Na początku XX wieku jeden z młodych polskich oficerów w armii austriackiej podczas towarzyskiego spotkania w kasynie nazwał cesarza Franiszka „starym pierdołą”. Ktoś doniósł do dworu wiedeńskiego i młody oficer stanął przed sądem. Sąd w Wiedniu zwrócił się do Akademii Umiejętności w Krakowie o rozwinięcie rzeczonego zwrotu, użytego przez młodego oficera.
Mądrzy naukowcy krakowscy dobrze zdawali sobie sprawę, co ich negatywna opinia znaczyłaby dla młodego człowieka, którego postawiono przed sądem. Zatem wysłali opinię do Wiednia takiej to mniej więcej treści, że „stary pierdoła” to po polsku dobroduszne nazwanie starego człowieka, płci męskiej”. Sąd opinię uwzględnił i oficer został uniewinniony z zarzutu obrazu majestatu.
Ponad sto lat później, w wolnej Polsce warszawska prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo dotyczące wypowiedzi, już nie polskiego oficera CK, ale posła PO Janusza Palikota, który oświadczył w lipcu w TVN24, że uważa prezydenta Lecha Kaczyńskiego „za chama”. W komunikacie prokuratura poinformowała, że śledztwo zostało umorzone „wobec stwierdzenia, iż czyn nie zawiera znamion przestępstwa”. Cóż wymagać, postpeerelowska prokuratura tak się ma do PAU w Krakowie, jak ruskie łapcie z łyka do przedwojennych oficerków.
W prowadzonym od sierpnia śledztwie dotyczącym publicznego znieważenia Prezydenta prokuratura m.in. przesłuchała w charakterze świadka Palikota, uzyskała również opinię biegłego językoznawcy. Jak podano w komunikacie, biegły stwierdził, iż „wypowiedź Palikota nie może być uznana za zniewagę”.
Czym jeszcze wymiar sprawiedliwości zaskoczy Polaków?
Jeśli warszawska prokuratura, w tym anonimowy językoznawca nazwanie Prezydenta RP „chamem” przez posła PO Janusza Palikota prokuratura uznaje, że takie określenie kogoś nie jest zniewagą, to zatem co nią jest? Jak daleko nigdy nie zdekomunizowany wymiar sprawiedliwości odziedziczony po PRL będzie przesuwał granicę przyzwoitości w relacjach międzyludzkich. O granicy dobrego smaku - w sensie herbertowskim - nawet nie myślę. Poseł Palikot i jego partyjni koledzy, to nie ta liga. Już tak zabrnęli w kłamstwo i pychę, że subtelność poety w nazywaniu rzeczy i relacji międzyludzkich jest dla nich tym, czym mowa Horacego dla meneli.
Jeśli według prokuratury oraz biegłego językoznawcę (chcielibyśmy poznać nazwisko tego pana) nazwanie prezydenta RP „chamem” nie jest zniewagą, a czyn nie zawiera znamion przestępstwa, to takim samym epitetem całkiem bezkarnie w miejscach publicznych można obrzucać premiera Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, Stefana Niesiołowskiego, Janusza Palikota, czy ostatnie objawienie PO posła Karpiuka. Można też tak nazwać Władysława Bartoszewskiego czy noszącego się z angielska Radosława Sikorskiego. Ale po co?
Czy standardy szaletu wniesione do Sejmu, wcale nie przez Samoobronę, jakby to się komuś wydawało, ale tak naprawdę przez ludzi z PO - z tytułami naukowymi, z wyrobionymi pozycjami zawodowymi czy społecznymi muszą być przez wszystkich innych powielane? Co się z wami, ludzie z PO, tak naprawdę stało? Tak będą - mam nadzieję - pytać was za kilka lat naukowcy zajmujący się przemianami socjologicznymi w polskiej polityce. Będą pytać, jak to się stało, że wykształceni ludzie na język parlamentu wybrali język meneli i kryminalistów.
Wierzę jednak w przyzwoitość (przynajmniej zawodową) polskich socjologów i sądzę, że ani jeden z nich nie postawi Janusza Palikota w tym samym rzędzie, co oficera armii austriackiej. Ten ostatni mocno podstarzałego cesarza, zaborcy swojego kraju nazwał zaledwie „starym pierdołą”, a mógł znacznie ostrzej. Tymczasem Janusz Palikot, poseł PO prezydenta RP, głowę wolnego kraju, polityka wybranego przez Polaków w demokratycznych wyborach bezpośrednich uważa za chama.
Palikota na posła wybrali lubelscy wyborcy i tym posłem jest. PO nie musi mieć go w swoich szeregach. A jednak ma.
Tekst wzięty z: http://www.pis.org.pl/akcja.php?id=8
Inne tematy w dziale Polityka