Lesnodorski Lesnodorski
280
BLOG

Kocham pana, panie Brąku. Pierwszy i drugi uchodźca

Lesnodorski Lesnodorski Rozmaitości Obserwuj notkę 6

– Cicho... 

– Jestem cicha jak ta myszka – pani kanclerz odezwała się z lękiem.

– Ucieknie mi zwierzyna, jak będzie Pani dalej tak hałasować.

–Ja tylko chciałam zwrócić uwagę…

 – Cicho!

– …że Pan nie zabrał strzelby.

Na ambonie myśliwskiej zaszurało, zatupało.

– Rzeczywiście, spuszczę pani sznurek.

Kanclerz stanęła na palcach.

– Ciągnij dziewczyno, ciągnij! 

– Nie mogę, za wysoko dla mnie.

– To spuszczę jeszcze.

Palce kobiety sięgnęły zwoju sznurka.

– Już dobrze… Mam, kochany panie Brąku. Wiążę. Teraz ciągnie pan. Raz, dwa, trzy... start!

Minęła sekunda, może dwie i nagle padł strzał. Na ambonie znów zapanował hałas.

– Jezu, mogłem stracić życie.  Idiotko, jak mogła pani wiązać za spust!?

– Panie Brąku, kochany, proszę się nie denerwować. Pan ma nadciśnienie. Może wyjdę do Pana?

– Proszę bardzo. Wolę mieć kogoś takiego pod ręką – zamruczał pod nosem. – Tylko po dywanie, bo jak pani zboczy, to pani nie pomogę. Ani ja, ani nikt inny. Tu jest bardzo wysoko. 

Stopnie prowadzące na ambonę niebezpiecznie zatrzeszczały pod stopami pani kanclerz.

– Cicho! Chyba mam na muszce łosia.

– One się tak kochają, panie Brąku?

– Kto, do jasnej ciasnej?

– No te zwierzątka. Powiedział pan, że on jest na muszce. Swoją drogą ta muszka musi być bardzo silna, żeby nosić łosia.

Gość nagle zapalił światło na ambonie. Z głębokich cieni wyłoniły się stare obrazy na ścianach i żyrandol pod sufitem.

– Uciekł! Słowo daję, że uciekł – teraz myśliwy rozpieklił się na dobre. – Jakie licho podkusiło panią, żeby palić światło? Takie zwierzę! Miał rogi jak łopaty do odgarniania śniegu przed pałacem. Któregoś dnia panią zastrzelę i własnoręcznie wypreparuję.

– Obiecanki cacanki – wyrwało się pani kanclerz. – Pięknie tu u Pana, panie Brąku. Niech pan nie będzie egoistą i pokaże swoje zbiory leśnym zwierzątkom.

– Ostatnio nikt do mnie nie zagląda, ale przez okno, zgadła pani, chyba  wszyscy. Nawet te czworonogi. Choć ich tropy to mogą być ślady po statywach fotoreporterów.

– Bardzo pan nerwowy. Myślałam, że wypoczniemy sobie w  weekend, naładujemy akumulatory. A tu taki niepotrzebny stres. Żeby pan nie wykrakał tych okropnych paparazzi. Co oni by sobie pomyśleli, widząc nas w tej samotni?

– Cicho! Jeszcze rzeczywiście się pojawią i tragedia gotowa. Przecież wszyscy wiedzą, że ja pani nie lubię.

– Ale ja pana kocham. I nikt, nawet pan, mi tego nie odbierze.

– Tak, tak. Akurat. Tylko dlaczego właśnie teraz wszyscy mają się o tym dowiedzieć? Mało to mam problemów? Skazano mnie na wygnanie, na ambonę. Czy ja jestem ksiądz? Jak ja mam  pomieścić się tu z moim trofeami?

- Żal mi pana… Bardzo.

Nagle w pobliżu zaszumiały liście drzew i w młodniaku pojawiła się sylwetka człowieka.

-Swój, hoo, ho, ho? Kto idzie? – zawołał myśliwy.

Odpowiedzią była cisza.

- O Boże, on nie rozumie – pani kanclerz wpadła w panikę. – Może to uchodźca? Przypomnę panu, że jesteśmy na ścianie wschodniej.

-  Zna pani arabski?

- Nie, ale się uczę tego języka. Ali Baba? - zawołała w kierunku zagajnika.

- Nie, to ja,  gajowy Marucha – padło w odpowiedzi. – Uchodźca. Uciekam z zebrania koła myśliwych. Nie jestem w stanie wypić tyle co dawniej. Niestety, to se ne vrati. Ta nasza młodość.

Lesnodorski
O mnie Lesnodorski

Tylko prawda jest ciekawa. Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii. Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości