Historia nagle przyspieszyła. Uwagi, które być może jeszcze kilka tygodni temu budziłyby wątpliwości, dzisiaj – mam taką nadzieję - przyjęte zostaną z większym zrozumieniem. Mogę tylko żałować, że piszę o tym dopiero teraz, choć myśli, które spisuję chodzą mi po głowie od dawna. Nieraz w dyskusji na temat katastrofy w Smoleńsku pada koronne pytanie:. „Dlaczego Putin miałby ryzykować tak wiele i narażać się Zachodowi?”
Może i mam nieadekwatne skojarzenia, ale słyszałem już podobne pytania w latach 70., gdy rozmawialiśmy o Katyniu. W środowiskach ludzi ideowo związanych z peerelem pogląd, że zbrodni mogliby się dopuścić sowieci wywoływał histeryczne reakcje. Dlaczego miłujący pokój oswobodziciele mieliby dokonać tak ohydnej zbrodni, przecież są dowody na to, że polskich oficerów zabili Niemcy.
Jeśli przyjąć za cezurę datę 10 kwietnia 2010 roku, to łatwo zauważyć, że od tego dnia stopniowo zmienia się na korzyść pozycja Rosji. Państwo, które miało fatalną prasę, uwikłane w konflikty zbrojne w Czeczeni, Gruzji. Oseti i Inguszeti, staje się dnia z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, pozytywnie ocenianym, wiarygodnym partnerem. Równolegle dokonuje się w nim skok gospodarczy. Realizowane są spektakularne kontrakty z Europą Zachodnią i całym światem.
Kto dziś pamięta, że w połowie 2009 roku, na 10 miesięcy przed tragedią, Rosja przypominała niedźwiedzia, którego wszystkie łapy tkwiły w sidłach. Pogrążona w głębokim kryzysie znajdowała się na skraju gazowego bankructwa. Boleśnie odczuwała 15 proc. spadek produkcji przemysłowej i 10 proc. - inwestycji w gospodarkę*. Wszystko to przekładało się na jej beznadziejną pozycję polityczną na arenie międzynarodowej. Na dodatek przywódcy państw, które nie tak dawno jeszcze znajdowały się pod bezpośrednią kuratelą ZSRS, podjęli inicjatywy wspierające tendencje odśrodkowe na obszarach, które Rosja uważa za własne.
Zachód, z wyłączeniem Polski, perfekcyjnie poukładał się z Rosją po 10 kwietnia 2010 roku. Ale historia, która powinna być dla nas nauczycielką życia, może również zaskoczyć swym niespodziewanym chichotem, zwłaszcza wówczas, gdy jako wybitny pedagog napotka na średnio inteligentnych uczniów.
Nie macie dziś deja vu, po tym, jak ukraińska irredenta, będąca skutkiem kolejnej fazy narodowego przebudzania, w krótkim czasie sprowokowała wschodniego sąsiada do gwałtownej reakcji, straszliwie ryzykownej i nieprzewidywalnej w skutkach?
Czy jest ktoś, kto wcześniej widziałby w takiej reakcji sens polityczny?
Oczywiście mamy tu do czynienia ze swoistą, zweryfikowaną poprzez praktykę, logiką działania. Nie jest ważne, że jakaś część opinii widzi jawny gwałt, nieudolne zacieranie śladów (usuwanie tablic identyfikacyjnych :) czy propagandowe kłamstwa. Z założenia to musi być taka właśnie ordynarna fastryga, która nie będzie pozostawiała żadnych wątpliwości o co tak naprawdę chodzi. Nie podoba się?
A co mu zrobicie?
* http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/raport-osw/2010-01-27/rosja-w-kryzysie-rok-pierwszy
Tylko prawda jest ciekawa.
Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii.
Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka