Krajem wstrząsneła wiadomośc nastepująca:
klik
Jeśli komuś nie chce się czytać, streszczę: Kobieta sprzedała swojego nowownarodzonego syna za 2000 pln (słownie: dwa tysiące pln). Kupujący zamierzali dziecko wywieźć do Anglii. Nic się nie udało, bo wszystkich złapała lokalna policja.
Nie. Nie. Nie. Nie zamierzam nikogo bronić. Ani matki (mimo, że pewnie uboga i dzieci wcześniej miała już piatkę) ani kupujących (mimo, że pewnie bardzo chcieli mieć potomstwo i zapewnic mu godziwy byt). Nie popieram handlu ludźmi. Nie interesują mnie tutaj też kwestie moralne i nie zaatakuję matki (jak_można_własne_dziecko_sprzedać?) ani niedoszłych rodziców (jak_można_tak_kogoś_wykorzystać?).
Pytanie brzmi następująco: Dlaczego matka z małej pipidówy nie może sprzedać dziecka za dwa tysia (umowa o przekazaniu dziecka nowym rodzicom została zawarta jakiś czas przed porodem, z kwoty byli wszyscy zadowoleni), a gdyby korzystała z usług
agencji pośredniczącej w takich "transakcjach" i w grę wchodziłyby dużo większe pieniądze, to by mogła?
Pytanie drugie: Dlaczego zdrowe studentki mogą sobie w ten sposób zarobić całkiem niezłe sumki, a często zdrowe pary chcąc mieć ciążę i przyległości z głowy chcą te sumki zapłacić i wszystko zgodnie z prawem i na papierkach u notariusza w trzech egzemplarzach sporządzone?
Czy tu o kwotę chodzi? Czy o status społeczny stron? Czy małe sukcesy lokalnej policji?
Jestem, tworzę, słucham, patrzę, chłonę... czasem długo siedzę w nocy...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka