PRZECIW FIKCJI DEMOKRACJI - MIEJSCE DLA OLIGARCHÓW

Jedną z przyczyn patologii polskiego, czy też w ogóle postkomunistycznego układu politycznego jest pozostawanie klasy polityków pod naciskiem grup bogaczy.
Stworzyło to tę całą naszą demokrację fasadową, rozsadzaną ciągle zbrodniami i aferami.

Demos, lud - jest oszukiwany i pogrążany w biedzie, a politycy biorą na siebie rolę podwójnych oszustów. Z jednej bowiem strony bezczelnie nie wywiązują się z obietnic tzw. wyborczych, a nawet zagrażają  bezpieczeństwu narodu (pięciolecie Platformy pod względem wyrządzonych szkód porównać można śmiało do czasu wojny) - z drugiej zaś strony, tej strony pozostającej w strefie mroku, idą na jakieś mafijne układy z grupami lobbystycznymi wobec których ich lojalność też jest wielce umowna, skoro mają przecież nieposkromioną naturę piranii.

Efekt jest taki, że załamują państwo, konstrukcję wspólną dla ogólu społeczeństwa i dla oligarchów. A ci, choćby nastawieni byli nie wiadomo jak globalistycznie, kotwicę powinni mieć w Polsce.

W interesie Polski jest utrzymać u siebie rodzimych bogaczy, rodzimy kapitał.

Oligarchowie powinni zatem wyjść z cienia. Niektórzy wydają się na to gotowi.

Musi być im wolno otwarcie formułować własne wizje i potrzeby. Ich status powinien być w państwie oficjalny.

Chyba należałoby nawet znaleźć dla nich jakąś gwarantowaną konstytucyjnie specjalną rangę. Taka regulacja mogłaby zapobiec skłonnościom anarchizującym, zabójczym dla państwa, narzuciłaby im dyscyplinę prawną.

Wraz z prawami idą obowiązki, także podatkowe oczywiście.
Co najmniej tak opresyjne jak te, które ciążą na biedakach, bo ogólnie nie ma przecież lekko panowie magnaci:)

Może coś jak Izba Lordów?