Moją ostatnią notkę z optymistycznym tytułem „Mechanika kwantowa – Jutrzenka nadziei” napisałem 9-go grudnia, czyli dokładnie przed miesiącem. Od tego czasu zapadła cisza. Za tę ciszę moich czytelników przepraszam. I ciepło mi się zrobiło na sercu gdy wśród czytelników byli i tacy zatroskonani, że pisali do Laury z pytaniami o moje zdrowie. Dziękuję.
Prawda jest taka, że w listopadzie dopadł mnie wirus, wydawałoby się, że minął, że poszedł sobie, jednak wrócił i raptem, pierwszy raz w życiu wylądowałem w szpitalu wieziony tam karetką na sygnale. Wirus się rozgniewał na mnie nie na żarty, wdarł się w płuca, dorwał się do serca z otrym zapaleniem osierdzia i mięśnia sercowego. W rezultacie w szpitalu spędziłem dwa tygodnie, wróciłem do domu w Wigilię, a całkowite dochodzenie do siebie wciąż jeszcze trwa.
Jak wspomniałem w szpitalu byłem pierwszy raz w życiu, i moje doświadczenie ze szpitala jest takie: wszystkie koszmarne opowieści o szpitalach są prawdziwe. Przeszedłem przez krocie różnych „skanów”na przykład. Wiozą mnie gdzieś na drugi koniec szpitala, czasem z podłączoną kroplówką, i mówią: „ktoś się po Pana zgłosi”. Po czym następuje czekanie. Czasem krótsze czasem dłuższe. Faktycznie, ktoś się w końcu zgłasza, by podwieżć trochę dalej i dalej czekać. Po skanie mówią mi: „ktoś tu Pana znajdzie”, i zostawiają gdzieś w korytarzu. Po pół godzinie pytam kogoś, kto może wiedzieć: „na pewno ktoś mnie znajdzie?” Otrzymuję zapewnienie, że na pewno. Po następnej pól godzinie nie wytrzymuję i oświadczam panience przy komputerze, że w klinice weterynaryjnej zwierzęta mają lepiej niż ludzie w szpitalu. Pani się uśmiecha i oświadcza, że tym razem na pewno już po mnie ktoś idzie. Faktycznie, jeszcze trochę a zjawia się moja córka, która nigdzie nie mogła się dowiedzieć gdzie dokładnie mnie zawieźli. Pani przy komputerze dalej się uśmiecha, i mówi do córki, że ma zabawnego ojca.
Szpital to ciekawe doświadczenie. Spać nie dają, bo w nocy co kilka godzin budzą by coś mierzyć lub by kłuć. Fizyki tam pełno. Wymyślne urządzenia, wysokie technologie. I zupki o smaku tak obrzydliwym, że absolutnie niejadalne.
Szczęśliwie w dzisiejszych czasach nawet w szpitalu jest telefon i internet i dzięki temu mogłem być w ciągłym kontakcie zarówno z rodziną jak i z niektórymi moimi czytelnikami.
To ostatnie mnie szczególnie cieszyło, bo nawet przykuty do łóżka i z wysoką temperaturą mogłem rozmawiać o fizyce. I tak z jedną z moich czytelniczek, będę o niej pisał jako o X, dyskutowałem w tym czasie problemy związane z moimi ostatnimi notkami o mechanice kwantowej, w szczególności z notką „Nawet fizycy nie rozumieją mechaniki kwantowej”
X uczy w liceum. Kocha szkołę, kocha uczniów, kocha fizykę, matematykę , biologię. Chce wiedzieć więcej o problemach mechaniki kwantowej niż tego uczą na studiach fizyki. Aktualnie kończy pisać pracę magisterską na temat problemu czasu w mechanice kwantowej, temat bliski mi samemu, bowiem zajmowałem się m.in. problemem „time of arrival” w mechanice kwantowej – patrz A. Jadczyk „What is time in quantum mechanics?”, International Journal of Geometric Methods in Modern Physics, Vol. 11 (2014) 1460019, DOI 10.1142/S0219887814600196.
X zaciekawia licealistów na przeróżne sposoby. Oto przykłady proponowanych przez nią zadań dla jej studentów:
Postanowiłem i ja spróbować i zaleciłem X przestudiowanie artykułu Johna Bella „Against measurement” ( dostępny w internecie tutaj https://m.tau.ac.il/~quantum/Vaidman/IQM/BellAM.pdf ) i napisanie krytycznej rozprawy na ten temat. W rezultacie otrzymałem tekst na 6 stron, włączający m.in. dywagacje na temat algebr Jordana:
Napisał też do mnie, z troską, inny czytelnik, M.S., pisząc m.in. tak
... Kończę teraz czytać książkę Sabine Hossenfelder " Zagubione w matematyce... ". Cenne jest to, że Pani Sabine zadała sobie trud rozmów z wybitnymi postaciami fizyki współczesnej, nie boi się wyrażać własnego zdania i kontestować samozadowolenia swoich kolegów po fachu. Niemniej wydaje mi się, że nie ma szans aby przełamała się i zrezygnowała z OTW i nieustannych prób łączenia jej z mechanika kwantową czy ogólnie QFT i była w stanie wyjść poza kanon i paradygmat.
Natomiast zaciekawiło mnie jej spotkanie z Xiao-Gang Wenem opisane w podrozdziale " Piękno emergentne" str. 272. Tu jego strona na MIT :
web.mit.edu/physics/people/faculty/wen_xiao-gang.html
I tak dyskutując na temat czasu, algebr, OTW, fizyki kwantowej, wychodzenie z następstw wirusowego ataku staje się łatwiejsze. Za co moim czytelnikom bardzo dziękuję. I wracam po przerwie do pisania.