Wybory przyniosły nie tylko zmianę władzy, ale i głęboki kryzys zaufania do mediów i polityków. Zarówno PiS, jak i PO zawiodły oczekiwania wielu Polaków, a media, zamiast informować, często wzmacniają podziały i pogłębiają chaos. Odbudowa zaufania wymaga radykalnych zmian w mediach publicznych i nowej jakości debaty publicznej, wolnej od partyjnych rozgrywek i skupionej na realnych potrzebach obywateli.
Największym przegranym tych wyborów są media. Ich wiarygodność znalazła się na historycznie niskim poziomie. Społeczne zaufanie do dziennikarzy – zarówno tych pracujących w mediach publicznych, jak i komercyjnych – dramatycznie się załamało. Dziś odbiorcy coraz częściej traktują media nie jako źródło rzetelnej informacji, lecz jako narzędzie interesów politycznych i komercyjnych, napędzane przez algorytmy i pogoń za kliknięciami.
To zjawisko nie pojawiło się nagle. Od lat obserwujemy postępującą tabloidyzację przekazu, spłycanie debaty publicznej oraz coraz silniejsze uzależnienie redakcji od mediów społecznościowych. Redakcje nie kierują się już w pierwszej kolejności interesem publicznym, lecz statystykami odsłon, które decydują o przetrwaniu w cyfrowym ekosystemie. Refleksja nad jakością dziennikarstwa schodzi na dalszy plan – jeśli w ogóle się pojawia.
Szczególnie widoczny jest kryzys w mediach publicznych. Pozycja TVP – zwłaszcza po wyborach parlamentarnych i prezydenckich – została brutalnie zweryfikowana przez wyniki oglądalności. Widzowie masowo odwrócili się od przekazu, który przez lata był jednostronny, propagandowy i często oderwany od rzeczywistości społecznej. Reforma mediów publicznych była konieczna, ale sposób jej przeprowadzenia – szybki, bez szerokiej debaty i bez dbałości o standardy – tylko pogłębił chaos i kryzys zaufania.
To wszystko pokazuje, że obecny model funkcjonowania mediów – zarówno publicznych, jak i prywatnych – znajduje się w fazie głębokiego kryzysu. Odbudowa zaufania wymagać będzie czasu, odwagi i inwestycji w dziennikarstwo jakościowe, które stawia na weryfikację informacji, niezależność redakcyjną i odpowiedzialność za słowo. Niestety, obecnie brakuje zarówno politycznej woli, jak i systemowych rozwiązań, które mogłyby ten proces skutecznie zainicjować.
Wybory nie rozegrały się jedynie między elektoratami PiS i PO, bo coraz więcej osób postronnych, niezwiązanych z polityką, ma po prostu dość wojny i dzielenia Polski na dwa obozy. W dzisiejszym klimacie każda postawa, każde sformułowanie, było natychmiast interpretowane jako opowiedzenie się po jednej ze stron.
Społeczeństwo oczekuje efektów – realnych, odczuwalnych działań. Wielu ludzi widzi, że złożone obietnice nie są realizowane, a miało być inaczej. Symbolicznym przykładem są choćby mieszkania dla młodych, które miały być rozwiązaniem, a pozostały w sferze planów.
PiS, mimo wszystkich kontrowersji, w oczach wielu osób postronnych pozostał wiarygodny, bo kiedy zapowiedziano 500+, to świadczenie faktycznie wprowadzono. A my, Polacy, oczekujemy efektów natychmiast. To stąd wzięło się popularne powiedzenie: „PIS może i kradł, ale się dzielili”.
Z kolei PO obudziło w społeczeństwie gigantyczne oczekiwania. Po roku ich realizacja jest jednak zbyt mało odczuwalna, by utrzymać zaufanie wyborców niezwiązanych na stałe z polityką. Co więcej, zarzucana wcześniej krytykowana praktyka zatrudniania „po znajomości” wciąż trwa — teraz jednak realizowana przez inne nazwiska, ale według tego samego scenariusza.
Uważam, że wokół premiera jest za mało osób kompetentnych, a zbyt wielu działaczy, którzy wykorzystują swoją pozycję wynikającą z partyjnych układów.
Wynik tych wyborów przy rekordowo wysokiej frekwencji mówi jedno: osoby postronne czuły się rozdarte. Wiedziały, że chcą zmian, ale trudno było im znaleźć polityczną reprezentację, której mogłyby w pełni zaufać.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo