Interesująca byłaby dziś odpowiedź na pytanie, jak to się stało, że przedstawiciele społeczności wyznającej od dziesiątek stuleci wiarę w jedynego Boga wstąpili na ścieżkę bałwochwalstwa i oddali pokłon najpierw bożkowi kałmuckiemu (Blank-Uljanow, znany bardziej pod pseudonimem Lenin), a potem kaukaskiemu (Dźugaszwili, zwany Stalinem).
I tak, rzecz to bardzo dobrze znana, mentor lewicy w Polsce, czyli Adam Michnik, wywodzi się z rodu szczególnie zasłużonego dla byłego systemu. O zasługach Ozjasza Szechtera, dostojnego seniora rodu, będącego wysokiej rangi aktywistą Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, która dążyła do oderwania od Polski Galicji Wschodniej i Wołynia, rozpisywał się nie będę, gdyż są one dostatecznie udokumentowane i każdy może sobie po nie sięgnąć, podobnie jak ocenić dokonania jego przyrodniego brata sędziego, który – jeśli przyjąć za dobrą monetę ustalenia historyków – ma na sumieniu kilkanaście wyroków śmierci na polskich patriotach.
Jeszcze ciekawszy jest przypadek Bolesława Geberta, aktywisty Kominternu, który instalował bolszewię w Stanach Zjednoczonych, będąc zastępcą członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Stanów zjednoczonych. Gebert spadł jak kot, na cztery łapy. Po ucieczce z USA w roku 1947 komuna uhonorowała tego jegomościa rozmaitymi zaszczytami, w tym tytułem ambasadora PRL w Turcji.
Oczywiście takich postaci, jak przywołane w tym miejscu, są tysiące…
W wolnej już Polsce spadkobiercy bolszewików poszli nieco inną drogą. I w większości starają się powrócić do źródeł. Którego dnia zajrzałem do synagogi Wysokiej w Krakowie, gdzie na parterze ulokowana została księgarnia. W piramidzie książek, wyłożonych tuż przy wejściu, znalazłem tomik komentarzy do Tory, podstawowej, objawionej księgi judaizmu,. których autorem jest Konstanty Gebert ps. Dawid Warszawski, syn Bolesława, nieudacznego fundatora komunizmu w USA.
Grzesznemu katolikowi, który przed oczami powinien mieć na co dzień przykład św. Pawła nie wypada takich powrotów oceniać krytycznie. Zna je przecież i sam judaizm, na łono którego powracali wielokrotnie różnej maści wyznawcy Baala i Molocha.
Ale warto odnotować, że towarzyszą temu procesowi groteskowe sytuacje.
Jakiś czas temu rozmawiałem z przyjacielem pisarzem, który w Warszawie uczestniczył w uroczystościach zorganizowanych z okazji powstania w getcie przez miejscową gminę żydowską. Był jednym z zaproszonych gości. Siedząc na widowni słuchał słów współgospodarza tego spotkania, który wspominał cierpienia warszawskich Żydów. Nagle w wypełnionej ciszą sali rozległ się głos:
- A Polacy to nie cierpieli?
Pisarz poczuł się nieswojo, gdy zobaczył wpatrzone w siebie oczy kilkuset osób. Obok siedział stary żydowski artysta, bardzo dobrze znany w stolicy i tylko delikatnie się uśmiechał. Gdy ponownie była mowa o żydowskich ofiarach odezwał się głośno:
- A Polacy to nie mają ofiar?
Kiedy odmawiano wspólne modły prowadzący spotkanie, nie znając dobrze ich słów, posiłkował się notatkami. W finale odbyło się wspólne wykonanie modlitwy „Shema Jisrael” (Słuchaj Izraelu). Zgromadzeni korzystali z kartek. Znajomy mego pisarza odmówił ją płynnie, z pamięci, w języku hebrajskim.
Zbolszewizowani Żydzi - dodajmy, że niektórych z nich syjonistami nominalnie uczynił komunistyczny gnom, którego rządy śp. Stefan Kisielewski określił jako „dyktaturę ciemniaków” (w wojsku zaś ideowy do bólu Ślepowron, późniejszy autor stanu wojennego) - na ogół nie brali z własnej woli udziału w budowaniu Izraela, co jest tematem na wiele odrębnych opowieści. Można zrozumieć, że od lat wszelkimi metodami niektórzy z nich próbują uwiarygodnić się we własnym środowisku. Z jakim skutkiem, nie mnie oceniać.
Ale proces adaptacji nie jest chyba zbyt łatwy, świadczy o tym np. wywiad jaki red. Wielowieyska, dziennikarka Gazety. przeprowadziła z mecenasem Lejbem Fogelmanem. Twardym, jak się wydaje prawicowcem. Rozmowa miała kilka zaskakujących zwrotów, gdyż p. Wielowieyska kompletnie nie czuje o czym mówi jej rozmówca pokpiwając z lewicy i nie ma bladego pojęcia, że samo z siebie reprezentowanie „Wyborczej” nie gwarantuje jeszcze w pełni pozycji autorytetu.
„Gazeta” nie byłaby sobą, gdyby nie rozjaśniała swym postępowym światłem mroków własnego środowiska: „Wielu Izraelczyków oburza przede wszystkim to, że religijni zeloci próbują narzucić swój styl życia innym. W połowie grudnia grupa ultraortodoksyjnych mężczyzn próbowała powstrzymać kobiety przed oddaniem głosu w lokalnych wyborach w Jerozolimie. Bojówki radykałów atakują autobusy i samochody ośmielające się jeździć w szabas”*.
Tekst ten zawiera notatka, uznana przez izraelski portal www.izrael.org.il za budzącą upiory antysemityzmu, która ukazała się na łamach „Gazety” pod bulwersującym tytułem: „Kiedy Żydowi wolno opluć kobietę?” i dotyczyła zdaniem owego portalu niereprezentatywnego dla haredim odłamu ultraortodoksów. Gazeta prorokuje w niej z odpowiednią dozą krytycyzmu i właściwym dla siebie zatroskaniem: „Ultraortodoksi stanowią 10 proc. ludności 8-mln Izraela, ale cieszą się tu nieproporcjonalnie dużymi wpływami w stosunku do liczebności. Zresztą jeśli obecny trend demograficzny się utrzyma, to za 30 lat haredi i Arabowie będą stanowili ok. 80 procent ludności państwa żydowskiego - bo w tych grupach przyrost naturalny jest największy”.
Jednym słowem istna Apokalipsa, zawracająca proces umacniania się lewicy. Strach się bać.
Na koniec może warto przypomnieć o co między innymi chodzi w modlitwie „Shema Jisrael”. Znajduje się w niej np. taki passus: "Powiedz synom Izraela, a poleć im, aby zrobili sobie frędzle na krajach szat swoich, w pokoleniach swych, i niech dodadzą na frędzlach narożnych nić z błękitu. A niechaj to będzie dla was cicit, abyście spoglądając nań wspominali na wszystkie przykazania Wiekuistego, i spełniali je, a nie podążali za sercem waszym i za oczyma waszymi, za którymi się uganiacie. Abyście pamiętali i spełniali wszystkie przykazania moje, a byli świętymi Bogu waszemu”.
Fragment ten wydaje się szczególnie godny polecenia ludziom, którzy uganiają się wyłącznie za „uszami” i porywami własnego „serca”.