Na chwilę w Bydgoszczy. Pomiędzy polskim morzem a Borami Tucholskimi. W TVN24 żale byłego ministra Kaczmarka. Miał ponoć, jak zapowiadał sejmowy sensat Wojciech Wierzejski, obwieścić światu na specjalnej konferencji prasowej porażające wieści na temat zgnilizny moralnej rządu i rzeczy niesłychanych dziejących się pod dywanem władzy. Niestety, poza lamentem i chowaniem się za magicznym - nie mogę powiedzieć, powiem dopiero przed komisją śledczą, niczego nie szło się dowiedzieć poza tym, co i tak na kilka dni przed konferencją tłukły rozegzaltowane media. Z porażających zapowiedzi pozostało… porażające nic.
Jakoś nie przekonuje mnie były funkcjonariusz państwowy, w tym przypadku minister spraw wewnętrznych, który z chwilą nagłego odwołania ze stanowiska, kierując się emocjami, wytacza najcięższe armaty w kierunku swoich niedawnych pryncypałów, z których ręki jadł do niedawna dosłownie wszystko. Zwłaszcza, jeśli robi to z podpuszczenia Romana Giertycha, znanego zadymiarza, manipulatora i konfabulanta, dążącego rozpaczliwie do przedłużenia swojego bytu w sejmie.
Kaczmarek jako kandydat LiS-u na premiera dołączył do postaci groteskowych polskiej polityki. Przyjęcie propozycji objęcia teki premiera z rąk politycznych zakapiorów jest niczym innym, jak politycznym dance macabre, a już na pewno polityczną schizofrenią, skoro prominentny prokurator wchodzi w układ z szemranymi indywiduami przeciwko którym, właśnie jako prokurator, zbierał dowody.
Kaczmarek stał się marionetką w rękach Giertycha, który potrząsa nim i szczuje w nadziei, że uda mu się osłabić znienawidzonego Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Liczy także na to, że przy pomocy roztrzęsionego Kaczmarka uda mu się przekuć zarzuty prokuratorskie dotyczące finansów LPR z czysto karnych na inspirowane politycznie, zmniejszając ich wagę i wymowę. Kaczmarek dla Giertycha to ucieczka do przodu przed politycznym bankructwem i widmem atrofii resztek politycznego zaplecza. To wreszcie dramatyczna próba poderwania się z katafalku, na którym skutecznie położyła go opinia publiczna, która, jak wskazują sondaże, może go razem z tym katafalkiem przenieść na miejsce wiecznego spoczynku, jeśli tylko dojdzie do wcześniejszych wyborów.
Czyż nie uroczo wyglądałby wówczas epilog w postaci konduktu, smutno podążającego za zmechaconą chabetą ciągnącą katafalk z tabliczką LPR, złożonego z posłów Młodzieży Wszechpolskiej, śpiewających jak mantrę znany refren piosenki Elektrycznych Gitar:
To już jest koniec, nie ma już nic,
Jesteśmy wolni, możemy iść
To już jest koniec, możemy iść
Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic…
Jedyną szansą na przetrwanie dla LPR-u pozostaje już tylko najbliższy “Taniec z gwiazdami”, program mocno popularny i komentowany. Ale tam, cholera, też się głosuje - tyle, że za pomocą sms-ów. Trudno, w każdym razie jakieś światełko w tunelu jest i tego Liga powinna się mocno uchwycić.
A tymczasem prokuratura rejonowa w Toruniu odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie tzw. „taśm Rydzyka”, uznając, że do żadnego obrażenia głowy państwa nie doszło, ani tym bardziej do propagowania antysemityzmu. Dęte zarzuty i doniesienia groteskowych stowarzyszeń nie znalazły uznania w oczach toruńskiej pani prokuratur, poddawanej na tę okoliczność nieustannej presji środowisk lewackich i lewicowych, a także niektórych środowisk żydowskich. Całość skomentował stały komentator „Gazety Wyborczej”, sympatyczny skądinąd, ale poczciwie naiwny bp. Tadeusz Pieronek, który decyzję prokuratury nazwał dziwną i jął się głośno zastanawiać, czy nie byłoby lepiej, gdyby pacyfikacją niesfornego redemptorysty zajęła się Rada Stała Episkopatu, która zbiera się w najbliższą sobotę. No bo skoro rady nie daje prokuratura, czujne Centrum im. Szymona Wiesenthala, ani ambasador Izraela w Polsce, a tym bardziej „Tygodnik Powszechny” z przyległościami, to sprawa jest rzeczywiście bardzo poważna i niesłychana, by nie rzec tragiczna.
W lipcu 2001 roku w „Gazecie Bydgoskiej” popełniłem tekst o Radiu Maryja. Wówczas, podobnie jak dzisiaj, wokół o. Rydzyka i jego radia wznosił się klangor postępowych umysłów i salonów. Wynika z tego, że cyklicznie mamy do czynienia z niesłabnącym zainteresowaniem toruńskim medium, co samo w sobie jest urocze, bo znak to, że nieprawomyślna stacja spełnia swoje zadanie, pomimo kociokwiku, jęków i zawodzenia. Znaczy się trwa i ma się dobrze. Tekst pasuje jak ulał do dzisiejszej sytuacji, więc z tym większą przyjemnością go przytaczam. A tymczasem na resztę urlopu zwiewam w Bory Tucholskie, co innym szczerze polecam, także tym, co na moher są uczuleni i na Radiu Maryja psy wieszają.
——————————————————————————–
Radio non grata
No i przeżyliśmy prawdziwy rejwach. Telewizja publiczna i niepubliczna wespół z prasą, pokazały wreszcie narodowi, jak to Radio Maryja miast w włosienicy chodzić i przepraszać że żyje, ma czelność być nowoczesną i dynamiczną rozgłośnią radiową. I o ile sama nowoczesność piewcom tolerancji nie przeszkadza, o tyle nowoczesność w wydaniu Radia Maryja, jak najbardziej. A to dlatego, że jest to nowoczesność bezczelna, gdyż nie uzgodniona z autorytetami i dotycząca jedynie środków technicznego, a nie treściowego przekazu.
W czasach dzisiejszych nie uzgodnienie linii ideowej jakiegokolwiek środka przekazu z salonami intelektualnymi, Komitetem Integracji Europejskiej, czy też społecznością międzynarodową, z miejsca powoduje kłopoty i podpada pod - nienazwany wprawdzie ale funkcjonujący - paragraf medialnej i politycznej infamii. Doświadcza tego każdy, kto w temacie mediów wykazuje zatwardziałość serca i rozumu wobec jedynie słusznej drogi, jaka jest dzisiaj Polakom serwowana. Jednak w przypadku Radia Maryja infamia nie wystarcza, gdyż od dawna stosowana nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Na nic zdały się próby poróżnienia Radia z episkopatem, sugerowania rozłamu w Kościele czy wprost lefebryzmu. Skutek okazał się wręcz przeciwny, toruńska rozgłośnia swoją wyrazistością i oryginalnością przyciągnęła kolejnych słuchaczy, złaknionych normalności i szczypty swojskości. To jest oczywiście dla wszystkich funkcjonariuszy pióra zatroskanych o polski katolicyzm sprawa niesłychana, bo jakże to - żeby we współczesnym świecie rzeczy tak nieprawdopodobne szły na antenę. I to gdzie, na cały świat.
Stąd obserwowany kociokwik i rozdzieranie szat nad niereformowalnym ojcem Rydzykiem, który - o zgrozo - porwał za sobą miliony Polaków w kraju i za granicą. W głowach zawistników pomieścić się nie może, że osiągnął on spektakularny sukces medialny bez reklam, abonamentu i audycji sponsorowanych. Toż to ekonomiczne mistrzostwo świata i geszeft niewyobrażalny, przy którym tęgie głowy od marketingu dosłownie siwieją. Jak to możliwe, by ludziska same z siebie (fenomen jaki?) płacili na niepubliczne radio z wyraźną i nie przymuszoną ochotą. Koniec świata dosłownie. Tu media publiczne ledwie przędą, abonament chcą wmontować w rachunki za prąd, a tu pod bokiem jakaś radiostacja, nie dość że wierzga, to jeszcze się rozwija. Dlatego też geszefciarze kombinują, jak by tu sprawę ugryźć, a raczej zagryźć, tym bardziej, że ojciec Dyrektor - Unio ratuj! - już zapowiedział, że wkrótce wyrychtuje telewizję jak się patrzy. Czujecie Państwo, TELEWIZJĘ!
I tu ich boli. Bo skoro okazało się, że ludziska w kilka milionów słuchają po zaściankach Radia Maryja, to jak nic zrobią to samo, gdy powstanie podobna telewizja. A wtedy - nie daj, albo daj Boże - jakichś ichnich Durczok czy Olejnik zacznie kłapać tak samo bezczelnie, tyle że klarownie na tematy, dajmy na to unijne. Zgroza. Przecie nie można dopuścić, by ichnie „Wiadomości” czy „Fakty” nagle zaczęły zatruwać polskie umysły nie uzgodnioną tematyką i komentarzem. Okazać się także może, że na ichniej wizji pojawiać się zaczną jakoweś monstra, co to ani szacunku i poważania dla unijnych wartości mieć nie będą, a siać pewnikiem zaczną zamęt w wolnomyślicielskim porządku. Dlatego trzeba naród zabezpieczyć, który w domowych pieleszach wykazuje przywiązanie nie tylko do kapci i fotela, ale również do pilota. Pstryka nim na prawo i lewo - z konieczności głównie na lewo - bez jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności. I niech się zdarzy, strach pomyśleć, że pstryknie gdzie nie trzeba, gały i rozum wytrzeszczy i … zacznie myśleć. I tu ich boli, oj jak boli.
(”Gazeta Bydgoska”, lipiec 2001 r.)
www.eckardt.pl
www.kamraci.org
e-mail: maciej@eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka