Raptem tydzień nieobecności w Polsce, i proszę – człowiek powraca do nowej rzeczywistości. Po jubileuszowych girlandach, niebieskich chodnikach i mównicach na stołecznym podzamczu ani śladu, na ich miejscu zaś pojawia się kamieni kupa. I to wskutek czego? Zaskakującej wypowiedzi konstytucyjnego ministra polskiego rządu, który na przekór wcześniejszym deklaracjom najwyższych dostojników (w tym przybysza zza oceanu) uważa, że państwo polskie praktycznie nie istnieje...
Sytuacja ta przypomina mi nieco imieniny u mojego stryja, którego goście zwykle psioczyli na nieład przestrzenny w Polsce. Dziwiła mnie ta krytyka, gdyż sami byli architektami i konsekwentnie przykładali swój palec do panującego wokół b.rdelu. Ale to było za komuny, więc można próbować ich rozgrzeszać wymuszoną służbą na rzecz wrogiego reżimu. Sienkiewicz prawdopodobnie pojmuje swoją rolę podobnie, jak oni. Można by jedynie poprosić tego starego wyjadacza w dziedzinie politologii o rozwinięcie interesującego większość wątku, który zapowiada początek polskich „id czerwcowych”, a zatem czasu mogącego okazać się groźnym dla zarządzających nieistniejącym państwem.
Sytuacja musi być krytyczna, skoro minister nadstawia przy lada okazji własne cztery litery (klasyk, a może ktoś inny, napisał, że „i Zagłoba dupa, gdy hajduków kupa”). Jak się jednak ma jego postawa do całej biografii wielkiego przodka, który był „zapięty na polskość”, tego nie wiem, wystarczy natomiast pojechać do Oblęgorka, aby usłyszeć, że Bartłomiej daleko odpadł od rodzinnej jabłoni.
Idy czerwcowe konfrontują nas z tzw. rzeczywistością medialną. Mój znajomy zalecał zawsze duży dystans do słowa pisanego. „Pewien człowiek uwierzył w nie i napytał sobie biedy” – przytaczał anegdotę. „Kiedyś widząc na parkanie słowo d.pa postanowił ją pogłaskać i wbił sobie drzazgę w palec”. Ostatnia afera tworzy jednak nową jakość w przestrzeni medialnej, zadając jednocześnie kłam twierdzeniom mojego znajomego. W przekazie dotyczącym prowadzonych rozmów "u Sowy" również pada słowo na cztery litery i wszyscy czujemy autentyczny smród, jaki od niego bije.