Zmagałem się z pilotem w trakcie konwencji PiS niemiłosiernie. Trzeba przyznać, że podstawowym błędem tego pomysłu to przemówienia trwające w trakcie konkursu skoków w Oslo :) Gdyby chociaż jakiś telebim ustawiony za zabierającymi głos politykami i Anną Streżyńską, która od tego miana stara się odcinać.
Oglądając transmisję z konwencji miałem nadzieję na jakiś ciekawy przekaz, coś mocnego. Próbowali mocno, szczególnie premier, który czasem wręcz krzyczał zza mikrofonów. Jak sam stwierdził, to co mówił, to tylko zarys (i mało konkretów). Jak choćby o wielkiej reformie nauki, o której od premiera nie dowiedziałem się niczego. Jak zwykle dużo patosu typu: "Wiemy dokąd idziemy" (szkoda, że ludzie nie wiedzą), czy "Idziemy dalej, powiem więcej, maszerujemy dalej". Najbardziej jednak urzekło mnie symboliczne wręczenie premierowi bochenka chleba w rytm muzyki grajków z Ameryki Południowej, w tle natomiast z paniami ubranymi w regionalne polskie stroje. :)
Zyta Gilowska jak sama na wstępie zaznaczyła dodała tylko kilka konkretów. O kilka więcej niż premier. Mówiła o poczuciu bezpieczeństwa publicznego w rozumieniu ekonomicznym i materialnym. Mówiła o rządowych projektach ustaw, które niebawem zostaną przesłane do sejmu, o rychłym zlikwidowaniu nieefektywnych, nierentownych instytucji do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić (czyżby miała na myśli Sejm?). Ale pani wicepremier strzelała też banałami, takimi jak potrzeba zmniejszenia kosztów pracy (słychać o tym już od dwóch lat). Już myślałem, że skończy się na ogólnym stwierdzeniu, ale całe szczęście pojawiły się konkretne założenia, które niebawem wejdą w życie.
Ważnym elementem była obecność na mównicy Ludwika Dorna. To próba pokazania tego, że wicepremier wciąż jest ważną postacią tak rządu jak i partii. Aby nikt nie pomyślał, że wraz z stratą teki Ludwik Dorn traci pozycję "trzeciego bliźniaka". Wyraźnie widać było, że prywatna działalność bajkopisarza miała wpływ na przemówienia wicepremiera. Najpierw historyjki o maratonach, biegach średniodystansowych, długodystansowych, biegach bez końca, potem ciekawe i śmieszne gierki słowne w stylu "Ci którzy nie są przeciwko nam są z nami. I ci, którzy są przeciwko nam też są z nami, tylko jeszcze o tym nie wiedzą" Poseł Senyszyn pewnie by się oburzyła ;) Niezauważone przez media pozostało wezwanie do klubu PiS, aby ten zintensyfikował swoje działania, bo "z oddechem na plecach lepiej i wydajniej się pracuje". Subtelna sugestia, że Marek Kuchciński (z zawodu ponoć ogrodnik) musi się bardziej wysilić jako szef największego klubu w Sejmie. Zresztą nie tylko poseł Kuchciński oczywiście. Opozycja natomiast została skarcona za krytykę bez alternatywnych rozwiązań. Oczywiście przy jednoczesnym "zalewaniu przeciwników oceanem dobrej woli", oraz zachętą do "wspólnego ciągnięcia wozu". Przychodzi mi na myśl, że to może nieśmiałe oczko puszczane do Platformy, w której jak pisze Igor Janke - szerzy się zamordyzm, co ma zresztą swoje uzasadnienie.
Minister Religa też mówił o gospodarce, ale tylko na początku. I to o takiej gospodarce, w której każdy przedsiębiorca, każdy pracodawca i pracobiorca ma jak najlepszy dostęp do dobrej jakości usług medycznych. Szczerze powiedziawszy to akurat prof. Religa przegrał w mojej hierarchii z skoczkami ;)
Natomiast Zbigniew Ziobro wspominał o swego rodzaju polaryzacji kar - nieco łagodniejsze za drobniejsze przestępstwa, czy wykroczenia, natomiast surowsze za najcięższe zbrodnie. Oczywiście wyznacznikiem jest Protokół 6 Konwencji Rady Europy, co jest barierą przed snuciem planów o karze śmierci. Wspominana już w doniesieniach prasowych instytucja bezwzględnego dożywocia została podkreślona tu już przez samego ministra, co osobiście uważam za słuszną inicjatywę. Główne przesłanie Zbigniewa Ziobry to zaufanie. Zaufanie do tego, że jeśli PiS coś mówi to realizuje. Jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości to rzeczywiście się to sprawdza. Tak więc ufam ministrowi, że sądy 24 godzinne jak i wchodzące w życie szybkie sądy gospodarcze okażą się strzałem w dziesiątkę.
Dwie kobiety na koniec wystąpień to próba pokazania partii z nowoczesnej, pluralistycznej strony i otwarciem się na niezależnych specjalistów, czego przykładem była pani Streżyńska.
Jednak niewątpliwie największą gwiazdą wieczoru był, nie Andrzej Rosiewicz, lecz tradycyjnie występujący w roli wodzireja-konferansjera - Michał Kamiński. To, że idzie wiosna, a pan Michał trzyma na sobie ciepłą warstwę brody niczym szalik, na pewno nie może być przejawem braku przyrządów do golenia tylko nieco nieudaną próba zmiany wizerunku na bardziej... poważny(?). Udała mu się natomiast próba dynamizacji konwencji przez zastosowanie terminologii sportowej, w którą wpisał się potem oczywiście Ludwik Dorn.
Pal licho konwencję PiS, całe szczęście, że Małyszowi się nic nie stało. Mielibyśmy dopiero narodowy dramat. I tempo wzrost gospodarczego pewnie by spadło. Tak na poważnie, mam nadzieję, że w Planicy nadrobi to, co dzisiaj stracił przez złośliwy podmuch wiatru. I Kubica też nadrobi ;)
Sangwinik. Optymista. Z zamiłowaniem do piłkarskich doświadczeń, sympatyk gitarowych solówek, rosyjskich kryminałów i codziennych newsów o blaskach i cieniach demokracji. Podobno szybko się uczy. Zrażony do socrealistycznej architektury i mentalności. W polityce i życiu oprócz powszednich oczywistych obrzydliwości nie cierpi, gdy ktoś zakłada z góry, że posiada monopol na prawdę.
"To nieprawda, że wszyscy politycy to złodzieje. Zawsze są tacy, którzy mniej nakłamią, mniej nakradną i w konsekwencji mniej rozczarują. Jeśli chodzisz głosować, masz prawo głośno wytykać im wszystkie błędy. Jeśli nie bierzesz udziału w wyborach, powinieneś milczeć." - nie żaden filozof, a Bogdan Rymanowski
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka