Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski
213
BLOG

Homoseksualizm jak komunizm, czyli dlaczego (między innymi) trze

Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski Polityka Obserwuj notkę 4

 

Lider Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek wezwał w ubiegłym tygodniu rząd do odwołania się od wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie warszawskiej Parady Równości z 2005 roku. W związku z owym wezwaniem przez publikatory znowu toczy się dyskusja, z mniejszym co prawda niż niegdyś natężeniem i nierozstrzygniętym jak dotąd pytaniem: zakazywać czy nie zakazywać? 

 

Pamiętamy, że końcówka 2005 roku naznaczona została jazgotem kolorowych mniejszości seksualnych i pojękiwaniem wtórujących im intelektualistów, leciwych dziś weteranów lewicowych zamieszek z 1968 roku. Przez wierną rewolucyjnym ideałom prasę (rewolucja zawsze „broniła” rzekomo uciśnionych) przetoczyły się tyrady w obronie demokracji i swobód obywatelskich zagrożonych przez totalitarne zapędy ówczesnych władz, które posuwają się nawet do tego, że zakazują tak fundamentalnego prawa, jak prawo do zgromadzeń. Właściwie tyrady te były nużące przez swą intelektualną miałkość, zdolną jedynie do prostackich i w dodatku , co podkreślić trzeba, fałszywych rozróżnień pomiędzy „demokracją”, a „totalitaryzmem”; warto jednak na przykładzie nawet tych nieszczęsnych prób obrony prawa moralnego zła do strojenia się w szatki cnoty, zobaczyć, o co chodzi w tym galimatiasie.

Maria Szyszkowska, gdy była jeszcze senatorem RP walkę o prawa pedałów do zawierania cywilnych związków przyrównała do marksistowskiej walki o prawa uciśnionej i wyzyskiwanej klasy robotniczej z przełomu XIX i XX wieku. Wiadomo, że rewolucjonistom komunistycznym nie chodziło bynajmniej o rzekomo uciskaną klasę robotniczą; rewolucjoniści posłużyli się „proletariatem” w celu zdobycia władzy. Sama „uciskana klasa” nie była jednak zainteresowana rewolucją robioną w jej imieniu. - rewolucja marksistowska w swej postaci z początków ubiegłego wieku poniosła klęskę. Co było jej przyczyną? Dlaczego lud, który chcieli wyzwolić rewolucjoniści nie przyjął owego dobrodziejstwa? Pisze , nie bez ironii, Patrick Buchanan: „Marks się pomylił, bo kapitalizm wcale nie zubażał robotników. Faktycznie, grupa ta miała się coraz lepiej, zaś do rewolucji się nie przyłączyła, bo dusza jej była przez dwa tysiące lat nasączana chrześcijaństwem, co uczyniło ją ślepą na jej prawdziwy interes klasowy.

Dopóki chrześcijaństwo i zachodnia kultura, te systemy odpornościowe kapitalizmu, nie zostaną wykorzenione z duszy człowieka zachodu, marksizm nie będzie się tu mógł zakorzenić. (...). Trawestując „Nowy Testament, słowo Marksa, owo ziarno rewolucji, upadło na kamienistą glebę chrześcijaństwa i obumarło.” (Śmierć Zachodu, s. 100).

By rewolucja zwyciężyła, należało zatem znaleźć sposób na spulchnienie użyźnienie tej kamienistej dla nowych idei gleby. Zamiast terroryzmu siły i tajnej policji trzeba było znaleźć inny środek. Niezwykle skuteczny okazał się terroryzm kulturowy.

Jeden ze strategów owego terroryzmu, węgierski marksista Gyorgy Lukacs, jako jego narzędzie widział uderzenie w rodzinę i podstawy wychowania, będące wyróżnikiem cywilizacji Zachodu. Realizując jego recepty, do szkół na terenie Węgier wprowadzono jeden z pierwszych programów nowego wychowania. Istotnymi jego elementami była edukacja seksualna (wolna miłość nade wszystko), a także wskazywanie na przestarzałość rodziny w jej tradycyjnym modelu. Uczono, że religia katolicka jest czymś antyludzkim, ponieważ krępuje człowieka w jego swobodnych wyborach i zamyka drogę do przyjemności. Zarówno tradycyjna rodzina, jak i tradycyjna wiara jest czymś, co chcący żyć szczęśliwie człowiek musi odrzucić –tylko wówczas szczęście może osiągnąć.

Podobny pogląd na zwycięstwo rewolucji miał włoski filozof Antonio Gramsci. Przebywał w Rosji sowieckiej i na własne oczy widział klęskę rewolucji wprowadzanej metodami siłowymi. Widział też „wypaczenia czystej idei marksistowskiej” przez twardogłowego Stalina i jego siepaczy. Doszedł zatem do przekonania, że nie tędy droga. Aby dokonać rewolucji marksistowskiej w duszach społeczeństw formowanych przez całe stulecia przez chrześcijaństwo, potrzeba zmiany mentalnej, rewolucji w myśleniu i wartościowaniu, rewolucji pragnień i celów. Najlepiej do zrealizowania takich zamiarów nadaje się kultura: edukacja i szkolnictwo, uniwersytety, sztuka we wszystkich swych dziedzinach, media, nawet wspólnoty religijne – oto odpowiednie narzędzia do zburzenia starego porządku. Nie będzie to burzenie kilofem i buldożerem, jak próbowano to czynić w Moskwie, nie nagłe i gwałtowne, ale zmiana dokonana niepostrzeżenie prawie, rozciągnięta w czasie; będzie to jednak zmiana dogłębna i zasadnicza. Trzeba sięgnąć do samych fundamentów i usunąć je, zmieniając potem cały gmach cywilizacji. „Cywilizowany świat został dokładnie nasączony chrześcijaństwem przez 2000 lat i reżim ugruntowany w wierze i wartościach judeo-chrześcijańskich nie może zostać odrzucony, zanim korzenie te nie zostaną odcięte” – pisał Gramsci.

Program Gramsciego został zrealizowany, dziś wiemy to aż nadto dobrze, z powodzeniem. Niewiele się ostało z norm, poglądów i obyczajów, które przez 25 wieków kształtowały kulturę Europy. Rewolucja marksistowska, która poniosła klęskę, gdy wprowadzano ją terrorem, dziś niemal osiągnęła swój cel.

Marks ogłaszał konieczność śmierci Boga, wszelkich bogów, aby człowiek mógł być ostatecznie wyzwolony – do wyzwolenia nie wystarczy sama tylko zmiana stosunków produkcji pracy. Ateizm Marksa polega nie tyle na zaprzeczaniu istnienia Boga, co na Jego uśmierceniu. Jednakże Boga zabić naprawdę nie można. Marks był tego mniej lub bardziej świadom. Cóż zatem czyni on, a po nim wszyscy naśladowcy jego idei? Trzeba zabić obraz Boga w człowieku – twierdzą zgodnie. Trzeba zabić w człowieku wszystko, cokolwiek go z Bogiem łączy. Pierwsi naśladowcy Marksa po prostu burzyli cerkwie i kościoły, mordowali księży i zakonnice, palili religijne książki, ogłaszali szaleńcze z naukowego punktu widzenia teorie o pochodzeniu świata i człowieka, etc. Ich późniejsi, aż po współczesnych, naśladowcy, o wiele owocniej wykorzystują szatańską inteligencję. Już nie burzą kościołów, nie palą książek. Niszczą obraz Boga w człowieku, posługując się sposobami bardziej wyrafinowanymi, nie wprost. Ich metodą jest podmiana znaczenia słów, rozmycie zakresu pojęć. Fundamentem ich poczynań jest, będące „szczytowym osiągnięciem” współczesnego czasu przekonanie o nieistnieniu prawdy, dobra i piękna. Jeśli zaś nie poznajemy świata, skądże możemy wiedzieć cokolwiek o jego Stwórcy, o mierze prawdy i dobra? W dzisiejszym świecie nie ma takich miar, a prawda, dobro, piękno nie zachwycają i nie pociągają człowieka gdy kontempluje świat; są swoimi karykaturami, bo powstają jako wypadkowa niskich pożądań i urojeń. Współczesny marksizm dokonał rewolucji poprzez, jak chciał Gramsci, kulturę: literaturę, teatr, film, poprzez systemy szkolnictwa i media. Dokonał odrzucenia intelektualnego, duchowego dorobku ludzkości, zdobywanego w trudzie przez stulecia. Dorobek ów pozwalał człowiekowi odnieść się racjonalnie do dramatu ludzkiego życia, do niepewności, jaką niosły ze sobą rozmaite wydarzenia i okoliczności; nawet w trudnym do rozwikłania splocie intencji, czynów, uwarunkowań, tak przecież nieodłącznym od ludzkiego życia – pozwalał odnaleźć miarę dobra i zła. Dziś dorobek ten zastępuje się nie cierpiącym sprzeciwu, głoszonym z katedr uniwersyteckich i łam najbardziej opiniotwórczych pism, a także autorytarnych instytucji, oznajmiających, że nie ma prawdy i dobra i piękna – są tylko poglądy, nie ważne, prawdziwe czy fałszywe.

Na takim gruncie kulturowym poczynają sobie współcześni „proletariusze” – homoseksualiści. Sympatie ruchu homoseksualnego z neomarksistami na całym świecie, często instytucjonalne związki z partiami neomarksistowskimi i bliźniaczymi socjaldemokracjami nie pozostawiają złudzeń. Nietrudno też odkryć, że schemat dialektyki marksistowskiej jest z powodzeniem stosowany w walce o „prawa homoseksualistów”. Homoseksualiści sami siebie nazywają mniejszością, którą spotykają represje i ucisk ze strony heteroseksualnej większości. Jeden z prekursorów zorganizowanego ruchu homoseksualnego, Harry Hay był szczególnie dumny z takiej koncepcji. U ludzi wrażliwych na cudzą krzywdę zmniejszała naturalną niechęć wobec homoseksualizmu. Zjednywała też lewicowe, neomarksistowskie organizacje różnej maści, które cieszyły się wpływami w mediach, środowiskach akademickich, nawet kościelnych, które widząc homoseksualistów jako ciemiężoną mniejszość, wszelkimi środkami zabierali się do jej obrony, wręcz promocji. (Więcej na ten temat w książce pt. „W obronie wyższych praw. Dlaczego musimy przeciwstawić się legalizacji związków homoseksualnych?”, wyd. Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi).

Planowane zwycięstwo rewolucji seksualnej oparte jest właśnie na takim kulturowym relatywizmie, nierozróżnianiu prawdy od fałszu, dobra od zła – relatywizm ten charakterystyczny jest dla wszelkiej maści socjalizmów: od marksistowskiego, poprzez faszystowski, aż do dzisiejszego, demokratycznego.

Tymczasem, na gruncie racjonalnej, realistycznej, zdroworozsądkowej wreszcie analizie należy stwierdzić, że homoseksualizm jest moralnym złem. Zło jego polega, najkrócej mówiąć na pogwałceniu celowościludzkiej płciowości. Mamy tu do czynienia z typowym w wieluprzejawach zła pogwałceniem hierarchii cełow. Bonum honestum, czyli dobrem godziwym aktu płciowego jest płodność - poczęcie nowego zycia jest naturalnym celem współzycia płciowego. Towarzyszą emu cele poboczne - bdowanie więzi między współżyjącymi, oraz radość i przyjemność. W wypadku homoseksualizmu ta naturalna hierarchia zostaje zniszczona - mamy eliminację godziwości, natomiat absolutyzację tego, co poboczne. Analogicznie jak w marksizmie - jest to źródłem alienacji człowieka - zamiana celów na środki, a środków na cele. Dlatego domaganie się prawa do manifestowania homoseksualizmu, manifestowania, które ma wywołać ich akceptację, jest domaganiem się społecznej akceptacji dla zła, które jest brzemienne w konsekwencje dla całej społeczności, od której takiej akceptacji się wymaga.

Zgoda na legalizację parad homoseksualnych byłaby zgodą na propagande komunistyczną, w bardziej wyrafinowanej postaci. Na to nikt chyba dziś nie pójdzie... Chyba że...

arob@hot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka