestety – podłość w niej zawarta mieści się nieźle w polskiej tradycji. (…) Ważne jest, że ojczyznę moją i ojczyznę setek tysięcy Polaków, czyli dawny „Tygodnik Powszechny” i jego środowisko (mowa o latach 1945-2005), Graczyk chce zniszczyć, mam wrażenie, że po to, by sprawić sobie przyjemność – wypalił na łamach „Wprost” Marcin Król, w wyjątkowo emocjonalnym tekście, zahaczającym o histerię. – Książki takie jak Romana Graczyka w niczym mi rozumienia świata nie zakłócą, ale piszę, by ostrzec: oto idzie nieprzyjaciel, który może zdeprawować następne pokolenia – zakończył dramatycznie swój artykuł.

Skąd ta histeria? Ano stąd, że powszechnie znana cnotka okazała się nie być skromną i wstydliwą panienką z pąsem na policzku, a jedynie cwaną „lampucerą” po przejściach. I właśnie problemem intymnej alkowy, czyli współpracy tuzów tygodnika z SB, postanowił zgłębić w archiwach IPN Roman Graczyk, dawny dziennikarz cnotliwej gazety, a więc człowiek dobrze zorientowany w meandrach krakowskiego środowiska. Szybko jednak został objęty środowiskową infamią, jako zdrajca i destruktor kryształowej przeszłości organu heretyzująco-postępowych katolików. Przeszłości, dodajmy, wyjątkowo kompatybilnej z polityką władz PRL-u, z pewnym marginesem swobody w obszarze wewnątrzkatolickiej i filozoficznej dyskusji .

– System domagał się, wręcz jako warunku sine qua non, uznania przez enklawę (środowisko „TP” – moje) jego prawomocności. Była to trochę kwadratura koła (relatywna wolność w enklawie jako wyjątek od reguły, zaś radykalne zaprzeczenie wolności w systemie jako reguła), ale gdy na jesieni 1956 katolikom skupionym wokół „Tygodnika Powszechnego” zaproponowano taki układ, bez większych wahań weszli weń, bowiem ów rodzący się system ćwierćwolności był i tak o lata świetlne od stalinowskiej wykładni marksizmu, którą wszyscy jeszcze czuli w kościach – delikatnie rozpoczął Graczyk, puszczając oko do tygodnikowych matuzalemów. Matuzalemy się jednak obraziły.

Obraziły się nie tylko one. W sumie focha strzelił cały Krakówek. Np. Jan Widacki na łamach „Przeglądu” oświadczył, że jak książka się ukaże, to czytać jej nie zamierza, gdyż zbyt sobie ceni swój cenny czas, a wiedzę o niej czerpie z wywiadu, jakiego Graczyk udzielił „Rzepie” i to mu w zupełności wystarczy. A propos tematu, zauważył jednak: „Redaktorzy „Tygodnika” za granicę, chociażby do Rzymu, jeździli legalnie na paszport (nie przekradali się przez zieloną granicę). Ktoś zatem z redakcji musiał z cenzorem negocjować treść publikowanych tekstów, ktoś rozmawiał z władzami o przydziale papieru, a wyjeżdżający musieli przed wyjazdem chodzić do bezpieki po paszport, po powrocie zaś bezpiece paszport odnosić. Jak wszyscy obywatele PRL”.

No niby racja. I to właśnie eksploruje Graczyk, z czego rozwścieczony Krakówek czyni rejwach rzadko spotykany. Wrzask podnosi salonowy drobiazg i salonowe powagi. Wspomniany wyżej Jan Widacki, kierując swój oskarżycielski palec w Graczyka, tak kończy swoją prokuratorską epistołę: „Lustrujący i moralnie pouczający swych niegdysiejszych duchowych ojców Graczyk zajmuje, obok Ryszarda Terleckiego, który swego czasu osobiście na łamach gazety zlustrował swojego ojca, poczesne miejsce w polskim klubie naśladowców Pawki Morozowa”. Prawda, że pięknie napisane?

Co ciekawe, wszyscy obrońcy cnoty „Tygodnika Powszechnego”, jak jeden mąż, nie omieszkają zauważyć, że na łamach „TP” publikował sam Karol Wojtyła, co z oczywistych powodów powinno wykluczać jakąkolwiek krytykę tak szacownego organu i pozamykać nienawistne gęby wszystkim hunwejbinom i podlecom. Jednak wszyscy obrońcy cnoty „TP”, jak jeden mąż, nie zauważają, że wspomniany Karol Wojtyła, już jako papież Jan Paweł II, wystosował do redaktora naczelnego cnotliwej gazety słowa, po jakich każdy porządny katolik powinien się zapaść pod ziemię i na długo zamilknąć:

„(…) Rok 1989 przyniósł w Polsce głębokie zmiany związane z upadkiem systemu komunistycznego. Odzyskanie wolności zbiegło się paradoksalnie ze wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na Papieża. Wyczułem to zwłaszcza w kontekście moich ostatnich odwiedzin w Polsce w roku 1991. Chodziło o to, aby zatrzeć w pamięci społeczeństwa to, czym był Kościół w życiu Narodu na przestrzeni minionych lat. Mnożyły się oskarżenia czy pomówienia o klerykalizm, o rzekomą chęć rządzenia Polską ze strony Kościoła czy też o hamowanie emancypacji politycznej polskiego społeczeństwa. Pan daruje, jeżeli powiem, iż oddziaływanie tych wpływów odczuwało się jakoś także w ‘Tygodniku Powszechnym’. W tym trudnym momencie Kościół w ‘Tygodniku’ nie znalazł, niestety, takiego wsparcia i obrony, jakiego miał poniekąd oczekiwać: ‘nie czuł się dość miłowany’ – jak kiedyś powiedziałem (…)”.

I tu jest pies pogrzebany. Szydło z cnotliwego wora wyszło w całej okazałości już w wolnej Polsce. Przedtem szydło było w worze zręcznie chowane, co jednak nie przeszkadzało żgać nim na prawo i lewo. Głównie z lewa na prawo. Jak się okazuje, często z esbeckim błogosławieństwem.

cena przetrwania
Cena przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego”, Roman Graczyk, Warszawa 2011, ss. 495

www.eckardt.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka