Wolno wychyla się zza rogu i uważnie poprzez snajperską lunetke lustruje otoczenie. Parę kroków do przodu i znajduje schronienie za biurkiem. Przysiada ostrożnie i toczy dookoła lufą szturmowego karabinka. W celowniku pojawia się postać. Naciska spust. Postać łamie się wpól i pada na ziemie. Pojawia się druga, trzecia, następna. Widać błyski eksplozji w miejscach gdzie pociski wchodzą w ciało. Postacie padają, jedna po drugiej...Rzuca granat i pędzi do przodu. Sieje śmierć. Wzdłuz i wszerz ekranu. Strzela teraz ogniem ciągłym. Jest dobry w te klocki. Gra od małego. Reload ammo! Jest reload i mozna strzelać dalaj. Palec, aż boli od naciskania na guziki gaming controller. Wciska pause i idzie do lodówki po Red Bulla. Musi przepić tabletki jakie zażywa juz od miesięcy. Powinno mu to pomóc sie uspokoić. Gówno pomaga. Jest sam i nikt nie zwraca na niego uwagi. Nikogo nie obchodzi. Co za shithole! Jego starzy nic nie osiągneli w tym ich zasranym życiu. Ojciec ciągle w pracy i nigdy go nie było...ale się dorobił debil po tylu latach harówy...samochód na spłaty, dom na spłaty, życie na spłaty...Matka ciągle narzeka że nie ma pieniędzy i tylko ciagle coś żre i tyje...nie przestaje mizdrzyc się do lustra...chrapie w nocy stara kurwa...żadna z niej Femme Nikita...z ojca też żaden Leon Zawodowiec...jak on się boi ze straci prace...dwadzieścia lat robił na wózku widlowym, stała praca, kupił dom, kilka lat temu przenieśli zakład do Chin, stracił prace, bank prawie odebrał dom...co za koszmar...teraz stary ma dwie prace i boi się ze go zwolnią...praca, praca...w dupe se moga wsadzić taką prace...ojciec nim zarobi tygodniówke to juz wszystko ma wydane...dom, samochód, jedzenie...nie pamieta kiedy ostatnio byli na wakacjach...w szkole zawsze bez przepychu...rodziców nie stać było na kupno drogich ciuchów...nadrabia obojętnością i dystansem do kolegów...w szkole są gangi, ale z tamtąd też nikt mu nic nie proponuje...moga sie wypchać...nie potrzebuje nikogo...ma lepszych przyjaciół...Jackson”Jax”Teller, Walter White, Frank Martin, Michael Scofield, Raymond Reddington...jak skończył szkołe to te durnie w mundurach nie chcieli go w armii...kretyni, nie wiedzą kogo odrzucili...na prace w policji też nie ma co liczyć...nie poznali się na nim a byłby przecież najlepszy...nikt by mu nie podskoczył..nic nie szkodzi...jeszcze o mnie usłyszycie...pożałują,,,chcą mieć wojnę? Będą ja mieli.

Foto: Michael Sullivan / Reuters
Inne tematy w dziale Rozmaitości