W komputerach stan zawieszenia nas irytuje, ale w polityce, a zwłaszcza w mediach znakomicie się sprawdza. Niech opozycja coś chlapnie i wystarczy - media mają kolejny nowy temat do wałkowania przez kilka dni. Monika, dziennikarka nasza stokrotna, zawiesiła się na zapowiedzianym przez Pana Jaro marszu protestacyjnym w dniu 13 grudnia. Temat wałkowany jest w różnych konfiguracjach dzień po dniu. Po dwóch tygodniach słuchacze TVN-u będą mieli sieczkę w mózgach i zorganizują zbiórkę na biednego dziadka Kiszczaka.
Albo zaczną domagać się ogłoszenia stanu wyjątkowego.
M(onika) O. przypiera w tej sprawie i Gowina, i Brudzińskiego, nie ma zmiłuj, nie ma przebacz. Każdy powinien się pokajać, jeśli nie, tym gorzej dla niego. Inna sprawa, że zapowiadany przez PiS wielki marsz tworzy łatwą okazję do kolejnej rozgrywki. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale wystarczy w takie miejsce wrzucić petardę, by pojawiły się kolejne oskarżenia o podpalanie polskiego domu. Takimi właśnie lękami dzielił się (proroczo?) przy okazji swojego wyborczego zwycięstwa nowy, fajowski prezydent Słupska, wielki mistyk Biedroń, gromiąc w kilku programach publicystycznych osoby podważające wiarygodność przeprowadzonych wyborów.
Tegoroczna kampania wyborcza była świetną, całkowicie wyjątkową okazją do rozniesienia w pył rozmaitych lokalnych sitw. Ku mojemu zdumieniu okazała się całkowicie nijaka, pozbawiona jakiejkolwiek strategii i nerwu. Fala zmian powinna iść od dołu ku górze, tymczasem obecna opozycja sprawia wrażenie, że zamierza czekać na cud. Najpewniej nastąpi on w finale wyborów parlamentarnych.
Będzie to taki cud, że się zupełnie nie pozbieramy.
Zwycięskiej kampanii nijak poprowadzić się nie da bez uruchomienia szerokiego poparcia społecznego. Jest to nie tylko kwestia nośnych, docierających do wyborców haseł, ale również maksymalnego zaangażowania środowisk, których nie satysfakcjonuje polityka tzw. ciepłej wody w kranach, tzn. funkcjonowanie z głębokim, bilionowym debetem.
Takim wielkim nieobecnym wyborów 2014 jest Piotr Duda, który w pewnym stopniu przypominał jakiś czas temu Orbana. Komunikatywny, energetyczny, zapowiadał zmiany. W roku 2013 zachęcał do obalenia rządu Tuska. Dzisiaj milczy, może dlatego, że na miejscu człowieka na którego próbował zagiąć parol jest już zupełnie inna osoba. To znaczy nie ta sama, ale dla niektorych prawie taka sama.
Jedynym sukcesem tegorocznym bitnego hetmana związkowego jest fakt, iż został pomylony z Andrzejem, politykiem o tym samym nazwisku, którego Jarosław Kaczyński wytypował na kandydata w wyborach prezydenckich. Poza tym doopa.
Czyżby środowisko solidarnościowe głosowało tym razem na zielonych ludzików?
Panie Duda, pytam. To jeszcze Pan czy nie Pan? Gdzie Pan się podział? Składał się Pan na rękę z Piechocińskim? U mnie ma Pan czerwoną kartkę.
W kraju jest już niemal pozamiatane po wyborach. Na kupach powyborczych śmieci, których nikt nie pilnuje, wieje chłodem, zniechęcającym do aktywności. W Krakowie p. Pasierbiewicz, autor o lekkim piórze i takimż języku, powiedział ostatnio co myśli o głównej sile opozycyjnej. Według mnie nie jest to ocena do końca obiektywna, gdyż postponuje ideę marszów i upamiętnienia w cierpiętniczej atmosferze największych tragedii, jakie rozgrały się niemal na naszych oczach. Można maszerować ze smutną miną, twardo rozliczać tych, którzy mają brud (i nie tylko) za pazurami, ale też pomiędzy marszami działać z energią i tworzyć szerokie wsparcie dla własnych inicjatyw.
Krakowski PiS nie jest oczywiście bez winy. Mnie najbardziej podobało się u p. Pasierbiewicza następujące zdanie: „…do tego należy jeszcze dorzucić wiszące nad Krakowem przekleństwo beztroskiej inercji od lat bezczynnego posła Terleckiego, który nie wiedzieć czemu wciąż jest oczkiem w głowie Jarosława Kaczyńskiego”.
Ci co mieszkają w Krakowie doskonale wiedzą o co biega.
Jeszcze ciekawiej jest w krakowskim magistracie, gdzie mistrz świata w grach politycznych, czyli prof. JM, gra kolejną partię szachów, raczej sam ze sobą, gdyż oponentów nie widać i każdy chciałby z nim w tę, i następną kadencję, powłodarzyć. A może jeszcze w 2030?
Jeśli politycy się pobiją to tylko dlatego, że nie ma ich na profesorskiej liście graczy.
Ale o tym już przy innej okazji.
Tylko prawda jest ciekawa.
Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii.
Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka