Maciej Eckardt Maciej Eckardt
174
BLOG

Jak to drzewiej z tańcami bywało

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Kultura Obserwuj notkę 0
Spozierałem wczoraj znad książki na finał „Tańca z Gwiazdami”. Czasami lubię jak w tle pitoli telewizor. Ciekaw byłem przy okazji, jakie też wygibasy tefałenowskie gwiazdeczki na sam koniec wymyślą. W decydującym starciu o polską kryształową kulę i niemieckie porsche prężyli się Anna Guzik i Łukasz Czarnecki oraz Justyna Steczkowska i włoski internacjonał Stefano Terrazzino. Z wyżej wymienionych zawodników kojarzyłem jedynie szczupłą tancerkę Steczkowską, bo czasami śpiewa. Nawet ładnie (np. przeuroczy kawałek „Tu i tu”). Reszta państwa nic mi nie mówiła. W wielkim finale wygrała sympatyczna pani Guzik prowadzona przez pana Czarneckiego. Pokwitowała tym samym odbiór ekskluzywnej bryki pod tytułem porsche. Była ładna, czerwona i nowa. Bryka, rzecz jasna.

Po „Tańcu z Gwiazdami” w TVN-ie produkował się Forrest Gump o bardzo samorządowo brzmiącym nazwisku Wojewódzki. Wyłączyłem Forresta. Pitolić zaczęła sama muzyka, tym razem Gotan Project. Czytając „Żeńską twarz” (wyd. 1927 r.) Stanisława Ciszewskiego, będącą pracą etymologiczno-etnograficzną na temat imion żeńskich i sposobów odzywania się do niewiast (ot, chociażby: darmodajka, koczkodan, fatałacha, duszyca, kalafarnia, klompa, murwa, laborucha, plajdula, przeskoczka, wyskulicha, wańtryźnia, itp.) spokoju nie dawał mi jednak „Taniec z Gwiazdami”. Jako że chomikuję różne stare książkowe rupiecie, postanowiłem zerknąć do stosownych źródeł i sprawdzić, jak to też było z tymi tańcami za II Rzeczypospolitej.

Z pomocą przyszła mi wielce oryginalna książeczka „Współżycie z ludźmi – kodeks towarzyski” Konstancji Hojnackiej (samo imię już zobowiązuje i na baczność stawia). Rozdział „Tańce” nie pozostawiał złudzeń - dzisiejszy „Taniec z Gwiazdami” to sodomia i gomoria. By nie trzymać szanownych Państwa w niecierpliwości, in extenso daję poniżej całość, krótkiego na szczęście rozdziału, odrywającego przemiły posmak konwenansów czasów zaszłych, acz miłych w swoim klimacie. Nie mogłem sobie odmówić stosownych podkreśleń co bardziej soczystych i uroczych bon-mocików. Wybaczcie. 

Każdy wchodzący w modę taniec podlega naprzód wielu zastrzeżeniom i surowej krytyce, a potem zdobywa powodzenie na jakiś czas. Było tak przecież z niewinnym walcem, którego renesans święcimy obecnie. Nie ma salonowych tańców nieprzyzwoitych – są tylko ludzie nieprzyzwoicie tańczący. Każdy taniec może być wdzięczny i skromny – wszystko zależy od pary tańczącej.

Obecne tańce nie potrzebują dużo miejsca, można je zaaranżować i w małym mieszkaniu. Bezceremonialność dancingów domowych – i w lokalach publicznych – usunęła w cień świetne bale wymagające wspaniałych toalet i innych kosztownych akcesoriów. Zamiast drogiej muzyki – wystarczą płyty gramofonowe z najmodniejszymi przebojami tanecznymi, a menu przyjęć nie różni się niczym od zwykłych towarzyskich, chyba tylko może większym zapotrzebowaniem napojów chłodzących. Najzwyklejsza popołudniowa herbatka może dać sposobność do zatańczenia i nie zrobi gospodarzom kłopotu. A że tańczą dziś równie chętnie młodzi i starzy – więc przeszkód do takiej improwizowanej zabawy nie ma.

Wobec łatwości w zawieraniu nowych znajomości na dancingach w lokalach publicznych, powinny młode dziewczęta i kobiety być bardzo ostrożne. Nie zawsze mężczyzna poznany w takich okolicznościach, choćby był doskonale ułożony i tańczył doskonale, zasługuje na zaufanie, nie zawsze jest tym, za kogo się podaje. Nie zawadzi więc ostrożność i rezerwa, która tylko na dobre wyjść może, a która cechuje ludzi dobrze wychowanych.

Z uczęszczaniem na publiczne dancingi wiąże się jeszcze jedna sprawa, nasuwająca u nas niejednej kobiecie pewne wątpliwości, które od razu rozwiać należy.

Czy kobieta może tańczyć z nieznajomym mężczyzną?

Nigdy. W żadnym wypadku.

Wszystko jedno czy to miasto, czy letnisko, zwłaszcza wobec dzisiejszego spauperyzowania dancingów. Przecież to byłoby jeszcze gorzej niż znajomość z ulicy, bo taniec prowokuje z natury rzeczy pewien bliższy kontakt. We Francji, w Anglii i w ogóle na Zachodzie kobieta z towarzystwa czy to żona dygnitarza, czy młoda dziewczyna, jeśli nie ma z kim tańczyć, korzysta z usług fortancera. I to jest zupełnie co innego. Stosunek od razu jest określony, fortancer wykonuje swoją zawodową robotę i pobiera za to wynagrodzenie. W Polsce i w Niemczech tańczenie z fortancerkami rozmaicie bywa komentowane, ale na Zachodzie jest uważane za coś naturalnego, no i bez porównania stosowniejszego dla prawdziwej damy, jak tańczenie z nieznajomym człowiekiem. Bo mężczyzna tylko w takim przypadku pozwoli sobie na taki krok, gdy ma pewne wątpliwości co do socjalnej pozycji kobiety. Inaczej nie ośmieliłby się, bo wie, że mogłoby go to narazić na grubą nieprzyjemność.

Jeżeli kobietę spotka takie zaproszenie do tańca przez nieznajomego mężczyznę, jest to dowodem, że się niewłaściwie zachowuje, albo że ten nieznajomy jest człowiekiem bez wychowania. Jeżeli przyszedł na dancing bez towarzystwa, ma przecież także do dyspozycji fortancerki. I dlatego we wszystkich dancingach, gdzie bywa dobre towarzystwo, istnieje ta instytucja zawodowych tancerek i tancerzy. Nie ma ich właśnie tam, gdzie się schodzi publiczność zupełnie bezceremonialna. Nawiasem mówiąc publiczny dancing, zwłaszcza popołudniowy, wychodzi z mody wśród lepszych sfer. Chyba, że jest bardzo drogi, albo połączony z kolacją w pierwszorzędnej restauracji. Inaczej można się spotkać ze swoją – pokojówką.

A o fortancerce jeszcze tyle, że nie należy go traktować jako znajomość. Jest to tyle, co robot taneczny i nic więcej, choćby opowiadał, że jest rosyjskim księciem lub jakąś egzotyczną figurą – co prawie każdy z nich próbuje w ludzi wmawiać. Ale zresztą gdyby był nawet jakimś zdegradowanym gentelmanem, to z chwilą gdy pracuje na parkiecie i bierze napiwki, jego dystyngowana przeszłość nic nas nie obchodzi.

Tyle pani Konstancja Hojnacka, niewątpliwa dama, wiedząca, co to życie i jego różne odmiany. Świadczą o tym pozostałe rozdziały, takie jak: Wizyty, Przyjęcia, Nakrycie stołu, Poprawne jedzenie, Służba domowa, Sublokator, Kondukt żałobny, Telefon, Ukłon na ulicy, Dobroczynność oficjalna, Sfery urzędowe i dyplomatyczne, Biżuteria, Szowinizm dzielnicowy, Opanowanie głosu, Anonimy, Bezmyślny wyzysk, Papieros, Jałmużna, itp. Domniemywać jedynie należy, że gdyby szacowna pani Konstancja tylko na moment wstała z grobu i jednym chociaż okiem łypnęła na obowiązujący dzisiaj savoir-vivre, pewnikiem od razu do tego grobu by się położyła, mocno za sobą wieko zatrzaskując. Na wieki wieków.

No dobrze, ale kto w tym „Tańcu z Gwiazdami” był fortancerem, a kto fortancerką? Wiedzą Państwo? Bo ja się pogubiłem.

www.eckardt.pl

RSS

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura