Przyroda to cud, życie to cud, i ten kotek badający nieznane i cudowne to też cud. W komentarzu (Michał Kątny 30 marca 2019, 20:52) pod porzednią notką „Równanie życia” Czytelnik napisał:
„Świat po prostu "się dzieje" bez względu na to czy z naszej punktu widzenia ma to sens. Bliżej nam do obserwatorów niż reżyserów czy aktorów w teatrze życia.”
Jest w tym jak sądzę, część prawdy, ale jaka część? Bowiem pojęcia nie mamy o tym jaka jest nasza rola i jakie jest nasze zadanie, nas wszystkich razem, i każdego z nas z osobna. Nie wiemy „dlaczego?” i nie wiemy „po co?”. Można oczywiście te pytania odrzucić jako nienaukową retorykę, jednak to właśnie takie czy inne pytania skłaniają nas do wybrania takiej czy innej drogi w życiu. I wybitne umysły które podziwiamy trudnych pytań nie unikały, wręcz przeciwnie, oryginalne pytania zadawały i zachęcały nas od takich zadawania. Problem jest nie w tym w tym, że nasze pytania nie zawsze mieszczą się w ramach objętych współczesną nauką. Problem jest w tym, że nauka jest patologiczna. I to nie tylko ta współczesna.
Ręce mi opadają gdy czytam taką oto historię o Plancku, od którego to nazwiska pochodzi stała Plancka na której opiera się teoria kwantów, i o Einsteinie, słynnym z tego, że rozpowszechnił szczególną i ogólną teorię względności i niestrudzenie krytykował światopogląd oparty o „przypadkowość” zdarzeń w przyrodzie – to jest mechanikę kwantową. Pan Bóg nie gra w kości – podkreślał Einstein. A jednak to właśnie Einstein powołał do życia „kwant światła”, foton, gdy w roku 1905 opisał efekt fotoelektryczny z którym falowa teoria światła nie mogła sobie dać rady. Cytuję z Baggotta, „Pożegnanie z rzeczywistością”:
Ujmowal [Einstein] to następująco:
Zgodnie z rozważanym tutaj przypuszczeniem, podczas propagacji światla wyemitowanego ze zródla punktowego energia nie rozkłada się w sposób ciągły w coraz to większej objętości, lecz składa się ze skończonej liczby kwantów energii zlokalizowanych w konkretnych punktach przestrzeni, które poruszając sią, pozostają niepodzielne i mogą być absorbowane bądź emitowane jedynie w calości.
A dalej Baggott pisze tak:
Byla to koncepcja wysoce spekulatywna i nie wywołała szczególnego entuzjazmu fizyków. Szczęśliwie dla Einsteina, jego praca dotycząca szczególnej teorii względnosci spotkała sie ze znacznie lepszym przyjęciem – uznano ja wręcz za genialną.
Gdy w 1913 roku rekomendowano Einsteina do członkostwa prestiżowej Pruskiej Akademii Nauk, czołowi akademicy – między innymi Planck – potwierdzając jego wybitne osiągniecia w dziedzinie fizyki, byli gotowi przejść do porządku dziennego nad tym, ze pomylił sie w sprawie kwantów:
[Tu Baggott cytuje, za Psisem, Plancka]
Tego, że czasami myli się w swych spekulacjach, na przykład wysuwając hipotezę o kwantowej naturze swiatła, nie można mu zbytnio wyrzucać, gdyż jest rzeczą niemożliwą wprowadzenie naprawdę nowych koncepcji bez podjęcia pewnego ryzyka, nawet w naukach scisłych
To nie jest żart prima aprilisowy. Planck naprawdę takie niedorzeczności mówił. Nie tylko ręce mi opadają. Kręcę głową z niedowierzaniem, mało mi się głowa nie odkręci z szyi. Planck, niby wielki fizyk, a taki ciemny? Jak to możliwe? I tacy ludzie decydują o sprawach nauki!
Prenumerujemy w domu tygodnik New Scientist. W najnowszym numerze na okładce tytuł:
TEORIA KWANTÓW W KŁOPOTACH
I wygląda na to, że powodem kłopotów jesteśmy my.
Zaglądam do środka. Artykuł w którym ktoś tam donosi o nowym szumie wśród fizyków kwantowych wywołanych próbami zastosowania serio mechaniki kwantowej nie tylko do doświadczeń, ale także do osób te doświadczenia przeprowadzających.
I znów ręce mi opadają. Skąd w świecie fizyki tylu kretynów? Przecież jasne jest od samego początku, że mechanika kwantowa nie obejmuje całego świata, bowiem nie ma w niej pojęcia „zdarzenia” i nasza rzeczywistość, którą staramy się opisać składa się ze zdarzeń. Dlaczego ludzie nie myślą? Czemu myślenie z takim trudem przychodzi?
Czemu przestajemy myśleć i zatracamy kocią ciekawość?