Płaczliwe zawodzenie dobiega z okolic SLD. Czerwone dziadki oraz sekundujący im politycy różnej maści wieszczą rychły upadek tej formacji. Do ostatecznej klęski przyczyni się ich zdaniem zaskakująca kandydatura Magdaleny Ogórek, wystawionej w wyborach prezydenckich przez Leszka Millera. Kły na widok młodej lwicy (lewicy?), której jeszcze chwieją się szczupłe nóżki, choć polityczne pierwsze kroki ma już za sobą, pokazuje np. Jan F. Libicki, senator RP, od dawna występujący w roli platformerskiego szakala, który widzi w niej jedynie „polityczny gadżet” i prawdopodobnie łatwe żerowisko.
Podobnie jak pozostali polityczni drapieżcy poznański senator stawia na zmysł powonienia. „I działacze SLD to czują - stwierdza na swoim blogu. - Grzegorz Napieralski, Tomasz Lewandowski, Grzegorz Gruchalski czy Aleksandra Jakubowska…” - wylicza sumiennie.
Być może wątła fizycznie kandydatura Ogórek ma jedynie przyczynić się, poprzez rozbicie głosów, do zwycięstwa Bronisława Komorowskiego już w pierwszej turze. Co jednak, dla starego lisa Millera, będzie w tym przypadku perspektywiczną korzyścią? Czy to, że młoda lwica wzmocni się w toku wyborczej walki i w kolejnej turze (lub w jakimś innym politycznym rozdaniu) odegra poważniejszą rolę? Nie jest oczywiście wykluczone, że powabna Magda Ogórkowa wyjdzie poza przypisaną jej rolę już w najbliższych wyborach i podejmie ze swoim zapleczem próbę upolowania głównego myśliwego RP, czyli samego Bronisława, dzisiejszego ojca narodu.
W przyrodzie i takie rzeczy się zdarzają.
Miller myśli niegłupio, ale działa desperacko. Ma świadomość, że postkomunistyczna reprezentacja lewicy przegrywa jako ugrupowanie dysfunkcjonalne wobec własnego elektoratu. Większość słabości tej formacji wynika z politycznego tchórzostwa i nieumiejętności otwartego przeciwstawienia się dyktatowi Platformy Obywatelskiej. Lata tresury w obrębie własnej formacji, przede wszystkim uczenia respektu wobec władzy, choćby najgłupszej, uczyniły swoje.
Odważnych po tamtej stronie nie ma. Zresztą większość przedstawicieli tego kawiorowego środowiska kręci własne, albo cudze lody, więc ma za dużo do stracenia. Stołeczna lewica może w takich warunkach liczyć jedynie na cud w wyborach, zaciskając zęby i udając przy tym bardziej europejską niż brukselska czy paryska.
Tyle tylko, że lewica cudów nie uznaje.
Doświadczenia minionych etapów zakodowały w umysłach niektórych przedstawicieli postkomunistycznej formacji w Polsce chęć do działania, cokolwiek to znaczy (pięciolatki, plany... wicie rozumicie). Takim ludziom, swoją drogą, o czym przekonałem się przysłuchując nieraz np. obradom sejmowej Komisji Infrastruktury w głowach od czasu do czasu się nie mieści, że można mieć w głębokim poważaniu wszystko, co wiążę się odpowiedzialnością za państwo oraz poszczególne jego dziedziny. Cóż z tego, że politycy ci - wywodzący się np. z budownictwa czy drogownictwa - zawodzą po kątach nad upadkiem gospodarki i wyprzedażą majątku narodowego, skoro nie są w stanie realnie przeciwstawić się ogólnej degrengoladzie?
Takich krytycznych polityków w instytucjach przedstawicielskich nie ma zresztą zbyt wielu. Następne pokolenie lewicy, reprezentowane przez zupełnie już bezideowych działaczy, którzy nigdy nie zajmowali się jakąkolwiek uczciwą robotą, odda rękę swym politycznym konkurentom. Lewica w Polsce bazuje na tradycjonalistycznym elektoracie, który ceni sobie powszechnie akceptowane wartości i jest raczej daleki od dziwactw, jakie propaguje się na zachód od Odry. Nasze rodzime „ciotki rewolucji”, wyszumiały się w swoim czasie na partyjnych szkoleniach i dzisiaj, już jako babcie i prababki, chcą mieć normalne dzieci i normalne wnuki.
Młodzi lewicowcy dużo bardziej otwarci na światopoglądowe eksperymenty i związane z nimi merkantylne propozycje, pójdą tam, gdzie wystawiono najatrakcyjniejsze frukty. I również sprzedadzą się Platformie.
Czy zresztą pościg za materialnymi korzyściami można pogodzić z działaniem na rzecz likwidacji ubóstwa w Polsce, kulejącej edukacji, upadku rodziny, demoralizacji młodych ludzi czy degrengolady rodzimej wytwórczości oraz handlu? Pytanie to retoryczne. Gdzie zresztą, po lewej stronie sceny politycznej, istnieje system wartości, który wskazywałby na konieczność takiego postępowania? Stąd zapewne Miller stawia dziś na Ogórek - widząc w niej postać, która przypomni wypasionym kocurom o wartościach, które mają uniwersalny charakter i są ważne dla wszystkich Polaków.
________________
Lewica w Polsce przefrymarczyła niemal wszystko co ma jakąkolwiek wartość. Ale jest to zagadnienie, które wykracza poza wątek SLD.
Tylko prawda jest ciekawa.
Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii.
Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka