Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski
114
BLOG

Od lewaka - do prawaka

Andrzej Tokarski Andrzej Tokarski Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
...bez wodki - nie rozbieriosz......


Bycie lewakiem lub bycie prawakiem jednakowo – choć z odmiennych pozycji utrudnia zrozumienie złożoności współczesnego świata. Lewak będzie skupiał się na prawach mniejszości seksualnych – odmawiając heteroseksualnej większości choćby prawa do wyrażenia zastrzeżeń, tym bardziej protestu w jakiejkolwiek formie, wolnej aborcji bez ograniczeń – sprowadzając tę czynność do czegoś w typie mycia zębów, kulcie ofiar holokaustu bez wnikania w zawiłości historyczne i walce o klimat bez wnikania ani w uwarunkowania gospodarcze, ani w rzeczywiste przyczyny zmian które wszyscy mający oczy i rozum otwarte – widzą bez trudu, za to z narastającym niepokojem.
Prawak będzie zwalczał nadmierne prawa dla mniejszości seksualnych, często na wyrost i bez zrozumienia istoty problemu, będzie walczył przeciwko wszelkim postaciom aborcji – pomijając kwestię skazywania osób w oczywisty sposób niepełnosprawnych w stopniu ciężkim i tym samym skazując je wraz z rodzicami lub opiekunami na wiele lat potwornego i bez szansy na wyleczenie – cierpienia. Pomijając gehennę matki zmuszonej do urodzenia i wychowywania dziecka gwałciciela. Pomijając wreszcie problem oczywistego – prowadzącego obok innych czynników, do cywilizacyjnej katastrofy - przeludnienia świata.

Każdy z oponentów przyjmuje pozycję podobną do tej, jakie kibice Arsenalu przyjmują wobec kibiców  (patrioci wybaczą, że nie używam porównań do tubylczych kopaczy, gdyż uważam ich za co najwyżej piłkarskich – symulantów)  Tottenhamu, lub fani Realu wobec tych od Barcy. Nie bierze się jeńców, nie ma terytorium wspólnego, lub wyłączonego  z walki.

Nic z takiej postawy, oprócz walki dla walki nie wynika. Ogarnięcie prawdy wymaga spojrzenia z pewnego dystansu, pozwalającego spojrzeć na postulaty obu stron i zobaczyć części wspólne, interesy wspólne i pola do kompromisu w interesie nadrzędnym.

Spróbujmy przeanalizować taki konflikt interesów na przykładzie węgla, lub szerzej paliw kopalnych.
Z punktu widzenia narodowego, narodowej gospodarki – obojętnie czy polskiej czy niemieckiej – ważna jest dynamika wzrostu, niska cena tak pozyskiwanej energii, rozwój przemysłu, wzrost dochodów państwa i zamożności obywateli. Jakiekolwiek ograniczenie nakładane na jedno państwo, ale nie obowiązujące innych państw, narusza równowagę szans do rozwoju gospodarczego. Powoduje, że jedne państwa uzyskują pozycję uprzywilejowaną w stosunku do innych, ich towary są tańsze, a wzrost zamożności i pozycji – większy i łatwiej, tańszym kosztem osiągalny. A skoro jedne państwa na preferencyjnych zasadach eksploatujące np. węgiel stają się uprzywilejowane – to inne, objęte restrykcjami – znajdują się w pozycji pokrzywdzonej, niesprawiedliwej i spychającej do kategorii państw drugiego rzędu, dostarczycieli taniej siły roboczej, prostych usług i rynku zbytu dla towarów wyprodukowanych w państwach uprzywilejowanych. Takie kolonie.

Zatem z punktu widzenia narodowego, taki porządek gospodarczo-polityczny jest niesprawiedliwy, nie do przyjęcia i należy dokładać wszelkich starań do doprowadzenia do obowiązywania rzeczywistej, a nie tylko deklarowanej zasady – równości stron. To jest jasne, słuszne i oczywiste, nie podlega dyskusji – z narodowego, prawicowego punktu widzenia.

Z punktu widzenia nawet nie lewicowego, czy tym bardziej nie lewackiego – tylko jedynie bardziej zdystansowanego cały problem wygląda inaczej. Cóż z tego, że gospodarczy wywód prawicowca jest logiczny, słuszny i dążący do sprawiedliwości – a praktyki polegające na nadawaniu niektórym wybranym krajom nieuzasadnionych przywilejów – budzą słuszny sprzeciw i oburzenie – skoro z owego bardziej zdystansowanego punktu widać, że obie te postawy prowadzą cały spór w kierunku tyleż pozornym, co nie rokującym satysfakcjonującego rozstrzygnięcia.
Obaj stawiają na rozwój i tanią energię – ale obaj jednakowo nie oglądają się na koszty globalne. Sprawiają wrażenie zapaśników zmagających się w walce na krawędzi otchłani. Obaj tę otchłań już zobaczyli, ale żaden nie ustąpi, raczej runą pospołu niż – zamiast się zmagać – zatrzymają się i zastanowią. Zastanowią nad istotą sporu w znaczeniu globalnym.

Widać to z dystansu: obie postawy, niezależnie od tego kto akurat dominuje a kto jest zdominowany, prowadzą do unikania szerszego spojrzenia na problem samego kultu rozwoju gospodarczego jako celu samego w sobie. Na  problem wpływu lekceważącego stosunku do przyrody i planety jako takiej i możliwych a już widocznych konsekwencji. Na problem braku refleksji sięgającej poza okres jednej kadencji w takich czy innych wyborach. Na problem braku poczucia odpowiedzialności za przyszłość. Wreszcie na problem braku zasad moralnych.

Pozostaje zmaganie między tym, który zapisał sobie prawo do wydobycia węgla, a tym, który chce tego prawa również dla siebie.

Tymczasem prawda jest taka, że to co uchodziło płazem i było oczywistym modelem zachowań w XIX i na początku XX wieku, z czasem, z przyrostem ludności, a przede wszystkim ogromnym wzrostem przemysłu, powstaniem nowych jego gałęzi, koniecznością znalezienia dla owego przemysłu i jego produktów rynków zbytu – czyli sztuczne wykreowania kultu popytu, konsumpcji, rozwoju pożądania przedmiotów zbędnych -
- wszystko to co uchodziło dotąd płazem, w obecnej skali stało się Molochem pożerającym wszystko wokół. Świat znalazł się w szponach grupki posiadających pieniądze, media i środki produkcji – a dla nich być albo nie być jest utrzymanie obecnego modelu społeczności. Związanych węzłem zależności między nieustanną pracą dla zysku, zysku który daje prawo do uczestniczenia w powszechnej radości konsumpcji.
Społeczności poddanej, a jak na razie, nieuświadamianej powszechnie coraz bardziej totalnej inwigilacji.
Złamanie tego paradygmatu musi spowodować całkowite przewartościowanie zasad i hierarchii społecznej. A trwałe odejście od modelu społeczeństwa konsumpcyjnego opartego na gigantycznym zapotrzebowaniu na energię – wywróci wszystkie filary, na których ten świat się opiera.

Dlatego – jesteśmy zajmowani obserwowaniem walki zapaśników nad skrajem zionącej ogniem otchłani. Ktoś liczy, że na tym coś wygra, jeszcze chwilę swojej władzy. I nikt się nie opamięta  -  tak będzie do czasu, aż runiemy w dół  -  wszyscy, bez wyjątku.


Dziękuję za uwagę

jako zodiakalny Bliźniak posiadam dwie, albo więcej twarzy, czy może osobowości. Na potrzeby tego miejsca jestem zwolennikiem poszanowania prawdy w życiu publicznym, zachowania podmiotowości tak państwa, jak i jego obywateli każdego z osobna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo