aurelius aurelius
5300
BLOG

Techniczne aspekty katastrofy TU154 i fakty przeczące raportowi

aurelius aurelius Polityka Obserwuj notkę 29

9 marca 2011

KONSPEKT: W poniższym artykule zostanie dowiedzione, że raport MAK zawiera poważne błędy merytoryczne nieuchronnie prowadzące do mylnych wniosków końcowych w sprawie katastrofy. Postawione są zarzuty dotyczące rzetelności postępowania MAK. Postawione są zarzuty odnośnie postępowania prokuratury i rządu Rzeczpospolitej Polskiej. Artykuł jest długi, ponieważ zawiera obliczenia i informacje niezbędne do śledzenia wydarzeń i opisywanych zjawisk.


Techniczne aspekty katastrofy TU154 i fakty przeczące raportowi MAK

Brzoza zapadła głęboko w świadomości Polaków. Zdjęcie ułamanego pnia oglądaliśmy wszyscy wielokrotnie. Większość z nas zaakceptowała brzozę jako bezpośrednią przyczynę katastrofy. Oczywiście pojawiły się różne inne pośrednie przyczyny – ale bezpośrednią przyczyną według raportu MAK było urwanie skrzydła w wyniku uderzenia w brzozę. Ten fakt zaistniał medialnie już w dniu dziesiątym kwietnia 2010 roku i wydaje się być czymś niezaprzeczalnym. W tę brzozę wierzą wszyscy Polacy. Pojawia się jednak pytanie, czy uderzenie w brzozę nie nastąpiło wskutek zupełnie odmiennych czynników technicznych, niezależnych ani od pogody ani od załogi. I w tym miejscu rozpoczyna się dyskusja pomiędzy zwolennikami teorii wypadku a zwolennikami teorii zamachu. MAK oraz główne media twierdzą, że samolot był całkowicie sprawny. Opublikowane zostały dokumenty, które wydają się dowodzić, że piloci popełnili szereg błędów skutkujących obniżeniem wysokości lotu i uderzeniem w brzozę. Pojawiają się jednak glosy, które mówią, że samolot nie był sprawny, że w ostatniej fazie lotu przed uderzeniem w drzewa doszło do awarii. Bardzo trudno rozstrzygnąć, kto ma racje. Nie mamy większości dowodów. Wrak znajduje się w Rosji. Szczegółowe informacje na temat śledztwa nie są znane Polakom. Jakby tego było mało, to prokuratura w Polsce nie bada szeregu wątków, o czym również napiszę poniżej. Z tego powodu postanowiłem prześledzić znane mi informacje medialne po to, aby dokonać poglądowej oceny znanych faktów. Chce poruszyć sprawy, które nie były dotąd szeroko dyskutowane oraz postawić nowe wnioski.

Zacznę od sprawy telefonu posła Deptuły. Tygodnik Wprost poinformował, że żona posła PSL Leszka Deptuły złożyła w prokuraturze zeznanie, w którym twierdzi, że na jej skrzynkę głosową nagrał się jej mąż w ostatnich sekundach lotu. W tym zeznaniu mówi ona, cytuje: "Między godziną 9 a 9.30 na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: "Asia, Asia". W tle słychać było trzaski, a właściwie to głos mojego męża był w tle. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu, krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu". Ta informacja pojawiała się dawno temu. [http://wprost.pl/ar/215848/Asia-Asia-Ostatnie-slowa-z-pokladu-Tu-154/] i pochodziła z 57 tomów akt do których dotarł Wprost. Informacja ta została szybko zdementowana. [http://www.polskatimes.pl/fakty/328017,prokuratura-dementuje-doniesienia-wprost-deptula-nie,id,t.html?cookie=1] Wprost napisał nawet, że cytuje: "Potem nagranie się skasowało. Dzień później kobieta poinformowała o wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała odnaleźć nagranie i je zbadać." Nie ma nagrania, nie ma tematu, zatem sprawa ta została przeze mnie oceniona negatywnie i na cztery miesiące zupełnie o niej zapomniałem. Popełniłem błąd. Nie przeczytałem wtedy artykułu Łukasza Warzechy z 2 listopada. [http://smolensk-2010.pl/2010-11-02-telefon-posla-deptuly.html] Zerknijmy na daty. Publikacja Wprost 1 listopad 2010, Łukasz Warzecha 2 listopad, dementi prokuratury 3 listopad 2010. Sprawa tego telefonu ma kolosalne znaczenie. Gdybym przeczytał artykuł Warzechy, to wiedziałbym już 4 miesiące temu, że poseł Deptuła musiał wybrać numer żony dużo wcześniej niż nastąpiło uderzenie samolotu w drzewa. Sprawa tego telefonu powróciła, kiedy dziennikarz Polsatu Paweł Naruszewicz przeprowadził wywiad z żoną śp Posła PSL Deptuły. We wklejonym poniżej linku można zobaczyć zarówno żonę posła Deptuły, jak i wypowiedzi innych osób, w tym tekst zeznania złożonego przez nią w prokuraturze: [http://www.youtube.com/watch?v=7y4WyNzTYg4] Dopiero teraz, po obejrzeniu tego materiału 4 miesiące od pierwszego artykułu we Wprost uwierzyłem, że pani Joanna Krasowska Deptuła naprawdę otrzymała taką wiadomość w ostatnich sekundach feralnego lotu. Dopiero teraz dotarło do mnie co to oznacza. Wyobraźmy sobie sytuacje, w której znajdując się w samolocie włączamy swoją komórkę, aby zadzwonić do bliskich. Musimy wtedy znaleźć komórkę, wyjąć ją z kieszeni/torebki, wcisnąć guzik włączenia, poczekać aż komórka ruszy, wpisać hasło, poczekać aż komórka się zaloguje, wybrać numer (szybkie wybieranie - 2 klawisze), poczekać aż telefon się połączy, następnie jeżeli abonent jest niedostępny – wysłuchać nagrania sekretarki, poczekać na sygnał i zostawić kilku-sekundową wiadomość. Przecież to wszystko strasznie długo trwa!

[Z ciekawości zostały wykonane proste testy dotyczące tylko i wyłącznie pomiaru czasu od rozpoczęcia szybkiego wybierania do uzyskania połączenia w zalogowanym telefonie:

Polska komórka do Polski (na stacjonarny) 7-9 sek.
Polska komórka do Niemiec (na stac.) 8-9 sek.
Niemiecka komórka (w Polsce) do Polski (na stac.) 8-9 sek.
Niemiecka komórka (w Polsce) na polską komórkę w Polsce 14 sek.
Polska na niemiecką (obie w Polsce) - 12 sek.

Czas włączania komórek zależy od modelu – w tym badaniu korzystano z komórek włączających się około 10 sekund.]

Nie ma żadnych szans na to, aby czynności te wykonać w kilka sekund, a nawet gdyby w naszej ręce znajdowała się zalogowana komórka i powyższe skróciłoby się do wybrania numeru telefonu to i tak czas połączenia plus odsłuchiwanie komunikatu i czekanie na sygnał poczty głosowej trwa dużo dłużej od czasu, który upłynął pomiędzy uderzeniem w drzewa a rozbiciem się samolotu. Ten czas trzeba obliczyć. Musimy niestety powołać się na raport MAK oraz stenogramy opublikowane wcześniej.

http://wyborcza.pl/1,75478,7964614,Stenogramy_rozmow_z_kabiny_pilotow.html

http://www.tvn24.pl/0,11152,0,1,raport.html

http://slimak.onet.pl/_m/TVN/tlumaczenie_rap.pdf

Zanotujmy najważniejsze informacje - w stenogramie jest podany czas końca zapisu 10:41:05,4. Na stronie 189 jest napisane, że uderzenie w grubą brzozę nastąpiło dokładnie w czasie 10:41:00. Na stronie 18 raportu MAK mamy napisane, cytuje: "W odległości około1.100 metrówod progu WPP 26, [Progu Pasa Lądowania] ~35 metrów z lewej strony względem przedłużonej osi WPP, na wysokości około 11 metrów od powierzchni ziemi,doszło do pierwszego zderzenia z czubkiem drzewa. Zderzenie miało miejsce przed bliższąradiolatarnią (BPRM) (usytuowanąw odległości 1.050 m od progu WPP 26). [...]Następnie,po ~245 m od punktu pierwszego zderzenia i bocznym odchyleniu ~60 m w lewo od przedłużonej osi WPP,nastąpiło zderzenie samolotu z brzozą ośrednicy pnia 30-40 cm, co doprowadziło do zniszczenia lewej części skrzydła i gwałtownego przechylania w lewo."

Tutaj kluczową informacją jest pierwsze drzewo, znajdujące się 1.100 m przed pasem i 245 m przed brzozą. Mamy podany czas uderzenia w brzozę [10:41:00]oraz czas końca zapisu [10:41:05,4] co daje nam różnicę 5.4 sekundy, zatem do obliczenia czasu upływającego od pierwszego uderzenia w drzewa aż do rozbicia samolotu potrzebujemy jeszcze czasu, w którym samolot przebył dystans 245 m pomiędzy pierwszą napotkaną przeszkodą i brzozą. Do obliczenia tego czasu potrzebujemy prędkości, z jaką poruszał się samolot. W raporcie MAK w języku polskim, na stronie 119 jest powiedziane, że w ostatniej sekundzie zapisu "w punkcie o współrzędnych 54°49,483’ szerokości północnej, i 032°161’ długości wschodniej"prędkość samolotu wynosiła 270 km/h. Na stronie 181 jest napisane natomiast, że "Po przelocie nad dalsząradiolatarnią prowadzącą, prawdopodobnie załoga ustaliła nakazanąprędkość280 km/h. Automat ciągu ustawił wszystkim silnikom zakres pracy mały gaz, jednakże z powodu dużego kąta zniżania nakazana prędkość została osiągnięta dopiero po40-45 sekundach." Powracam więc do stenogramu - "10:39:50,2-10:39:58,0 Sygnał dźwiękowy, F=845 Hz... Dalszej prowadzącej. Chodzi o sygnał dalszej radiolatarni, znajdującej się 6 km od pasa; potwierdza, że samolot jest na właściwej ścieżce."

Czyli na 6 km przed pasem załoga ustawiła 280km/h a samolot tę prędkość osiągnął 45 sekund później, czyli najpóźniej 10:40:43. Z tych powyższych informacji [280 km/h i 245m oraz czas od uderzenia w brzozę do końca zapisu] można szybko obliczyć, że od pierwszego uderzenia w drzewo do końca zapisu upływa dokładnie 8.55 sekundy. Jeśli wierzyć MAK pasażerowie samolotu nie mieli żadnych powodów do niepokoju ZANIM samolot uderzył w pierwszą przeszkodę. Przecież była wyjątkowo gęsta mgła, samolot był sprawny – pasażerowie nie mogli być zatem świadomi ani wysokości, ani odległości od lotniska. Wiedzieli natomiast, że samolot ląduje, więc nawet gdyby zobaczyli drzewa, to myśleliby, że lądują. Nie mieli zatem powodu do dzwonienia swoimi telefonami komórkowymi, aż do momentu, kiedy usłyszeli uderzenie w drzewa. Tymczasem wiadomo, że 19 telefonów komórkowych było włączonych, poseł Deptuła się dodzwonił, a na połączenie miał tylko 8.5 Sekundy. Tak krótki czas absolutnie wyklucza możliwość takiego połączenia, zatem poseł Deptuła musiał dzwonić dużo wcześniej – co implikuje postawienie poważnego pytania: Co tak zdenerwowało pasażerów dużo wcześniej od momentu uderzenia w drzewa?

Na to pytanie nie można obecnie precyzyjnie odpowiedzieć, ale samo postawienie tego pytania implikuje cały szereg wątpliwości – bo przecież skoro pasażerowie się zdenerwowali, to może samolot jednak nie był tak sprawny jak pisze w raporcie MAK. Kwestia telefonu posła Deptuły ma zatem naprawdę wielkie znaczenia dla sprawy tej katastrofy i wielomiesięczny upór pani Deptuły świadczy o tym, że wątpliwości są uzasadnione. Przejdźmy, zatem do kolejnej kluczowej sprawy brzozy widocznej na tym zdjęciu:

 

Raport MAK mówi nam, że samolot uderzył w tę właśnie brzozę. Na stronie 92 w tabeli na pozycji 7 podano wysokość zderzenia z drzewem H=4.8 metra. Na stronie 189 raportu MAK w języku polskim pisze, że samolot stracił około 6.5 metra skrzydła. Wiemy, że rozpiętość skrzydeł TU154 wynosi 37,55 metrów, czyli jeśli wierzyć raportowi MAK, odległość pozioma osi samolotu od tej brzozy wynosiła około 12,3 metra. Odległość pomiędzy osiami zewnętrznych silników wynosi około 5.3 metra co oznacza, że najbliższy silnik znajdował się w odległości 9,65 metra od brzozy. W raporcie MAK na stronie 78 znajduje się rysunek numer 24, pokazujący parametry lotu względem osi czasu. Ten rysunek jest o wiele wyraźniejszy w wersji angielskiej raportu również na stronie 69. W wersji angielskiej jest to opisane jako "pitch angle" – wykres kolorem niebieskim - około 15° nachylenia w momencie uderzenia w brzozę [10:41:00] co dowodzi, że samolot się wznosił. Patrząc na rysunek samolotu oraz znając jego długość, możemy od razu zobaczyć, że silniki znajdowały się poniżej miejsca uderzenia w brzozę. Na jakiej wysokości znajdowały się silniki? Tutaj obliczenie tego nie jest proste, ale można oszacować tę wysokość na podstawie rysunków samolotu dostępnych w Internecie, np. tutaj: [http://richard.ferriere.free.fr/3vues/tupolev_tu154_3v.jpg] Ja wykonałem ten szacunek osobiście. Poprowadziłem styczna do obrysu tylnej części samolotu, pod katem 15°. Wykreślona przeze mnie styczna przecięła podwozie samolotu na wysokości środkowego koła. Odległość krawędzi natarcia w miejscu zniszczenia skrzydła do tej stycznej wyniosła około 2,3 metra. Zatem położenie wylotu silnika środkowego znajdującego się tuż nad styczną znalazło się na wysokości H = [4,8 metra – 2,3 metra] = 2.5 metra nad poziomem gruntu. W tym momencie silniki 1 i 2 znajdowały się tylko 90 cm wyżej, zatem odległość pozostałych silników wynosiła 3.4 metra ponad poziomem ziemi. Obliczenia te mogą byc obarczone błędem, który obecnie oceniam na około 20 centymetrów.

Na wykresie 25 na stronie 70 angielskiej wersji raportu MAK można zobaczyć, że na około 4 sekundy przed uderzeniem w brzozę wszystkie przepustnice [na wykresie "throttle"] zostały gwałtownie otwarte a samolot zaczął się wznosić szybciej. To oznacza, że od około 310 metrów przed uderzeniem w brzozę silniki działały ze zwiększoną mocą a samolot poruszał się tuż nad ziemią pod wznoszącym się kątem pochylenia względem gruntu. Ponieważ zaś samolot poruszał się tuż nad ziemią, zatem w tym właśnie obszarze należałoby poszukiwać śladów wypalonej ziemi. W dniu 10 kwietnia 2010 roku dziennikarz Gazety Wyborczej Marcin Wojciechowski pisze tak: "Po południu poszedłem obejrzeć trasę dolotu tu-154 na lotnisko w Smoleńsku. Ponad kilometr za lotniskiem na łące stoi mała budka stacji naprowadzającej. To na jej wysokości zaczęły się kłopoty samolotu. Zawadził on o maszt budki, a kilkaset metrów dalej o drzewa. Po pierwszym zderzeniu z masztem piloci próbowali jeszcze wyprowadzić maszynę w górę.Na trawie pozostały po tym dwie czarne smugi ciągnące się na kilkadziesiąt metrów. Wypaliło je gorąco z silników tu-154." [http://wyborcza.pl/1,75477,7756562,Smolensk_placze_po_tragedii.html]Obserwacja dziennikarza jest zgodna z przewidywanym polozeniem śladów na 310 metrow przed brzozą, czyli w bezposrednim sąsiedztwie bliższego markera.

Na ten temat prowadzona jest dyskusja pod artykułem tutaj:
http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk.Raport.S.24/post/281008,czy-trawa-moze-przmowic

Cytuje: "Proszę się przyjrzeć tym dwóm równoległym śladom z kołem pośrodku. Odległość między nimi wynosi około 6 metrów podobnie jak pomiędzy prawym i lewym silnikiem TU-154M. Te ślady układają się też na linii podejścia do pasa lotniska"

Co to oznacza? Wniosek z tego może być tylko jeden: Oznacza to mianowicie, że nie działał jeden silnik! Zatem przed uderzeniem w brzozę samolot miał tylko dwa silniki działające z pełną mocą pomimo wcześniejszego wychylenia przepustnic zgodnie z grafiką numer 25.To twierdzenie bezpośrednio zaprzecza raportowi MAK, ponieważ nie ma możliwości, aby samolot był sprawny i równocześnie nie działał jeden silnik. Zatem taka teza wymaga szczególnego dowodzenia. Powyższe stwierdzenia są opiniami dwóch osób, Marcina Wojciechowskiego i anonimowego internauty. Nie znamy tego człowieka. Nie możemy zweryfikować prawdziwości jego słów. Zdjęcia, które ten człowiek zamieścił są sporne, ponieważ są malej rozdzielczości. Mało tego – nie wiemy co to za zdjęcia, ani kto je wykonał, ani nawet nie wiemy, kiedy one powstały. Zatem aby odpowiednio zweryfikować te twierdzenia należałoby posłużyć się lepszym źródłem. Potrzebujemy zatem lepszych zdjęć. Najlepiej o wysokiej rozdzielczości i mających zweryfikowane pochodzenie. Czy istnieją takie zdjęcia? Okazuje się, że tak - istnieją! Czytamy o tym tutaj:

[http://robert.kujawski.nowyekran.pl/post/2010,katastrofa-smolenska-zdjecia-satelitarne-z-10-kwietnia]

Cytuje:

 

"W dniu 29 kwietnia 2010r., podczas posiedzenia Sejmu, sekretarz rządowego Kolegium ds. Służb Specjalnych p. Jacek Cichocki zapewniał, że Polska posiada zdjęcia satelitarne z dnia 10 kwietnia 2010r. - poniżej cytat z wystąpienia p. Jacka Cichockiego:

 

"Wreszcie krótka odpowiedź, jeżeli chodzi o sprawy związane ze zdjęciami satelitarnymi NATO. Jak państwo wiecie, NATO nie posiada własnych satelitów, satelity posiadają poszczególne kraje natowskie.Służby podległe Ministerstwu Obrony Narodowej skorzystały z możliwie najszybszego trybu otrzymania zdjęć satelitarnych od jednego z krajów natowskich i takie zdjęcia zostały nam niezwłocznie przekazane po skierowaniu tej prośby do tego kraju.Zatem takimizdjęciami strona polska dysponuje i jeżeli zaistnieje taka potrzeba, również zostaną one udostępnione prokuratorom czy komisji.Tak więc nie korzystaliśmyz kanału natowskiego, bo trwałoby to pewnie parę tygodni, tylko od razu zwróciliśmy się do kraju, który posiada w tej kwestii ogromne kompetencje i możliwości, iniezwłocznie taka prośba została zrealizowana - te zdjęcia zostały przekazane.Chciałbym też powiedzieć, żetym krajem oczywiście były Stany Zjednoczone.Obecnie trwa wizyta ministra spraw zagranicznych pana Sikorskiego w USA.Wczoraj minister odbył również spotkanie z kierownictwem CIA oraz NSA, czyli głównej służby dysponującej satelitami Stanów Zjednoczonych, i także miał okazję wyrazić podziękowania za pomoc. Dziękuję bardzo."

Oryginalny tekst tego wystąpienia możemy znaleźć tutaj:

http://orka2.sejm.gov.pl/Debata6.nsf/main/699B4AC9

Następnie Robert Kujawski, [http://www.szczypinska.pl/?page_id=2351] asystent Poseł Jolanty Szczypińskiej, oraz posła PE Tadeusza Cymańskiego przygotował zapytanie do ministra Jerzego Millera w związku z w/w zdjęciami satelitarnymi. Pytanie brzmiało: "Czy prawdą jest, że strona polska dysponuje zdjęciami satelitarnymi miejsca katastrofy rządowego samolotu TU-154Mwykonanymi w dniu 10 kwietnia 2010 r.?Jeżeli tak, proszę o odpowiedź, kto po stronie polskiej jest dysponentem tych zdjęć."

29 września 2010, w dniu urodzin Lecha Wałęsy, minister Miller odpowiedział: "W nawiązaniu do pisma z dnia 18 sierpnia 2010 r. (sygn. SPS-024-7697/10) dotyczącego zapytania posła na Sejm RP pani Jolanty Szczypińskiej w sprawie zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy samolotu TU-154M wykonanych w dniu 10 kwietnia 2010 r., z upoważnienia prezesa Rady Ministrów, w porozumieniu z sekretarzem. Kolegiumdo Spraw Służb Specjalnych, uprzejmie informuję, żeprzedmiotowe zdjęcia zostały przekazane Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. [http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/0F244326]

Równocześnie jednak wiemy z publikacji prasowych, że Prokuratura nie posiada tych zdjęć. [http://wyborcza.pl/1,75478,8241709,Nie_ma_zdjec_znad_Smolenska.html]

Prokuratura badająca katastrofę prezydenckiego samolotu nie ma fotografii satelitarnych zrobionych tego dnia nad Smoleńskiem - informuje "Gazeta Wyborcza".Mamy fotografie satelitarne z 5 i 12 kwietnia. Z dnia katastrofy nie- mówi "Gazecie" płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Powyższy artykuł jest z 12 sierpnia 2010. Zatytułowany jest "Nie ma zdjęć znad Smoleńska". Zapytanie zostało złożone 18 sierpnia 2010 r. (sygn. SPS-024-7697/10). W zapytaniu jest wyraźnie wskazane, że chodzi o zdjęcia z 10 kwietnia. Minister Jerzy Miller odpowiada, że "zdjęcia zostały przekazane." Cała sprawa jest w sumie komiczna, bowiem również 12 sierpnia ukazał się artykuł, w którym dziennikarz TVN24 zadaje pytanie, cytuje: "Minister kłamał?"Dalej przytoczono wypowiedź płk Zbigniewa Rzepy: "A czy Minister Cichocki deklarował, że to są zdjęcia z 10 kwietnia? Czy robi się zdjęcia satelitarne jak jest mgła? Ja tu nie widzę sprzeczności" [http://www.tvn24.pl/0,1668934,0,1,prokuratura-nie-ma-zdjec-satelitarnych-z-10-kwietnia,wiadomosc.html]

Nie chcę tutaj rozstrzygać, kto mija się z prawdą, ani nie chcą nikogo publicznie rozliczać, chodzi mi jedynie o to, aby wreszcie ktoś te zdjęcia opublikował. Jest to bowiem dla mnie sprawa zasadniczej troski, że tak ważny dowód jest ukryty przed opinią publiczną i w związku z tym nie mamy możliwości obiektywnego stwierdzenia czy na tych zdjęciach istnieją ślady mogące w poważnym stopniu wpłynąć na ocenę wiarygodności raportu MAK. Jak długo jeszcze te zdjęcia będą ukrywane przed opinia publiczna?

MAK twierdzi, że brzoza rozpoczęła proces destrukcji samolotu i była bezpośrednią przyczyną katastrofy. Powyżej obliczyłem, że odległość pionowa, w jakiej znajdowały się silniki od ziemi wyniosła 3.4 i 2.5 metra w pionie. Nachylenie samolotu wynosiło 15°i gorące gazy odrzutu silników uderzały prosto w ziemie. Osie silników 1 i 3 są dodatkowo nieznacznie pochylone w dół, co podnosi wartość kąta względem ziemi i łącznie przekracza 15°. Zakładając dla uproszczenia kąt 15°dla wszystkich silników otrzymujemy odległość osiową dysz do ziemi najwyżej 13 metrów dla silników 1 i 3 oraz 9,65 metra w przypadku silnika numer 2. Przy tak malej odległości strumień gazów o wysokiej temperaturze musi pozostawić ślady na trawie. Jeśli na tych zdjęciach znajdują się tylko dwa ślady wypalonej trawy, to jest dla mnie kwestia oczywista, że strumień gazów odrzutowych z jednego silnika nie występował, zatem absolutnie nie można twierdzić, że samolot był sprawny przed uderzeniem w brzozę. Ta sprzeczność w jasny sposób przekreśla budowaną pracowicie przez Gazetę Wyborcza koncepcje niefrasobliwości pilotów. Problem polega na tym, który silnik przestał działać? Zatem jaka odległość dzieliła te dwa ślady? Łatwo się jest bowiem pomylić w tak ważnej sprawie. Osie dyszy wylotowych zewnętrznych silników TU154 dzieli odległość 5,3 metra. Widzimy zatem, że dwie smugi wypalonej trawy mogą być odlegle albo o około 5,3 metra lub też o odległość około połowy, czyli około 2,65 metra w zależności od uszkodzonego silnika. Biorąc po uwagę bardzo niewielką odległość wylotu dysz silników od gruntu ślady na ziemi powinny być ostre i wyraźne a zmierzenie tych śladów nie powinno być trudne.

Podążając dalej tym tropem sięgnąłem do danych technicznych TU154 i znowu do raportu MAK. W lotnictwie cywilnym silniki oznaczane są kolejno od lewej strony samolotu. Zatem silnik numer jeden to ten, który był najbliżej brzozy, potem mamy silnik numer 2, czyli ten środkowy, a w końcu silnik numer 3 po prawej stronie samolotu. Na stronie 68 angielskiego raportu MAK znajduje się wykres pokazujący temperaturę gazów opuszczających turbiny silników odrzutowych. Na tym wykresie widzimy, że temperatura ta w momencie zbliżonym do uderzenia w brzozę wzrasta bardzo gwałtownie powyżej 550°C, czyli powyżej temperatury zapłonu drewna. Ale to nie wszystko. Wykres należy powiększyć! Wtedy dopiero widzimy, że wykres w kolorze zielonym, czyli silnik numer 1 wychodzi poza skale! Natomiast temperatura silnika numer 3 niebieska spada gwałtownie do 325°C! Zatem na wykresie dzieje się coś dziwnego – temperatura silnika w ostatniej fazie lotu notuje wahania, które mogą sugerować spadek mocy silnika numer 3! W Polskiej wersji raportu nie widać tego zupełnie. Wykres w polskiej wersji jest nieczytelny! Co się natomiast dzieje z silnikiem numer 1? Jeśli przyjąć jednostkę 50°C na działkę, to wykres na pewno pokazuje temperaturę znacznie ponad 750°C, czyli dużo więcej niż maksimum w czasie startu! Taka temperatura wchodzi w zakres niebezpieczny dla pracy silnika. Wskaźniki temperatury gazów wylotowych na tablicy kontrolnej pilotów mają skalę z maksymalną temperaturą równą 1200° Celsjusza. W czasie zwykłej eksploatacji temperatura gazów wylotowych nie powinna przekraczać 600°C. Niestety nie widać dokładnie, dokąd sięga wykres temperatury gazów silnika 1, ponieważ zasłania go znajdujący się powyżej wykres wychylenia przepustnic. Oba te wykresy zlewają się w jeden. Jeśli jednak przepustnice są na poziomie porównywalnym ze startowym, to zielony kolor może oznaczać jedynie temperaturę gazów a zatem mamy zbyt wysoką temperaturę silnika numer 1 a za niską temperaturę silnika numer 3! Natychmiast pojawia się pytanie – czy Protasiuk widząc spadek mocy w 3 silniku (temp. 325°C) nie kompensował gazem do dechy silnika numer 1 co spowodowało natychmiast wzrost jego temperatury do ponad 750°C? Dla porównania - Temperatura gazów wylotowych w czasie startu była stabilna we wszystkich 3 silnikach i wynosiła około 575°C.

Wykresy temperatury wylotowej gazów silników znajdują się jedynie na wykresie numer 23. Jest to wykres obejmujący czas od startu do katastrofy. Pozostałe wykresy są podane w powiększeniu, wykresy 24 i 25 obejmują już tylko końcowe minuty lotu. Z braku innych logicznych przesłanek przyjmuję, żewykresy temperatury gazów wylotowych zostały celowo pominięte na wykresach 24 i 25.

Zwróćmy też uwagę jak zmienia się przepływ paliwa. W silniku numer 2 (brązowy) rośnie bardzo gwałtownie, ale silnik numer 3 (niebieski) już mniej. Natomiast wykresu silnika numer 1 (zielony) nie widzę! Jeśli temperatura gazów będzie dla nas wskazówką, to silnik numer 3 zmniejszył moc, a silnik pierwszy zwiększył; ale jeśli przepływ paliwa będzie wskazówką, to silnik numer 1 zmniejszył moc. Natomiast silnik numer 2, czyli środkowy, oznaczony kolorem brązowym działa OK.

To jest wszystko bardzo dziwne, ale to są tylko wykresy i oznaczenia MAK, a jeśli mamy wątpliwości do jednej części raportu MAK, to te wątpliwości mogą również powstać wobec innej części. Dla mnie te wykresy są nie tylko nieprzejrzyste, ale i sprzeczne ze sobą. Jest dla mnie logiczne, że silnik obciążony będzie pracować w wyższej temperaturze przy wyższym poziomie obrotów i mając wyższe zużycie paliwa. Jeśli jeden z tych silników nie działał tuż przed katastrofą, to wykresy nie pokazują obrazu rzeczywistego albo rzeczywisty obraz sytuacji jest zasłonięty w wyniku graficznego zagęszczenia wykresów. Jeśli jednak na ziemi nie było śladu z jednego silnika – to choćbyśmy oglądali sto wykresów – ten silnik nie mógł działać. Czy to nie jest zaskakujące?

Te wątpliwości próbuje wytłumaczyć pilot TU154 Kpt. Janusz Więckowski w programie TV 1 czerwca 2010 roku godzina 17.00:

[http://www.youtube.com/watch?v=f9mf2mqzOlk] Jego opinia jest druzgocąca. Piloci mieli samolot niesterowny. Dali moc startową a samolot nie miał mocy. Kpt. Janusz Więckowski już w czerwcu 2010 nie miał wątpliwości, że samolot stracił silnik.

To jednak nie koniec. TU154M zużywa średnio 5,2 do 5,4 tony paliwa na godzinę w czasie lotu ustabilizowanego, czyli zużywa do około 1,5 kg paliwa na sekundę w locie na tej samej wysokości. Podczas startu potrzebuje pasa długości 2,3 km i zużywa około 15% do 20% paliwa więcej. Jest wyposażony w relatywnie oszczędne silniki Soloviev D-30KU-154, które w momencie maksymalnej mocy mają odrzut o sile 103 kN, czyli 10,500 kG każdy. Prędkość wylotowa gazów przy obciążeniu startowym wynosi przynajmniej 1,100 km/h. Silnik Soloviev D-30KU-154 jest tak zwanym turbofanem z low-bypassem, czyli obejściem. To oznacza, że silnik wyposażono w dodatkową turbinę i w czasie jego pracy powietrze jest rozdzielane na dwie części – jedna trafia do komory spalania a reszta obiega silnik przed ponownym zmieszaniem się z zasadniczą częścią odrzutu. Ilustruje to poniższy rysunek:

 

Rozwiązanie to pozwala znacznie podnieść masę gazów przyśpieszanych osiowo i podwyższa efektywność silnika obniżając spalanie paliwa. Silniki typu turbofan dzielą się na dwie zasadnicze kategorie – o tzw. niskim lub wysokim bypassie i każda z nich ma odpowiedni tzw. bypass ratio, czyli proporcje masy powietrza obejścia do masy spalin. Masa powietrza obchodzące silnik są duże w stosunku do masy gazów spalinowych i charakteryzują się stosunkiem mas od 2:1 aż do 9:1. Zastosowanie bypassu wpływa na obniżenie głośności silnika. Im większy bypass tym ciszej chodzi silnik. Silniki Solovieva D-30KU-154 są więc relatywnie głośne będąc wersją z tzw. Low Bypassem gdzie stosunek mas wynosi około 2:1. W zależności od źródeł, które opisują silniki Solovieva D-30KU-154 ten parametr wynosi 2.3:1 lub 2.42:1 [http://www.plane-spotter.com/JanKertzscher/Tu154.pdf][http://www.tavansaz.com/solviev-D30_E.htm] Ilość wyrzucanych gazów jest łatwa do obliczenia znając ciąg maksymalny silnika i prędkość wylotową gazów. Służy do tego równanie ciągu, które najprościej można zapisać jako F = masa w czasie [kg/s] x prędkość gazów V [m/s] - stąd do obliczenia tej masy dzielimy ciąg przez prędkość gazów w [m/s]. 1,100 km/h = 305 m/s zatem 103,000/305 = 337 kg/s. Widzimy więc, że silniki w momencie dodania gazu przez Protasiuka i tuż przed uderzeniem w brzozę powinny były wyrzucać z siebie łącznie 3 razy 337 kg/s = 1,011 kg gazów.To jest 1 tonę gazu na sekundę. Zapamiętajmy sobie tę wielkość. Wróćmy z powrotem do tego zdjęcia:

Czy widzicie Państwo śmieci?

Jak dowiedliśmy powyżej i jeśli wierzyć raportowi MAK to samolot uderzając w brzozę lewym skrzydłem znajdował się od niej zaledwie 12.3 metra a najbliższy silnik (numer 1) był odległy o 9.3 metra. Z pozostałych obliczeń wynika, że silnik numer 2 znajdował się 2.5 metra a silniki 1 i 3 - 3.4 metra w pionie, powyżej poziomu gruntu. Równocześnie obliczyłem, że gazy z tych silników (samolot był podobno całkiem sprawny) wyrzucały z siebie tonę gazów na sekundę z prędkością 1,100 km/h. Ciąg maksymalny silników wynosi 10,500 kG co oznacza, że mamy łącznie 3 razy 10,500 = 31,500 kG ciągu! 31.5 tony ciągu w odległości 9 metrów powinno wymieść te śmieci dokumentnie razem z rozwaleniem tych dwóch pokazanych na zdjęciu bud!

Dla zilustrowania mojej tezy proponuje zobaczyć ten film gdzie Ford Mondeo próbuje przejechaćokoło 50 metrów za Beingiem 747, niecierpliwi mogą przewinąć od razu do 1,50 min:

http://www.youtube.com/watch?v=9bcArT6TaaM

Dla najbardziej niecierpliwych klatka z filmu:

A co się dzieje z Citroenem CV? Proszę zobaczyć:

Jak widzimy samochody te nie dość, że zostają wywrócone i przeniesione w powietrzu o wiele dziesiątek metrów – to są po prostu rozwalone poprzez strumień gazów silników odrzutowych!

To jednak nie jest jedyne video o podobnym zdarzeniu, tutaj są następne:

Proszę zobaczyć tę ciężarówkę od 57 sekundy:

http://www.youtube.com/watch?v=cT1yvqcDZZw

Przecież ta ciężarówka leci w powietrzu kilkadziesiąt metrów!!!

 

I te filmy:

http://www.youtube.com/watch?v=Q2u_6z6iSJk

http://www.youtube.com/watch?v=WTLGsEErWJY

Zwróćcie Państwo uwagę jak duża odległość dzieli silniki tych samolotów od wywracanych przedmiotów i ludzi a przecież TU154 miał 3 silniki i jeden z nich – zgodnie z raportem MAK- przeleciał tylko 9 metrów od tych umieszczonych na zdjęciu bud i śmieci.

Czy te powyższe argumenty nie przekonują was, że coś z tym uderzeniem w brzozę jest nie tak?

Dla dodatkowego zilustrowania wpływu pędu powietrza na przedmioty zamieszczam link do tabeli:http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_Beauforta

Gdzie już od dziesiątego stopnia w skali Beauforta opisano skutki wiatru o prędkości 88-102 m/s - "drzewa wyrywane z korzeniami. Poważne zniszczenia konstrukcji."

Właśnie ze względu na powyższe fakty pojawiły się w Internecie sugestie, że brzozę mógł złamać pęd gazów samolotu przelatującego wyżej. To jednak nie tłumaczy utraty skrzydła. Wydaje się być logiczne, że równoczesne uszkodzenie skrzydła przez brzozę oraz pozostanie na miejscu śmieci jest możliwe jedynie w wariancie podwyższenia odległości silników od śmieci, co może nastąpić w przypadku znacznego przechylenia samolotu w lewo przed uderzeniem. Mozliwe tez, że silniki nie działały należycie przed uderzeniem. To wszystko jednak nie jest potwierdzone ani w raporcie ani w pracach prokuratury.

Właśnie ta sprawa brzozy i śmieci spowodowała, że zacząłem ponownie zastanawiać się nad kwestią telefonu Deptuły i odnalazłem w sieci wywiad Pawła Naruszewicza z żoną posła a potem powstał ten artykuł. Z jednej strony mamy raport MAK, który pokazuje dość nieprzekonujący przebieg wydarzeń, z drugiej zaś strony mamy telefon Deptuły oraz ślady fizyczne na ziemi, udokumentowane zdjęciowo i zeznaniami świadków, które temu raportowi zaprzeczają. To jest bardzo zastanawiające.

 

Zastanówmy się zatem dalej nad kolejnym pytaniem – gdzie jeszcze raport MAK ewidentnie mija się z prawda?

Raport MAK stwierdza, że piloci dokonywali podejścia tylko według własnych środków pokładowych, ale równocześniekanały pulpitu sterowania zostały nastrojone na częstotliwości bliższej i dalszej radiolatarni (str. 139), co dowodzi korzystania z zewnętrznych markerów naprowadzania. Na stronie 138 raportu w jez. polskim jest napisane też, że: "W procesie badańpulpitu sterowania systemu ARK-15M(...) nie stwierdzono oznak uszkodzeń". Mówi o tym Marcin Austyn w artykule "Piloci kwestionują tezę Rosjan, jakoby załoga dowodzona przez mjr. Arkadiusza Protasiuka korzystała w dniu katastrofy tylko z własnych środków pokładowych" [http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110210&typ=po&id=po01.txt] "w ocenie Ignacego Golińskiego, byłego członka Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, załoga - podchodząc do lądowania - musiała wykorzystywać środki naziemne. Jak ocenił, wprawdzie można było korzystać wyłącznie z urządzeń pokładowych, ale na ich podstawie nie można zbudować całego zajścia do lądowania. - Twierdzenie, że załoga zlekceważyła środki naziemne i podchodziła według własnych, pokładowych urządzeń nie ma żadnego uzasadnienia."

 

Na stronie Salon24 pojawił się bardzo interesujący artykuł: [http://lubczasopismo.salon24.pl/katastrofasmolenska/post/275415,o-raporcie-mak-falszywa-predkosc-samolotu] W artykule tym analizowane są zagadnienia dotyczące rozbieżności prędkości podawanych w stenogramach z danymi podanymi w raporcie MAK.

Cytuje: "Dane MAK o prędkości samolotu względem powietrza są podane na rysunkach 23, 24, 49 na stronach 68, 69 i 266 anglojęzycznej wersji raportu MAK."(...)"Rozbieżności między zapisem rozmów pilotów, a danymi parametrów lotu, dotyczącymi prędkości samolotu zaobserwował kilka dni temu uczestnik forum GW"(...)

"Po lewej stronie czas według stenogramów i stwierdzenia załogi tupolewa, a po prawej stronie dane, odczytane z raportu MAK:

10:34:32 Jest 400 -------------> FDR podaje około 432km/h
10:34:35 380 ------------------> FDR podaje około 410km/h
10:35:21 330 ------------------> FDR podaje 366 km/h
(...)

10:38:37 I redukuję 300 -----> FDR podaje okpło 335-338 km/h
10:38:49 I mamy 280 --------> FDR podaje dalej 320 km/h

Rozbieżność pomiędzy stwierdzeniami pilotów o prędkości, a zapisanymi w czarnej skrzynce danymi wynosi pomiędzy 20 a 40 km/h, zawsze prędkości na wykresach są większe. To bardzo dużo, przy prędkościach samolotu około 300 km/h i dokładności zapisu prędkości w czarnych skrzynkach - błąd nie powinien przekraczać 2 km/h." (...) Faktem niezbitym jest rozbieżność stenogramów z rozmów i danych QAR o prędkości samolotu w krytycznej fazie lotu - dochodzenia do wysokości decyzyjnej. MAK nie opublikował rzeczywistego wskaźnika prędkości względem powietrza (IAS), jak utrzymuje, a wyciągnął z tych fałszywych przesłanek wnioski obciążające pilotów. Liczby potwierdzają, że MAK nie opublikował wartości prędkości względem powietrza, którą winien zapisywać QAR,tylko dane opisujące prędkość samolotu względem terenu.To może wskazywać na zasadniczą niekompetencję MAK, celową manipulację, lub nieudolne, pośpieszne fałszerstwo zapisów czarnej skrzynki."

 

FDR rejestrujeprędkośćIAS na podstawiezewnętrznych czujnikówprędkościwzglednej. Jest to bardzoważnyparametr zewzględuna działanie systemów pokladowych, np. autopilota.Wartośćprędkości względem powietrza wskazuje prógprędkościprzeciagniecia, kiedy samolot może po prostu spaść. Jesli zatem IAS jest predkościa rzeczywista to znaczy, ze wykres IAS jest "stworzony". To zas jestDOWÓD SFAŁSZOWANIA RAPORTU MAKalbo sfałszowania danych.

Osobiscie sprawdziłem te wnioski na podstawie odleglości markerów i prędkości samolotu. Marker dalszy odległość 6.280 metrów od pasa, według MAK w wersji polskiej na stronie 60-61. Marker bliższy odległość 1,050 m od pasa, strona 61. Różnica odległości 5.230 metrów. Za stenogramem:

"10:39:50,2-10:39:58,0 sygnał dźwiękowy, F=845 Hz... dalszej prowadzącej. (...)", wartość środkowa przedziału czasu –10:39:54,1

"10:40:56-10:40:58,1 Sygnał dźwiękowy F=800 Hz... Bliższa prowadząca. (...)", wartość środkowa przedziału czasu –10:40:57,05.

Różnica czasu –62,95 sekund. Obliczam prędkość średnią na tym odcinku v=l/t i wynosi ona 83,08 m/s co odpowiada wartości299 km/h. Pilot natomiast dokonuje odczytu prędkościomierza w momencie "10:38:49,2-10:38:51,9 II pilot: I klapy 36, mamy 2-8-0". Prędkość podawana w raporcie MAK jest bardzo zbliżona do obliczonej średniej.Jest to dowód na to, żena wykresach MAK podawana jest prędkość rzeczywista samolotu względem ziemi a nie prędkość względem powietrza[IAS - indicated air speed], jaką komunikują piloci i podaje MAK. Sprawdzam dalej - prędkość cząstkowa odczytuje z wykresu numer 25 na stronie 70 angielskiego raportu MAK. Dla uproszczenia przyjmuje następujące przedziały:

309 km/h dla 10:39:54,1 do 10:40:25; czas = 30,9 s, dystans teoretycznie = 2.652,25 m

290 km/h od 10:40:25 do 10:40:50; czas = 25,0 s, dystans teoretycznie = 2.013,89 m

270 km/h od 10:40:50 do 10:40:57,05; czas = 7,05 s, dystans teoretycznie = 528,75 m

łącznie 5.194,89 metra -> błąd wynosi 35,11 metrów i jest mniejszy od 0.7% co dodatkowo dowodzi, że prędkości z wykresów "Indicated air speed" są prędkościami rzeczywistymi względem ziemi.

Kolejną sprawą jest kwestia podawania błędnej odległości przez więżę kontroli lotu. Na stronie 53 wersji angielskiej raportu MAK opisany jest system radarowy RSP-6M2 i jego położenie względem pasa. Radar znajduje się 200 metrów na północ od osi pasa w odległości 1.250 metrów od każdej krawędzi pasa. RSP-6M2 jest radarem precyzyjnym i odświeża dane położenia samolotu co 1 sekundę. Zasięg radaru określony jest na 20 km. Wyposażenie stanowiska pracy obsługi radaru stanowi aparatura obrazowa WISP 75T. Strefa dopuszczalnych odchyleń wynosi0,5° w górę i w dół od linii ścieżki zniżania. Dopuszczalny błąd liniowy w zakresie do 1 km wynosi ± 10 metrów; w zakresie do 4 km ± 35 metrów a w zakresie do 10 km wynosi ± 90 metrów. Powróćmy zatem do stenogramów. [http://wyborcza.pl/1,75478,7964614,Stenogramy_rozmow_z_kabiny_pilotow.html]

Wieża podawała pilotom komunikaty o położeniu i odległość od progu pasa. W stenogramach jest to zaznaczone kolejno, cytuje:

"10:39:49,9-10:39:52,3 Kontroler: Podchodzicie do dalszej, na kursie i ścieżce, odległość 6." [rzeczywista odległość markera 6.280 m, MAK str. 60-61]
"10:39:50,2-10:39:58,0 Sygnał dźwiękowy, F=845 Hz... dalszej prowadzącej. Chodzi o sygnał dalszej radiolatarni, znajdującej się 6 km od pasa;" [j/w]

"10:40:13,5-10:40:14,6 Kontroler: 4 Na kursie i ścieżce." [tutaj jest błąd GW– brak cyfry 4. 4 tam jest, co można zobaczyć w wersji po rosyjsku.]

"10:40:26,6-10:40:27,8 Kontroler: 3 na kursie i ścieżce."

"10:40:38,7-10:40:39,9 Kontroler: 2 na kursie i ścieżce. 2 to odległość w kilometrach od progu pasa"

"10:40:56-10:40:58,1 Sygnał dźwiękowy F=800 Hz... Bliższa prowadząca. (...) bliższą radiolatarnią, znajdującą się około 1.100 m od progu pasa."

Z poprzednich rozważań wiemy, że nad bliższą prowadzącą prędkość liniowa samolotu względem ziemi wynosiła 280 km/h [77,78 m/s]. Ta prędkość zgodnie z raportem MAK ustabilizowała się 40-45 sekund po przelocie na dalszą prowadzącą i jak już wcześniej oszacowałem – nastąpiło to w czasieokoło 10:40:43. Wiemy również, że bliższa prowadząca znajduje się 1.050 metrów od początku pasa, a nie 1.100 metrów jak podano w stenogramach. Z rozważań dotyczących prędkości samolotu podanej na wykresach raportu MAK w wersji angielskiej wnioskuje, że jest to rzeczywista prędkość względem ziemi. Właśnie tej prędkości potrzebujemy do obliczenia potrzebnego czasu przelotu i błędu odległości radaru. Prędkość ta jest zmienna w czasie, zatem obliczenia musza być podzielone na fragmenty, kiedy samolot poruszał się z różną prędkością. Dla uproszczenia zajmę się tylko 3 komunikatami wieży, kiedy podane zostały komunikaty 2, 3, 4 km. Zacznę od komunikatu „2 km”. Środkowy czas markera "1.050" =10:40:57,05;prędkość pomiędzy 10:40:43 a czasem markera przyjmuje na 280 km/h, różnica czasu = 14,05 s, dystans teoretycznie = 1.092,7m. Czas środkowy podania komunikatu "2" 10:40:39,3, różnica pomiędzy 10:40:43 wynosi 3,7 s, prędkość przyjmuję na 290 km/h, dystans = 298 metrów. Sumuję poszczególne odcinki: odległość markera od pasa 1.050 m + 1.092,7 m + 298 m =2.440 m. Dla 3 km: Komunikat "3" wartość środkowa czasu – 10:40:27,2 różnica do 10:40:39,3 = 12,1 s, prędkość przyjmuję na 290 km/h, dystans teoretycznie = 974,7 m, odległość faktyczna od pasa =3.414m. Komunikat 4 km: 10:40:14.05, różnica do 10:40:27.2 = 13.15s, prędkość = 307 km/h, dystans teoretycznie = 1.121 m, odległość faktyczna od pasa =4.535 m.

Zatem w momencie kiedy kontroler podawał komunikat "2" – rzeczywista odległość wynosiła2.440 m, kiedy podawał "3", rzeczywista odległość wynosiła3.414 m, komunikat "4" podano przy odległości liniowej =4.535 m. Błędy odległości liniowej znacznie przekraczają podane specyfikacje radaru. Wszystkie 3 odczyty były podane zbyt wcześnie, co mogło zdezorientować pilotów co do rzeczywistego położenia przestrzennego – komunikaty radaru stworzyły iluzje bliższego położenia pasa startowego o około 0,5 km. To w efekcie mogło się w znacznym stopniu przyczynić do katastrofy.

Kolejnym wartym poruszenia tematem jest fałszowanie nagrań rejestratorów lotu. Na ten temat pojawiło się już sporo artykułów. Tutaj: [http://lubczasopismo.salon24.pl/nieuczesane/post/284719,ruskie-sekundy]. Autor dowodzi, że część nagrania została celowo usunięta i zamieszcza film na Youtube oraz skrypt wypowiedzi z tego fragmentu. Bezpośredni link: [http://www.youtube.com/watch?v=1xLbkzE3coY] Film jest przekonywujący.

 

10:29:58,1 Anonim:On mówi...
10:29:58,3 II pilot:
Wysokościomierze 9-9-3 / 7-4-5.
[usunięte]
10:30:01,4 Nawigator:
ILS niestety nie mamy. Kurs lądowania 2-5-9 ustawiony. ARK mamy przygotowane, 310/640, nastrojone. Piątka, szóstka, automat ciągu.
10:30:07,7 I pilot:
7-8.

 

Ingerencja w zapis skrzynek jest w mojej ocenie najpoważniejszym zarzutem z wymienionych powyżej. Manipulacja wykresami z FDR inagraniami rejestratora głosu podważa wiarygodność całego raportu MAK oraz przekreśla jego wartość merytoryczna wraz z konkluzjami.

 

Wszyscy wiemy jak bardzo media lansują teorie nacisków na pilotów. Jest to ostatnio ulubiony temat Gazety Wyborczej i autorów Agnieszki Kublik oraz Wojciecha Czuchnowskiego. Wygląda na to, że występuje wysokie zapotrzebowanie medialne na artykuły o pijanym generale i naciskach Kaczyńskiego. Odnoszę wrażenie, że dziennikarzy interesują zlecenia a nie dążenie do prawdy. Jak to jednak wygląda od strony prokuratury? Zastanówmy się nad sprawą zdjęć z monitoringu z Okęcia i sprawy kłótni Protasiuka z Błasikiem. Prokuratura posiadała te zdjęcia z monitoringu już od dawna. Materiały te zostały przekazane komisji Millera i nie były przedmiotem badań prokuratury. Zdjęcia z monitoringu powinny być zbadane szybko a tymczasem sprawa ta pojawia się w mediach prawie w rok po tych wydarzeniach. Jest to dla mnie zaskakujące, ponieważ wszelkie materiały i świadkowie są na miejscu a prokuratura przez prawie rok nie usiłowała ustalić szczegółowego przebiegu tych zdarzeń oraz nie ustaliła co konkretnie było przedmiotem tej rozmowy. Przyznanie się prokuratury do nie rozpoznawania tego dowodu przez tak długi czas jest nie tylko dowodem bezradności, ale czymś więcej – jest to według mnie zaniechanie czynności a być może nawet brak kompetencji w prowadzeniu śledztwa.

 

W dniu 4 grudnia 2010 pojawiła się bardzo interesująca notatka prasowa, w której czytamy: "Europoseł Paweł Kowal twierdzi, że z jego telefonu komórkowegozniknęły SMS-y, które wysyłał ze Smoleńska 10 kwietnia- podaje wprost.pl. Jak informuje serwis z komórek byłego urzędnika Kancelarii Prezydenta Marcina Wierzchowskiego i kierowcy ambasadora Jerzego Bahra zniknęła z kolei część historii połączeń.Kowal był w Smoleńsku 10 kwietnia wieczorem. Podczas podróży wysyłał bardzo dużo SMS-ów: głównie do ministrów w rządzie Donalda Tuska oraz do ambasadorów w Rosji i na Białorusi. Dziś twierdzi, że dwa miesiące po katastrofie archiwum wiadomości z tego dnia z jego telefonu po prostu zniknęło. – Jestem pewien, że niczego nie kasowałem. W pamięci telefonu mam SMS-y z 9 i 11 kwietnia, a z 10 już nie. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało – mówi "Wprost" europoseł.Zniknięcie części połączeń ze swojego bilingu zauważył też były urzędnik Kancelarii Prezydenta Marcin Wierzchowski, który był na lotnisku Siewiernyj w momencie katastrofy. – Według wykazu między godziną 8:50 a jedenastą mój telefon wykonał tylko cztery połączenia: o 8:53, 9:04, 9:56, 10:46. To o tyle dziwne, że w tym czasie rozmawiałem z wieloma osobami i korzystałem z roamingu. Miałem zarówno połączenia przychodzące, jak i wychodzące – mówi "Wprost".Prokuratura wojskowa badająca przyczyny smoleńskiej katastrofy nie zajmuje się wyjaśnianiem tej sprawy.Jej rzecznik płk Zbigniew Rzepa tłumaczy, że dochodzenie nie obejmuje zdarzeń, które miały miejsce już po katastrofie.[http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/zniknely-sms-y-ktore-wyslalem-ze-smolenska,1,4016226,wiadomosc.html]

Znikanie SMS-ów oraz wiadomości głosowych jest sprawą bardzo dziwną. Myślę, że takie rzeczy nie dzieją się przez przypadek. Ta informacja ma szczególne znaczenie dla ewentualnych połączeń wykonywanych z telefonów komórkowych znajdujących się na pokładzie samolotu. Jak już dowiodłem wcześniej na przykładzie telefonu posła Deptuły te kwestie są istotne i powinny być przedmiotem badań i stanowić priorytet działań prokuratury. Widzimy jednak, że prokuratorzy bardzo swobodnie interpretują swoje obowiązki i najwyraźniej niechętnie podchodzą do swojej pracy. Mam w pamięci konferencję prasową prokuratury, w której dziennikarz TV Polskiej zadaje pytanie o niszczenie dowodów w tym wycinanie drzew. Ten materiał jest warty obejrzenia. Film tutaj:http://www.youtube.com/watch?v=YPx0VIniom0. W obliczu moich wniosków dotyczących brzozy wycinanie drzew jest niewątpliwie niszczeniem dowodów i odpowiedź na pytanie tego dziennikarza powinna być jednoznaczna. Widzimy jednak, że prokurator plk. Ireneusz Szeląg dość dowolnie interpretuje fakty i wyraźnie kreci. Całość tej niebywałej wypowiedzi trwa prawie 3 minuty, cytuje:

 

"Zadał Pan Pytanie które, które eee trudno odpowiedzieć jak je traktować, Czy zadał Pan pytanie konkretne, czy też zadał pan pytanie abstrakcyjne, związane z prowadzeniem jakiegokolwiek śledztwa, postępowania karnego, zarówno brak wiedzy nawet jeżeliby pan by to skonkretyzował, czyli że chodzi panu konkretnie o to zdarzenie to wbrew pozorom, wbrew pozorom, odpowiedź wcale nie musi być prosta i jednoznaczna bo oczywiście najbardziej logiczna i prosta odpowiedź jest jakąkolwiek ingerencją w fizyczną substancją takiego materiału dowodowego jak wrak, szczątki samolotu oczywiście można ją uznać za co najmniej utrudniającą albo negatywnie wpływającą na dalszy proces badań nad tym dowodem rzeczowym. Tyle tylko, że odpowiedź tylko w tym zakresie, byłaby o tyle niepełną, że trzeba pod uwagę brać szereg innych okoliczności i stąd zawahanie w moim głosie, bowiem ja wypowiadam się o kwestii którą, ja obejrzałem ten materiał, natomiast mam w głowie zakodowane szereg okoliczności, które mogły wpływać na taki a nie inny sposób postępowania ale nie posiadam wiedzy na temat tego czy osoby które decydowały o takich zdarzeniach kierowały się tymi przesłankami. Być może to zawiłe, ale ja mam nadzieje, że, że, fffff, że, że w miarę czytelne. Proszę państwa każdy z nas jest wstanie sobie wyobrazić szereg okoliczności faktycznych, praktycznych i pragmatycznych które być może, ale ja tego nie wiem, kierowały albo kierują w przypadku innych zdarzeń eeee osobami decydującymi o takim postępowaniu z dowodami rzeczowymi. Może to być sytuacja taka że trzeba było pociąć określony element na fragmenty mniejsze po to żeby je przetransportować na płytę lotniska gdzie ma być odtworzony w obrysie samolotu jak powiem nie chcę się wypowiadać na ten temat bo nie wiem co kierowało eee osobami które o tym decydowały yyy logiczną odpowiedzią jest, że oczywiście powinno się postępować w ten sposób że jakby, w jak najmniejszym stopniu ingerować w tę strukturę fizyczną, no nie mniej trzeba mieć też na uwadze to że eeeeeeee, jeżeli czyniły to odpowiednie organy, odpowiednie organy, przygotowane do tego to kwestia ustalenia, że robiły to z takiej a nie innej przyczyny, że robiły dokładnie to przy tym fragmencie a to przy tym fragmencie albo też pewne cechy fizyczne materiału wskazują na to, że jest to działanie celowe dokonane po katastrofie, mogą spowodować to, że opinia wydana na tej podstawie będzie jasna i pełna."

Przypominam też liczne kwestie dotyczące współpracy prokuratury z rodzinami ofiar: "Prokuratura, pytana przez nas, czy zostały przeprowadzone sekcje zwłok naszych bliskich w Moskwie, stwierdza, że "skąd ma to wiedzieć" - powiedziała Małgorzata Wassermannna posiedzeniu zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. (...)Wassermann poinformowała, że na pytanie, w ilu dokładnie czynnościach procesowych uczestniczyli polscy prokuratorzy w Rosji, odpowiedziano jej, iż w czterech. Prokuratura przyznała, że polscy eksperci nie zdążyli na sekcje zwłok ani nie uczestniczyli w nich polscy prokuratorzy. - Słyszymy, że nie zdążyli na sekcje. To jest kpina - oburza się Wassermann. - Te wyjaśnienia nie trzymają się, mówiąc kolokwialnie, kupy - podkreśliła.[http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100925&typ=po&id=po15.txt]

W dniu3 marca 2011 pojawiła się zaskakująca informacja prasowa dotycząca pogrzebu prezydenta Kaczyńskiego. W artykule tym, "według "Polityki", po katastrofie smoleńskiej doszło do dwóch pogrzebów na Wawelu (...) - jednego z pełnymi honorami, drugiego "tydzień później, podosłoną nocy". Rogalski, pytany w czwartek w RMF o te doniesienia, nie chciał ujawnić żadnych szczegółów. "To jest sprawa bardzo drażliwa. Nie chcę ani potwierdzać, ani zaprzeczać tej informacji" – dodał. Powiedział jednak, żesprawę obecnie wyjaśnia prokuratura wojskowa, która przesłuchuje świadków i analizuje dokumentację." [http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/492439,katastrofa_smolenska_prokuratura_wyjasnia_okolicznosci_sekcji_zwlok_lecha_kaczynskiego.html]

Przecież ten pogrzeb odbył się prawie rok temu!!! Jak to możliwe, że teraz, po upływie roku okazuje się, że tę "sprawęobecnie wyjaśnia prokuratura wojskowa"?

Kolejna wątpliwość otwiera artykuł z salonu 24 który wskazuje liczne nieścisłości w wypowiedziach dotyczących protokołów sekcji zwłok. Ten artykuł jest przerażający.

[http://lubczasopismo.salon24.pl/Smolensk2010/post/239894,protokoly-sekcji-zwlok-ofiar-katastrofy-tu-154m-czesc-ii]

Porównywane są wypowiedzi Edmunda Klicha z wypowiedziamiProkuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, Ewy Kopacz orazrzecznika NPW kpt. Marcina Maksjana. Dowiadujemy się, że pochowano niezidentyfikowane zwłoki! Czy to dobrze świadczy o naszej prokuraturze? Wydawałoby się, że taka kompromitacja prokuratury będzie jedynym wydarzeniem związanym z ofiarami katastrofy. Tymczasem w artykule z 16 grudnia czytamy, że cytuje: "Mamy wątpliwości co do przyczyny śmierci Przemysława Gosiewskiego. Tak jak w przypadku innych ofiar katastrofy 10 kwietnia nie dysponujemy zdjęciami z sekcji zwłok. Z tego powodu, być może, należałoby doprowadzić do ekshumacji wszystkich 96 ofiar katastrofy smoleńskiej - mówi w "Kontrwywiadzie RMF FM" mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin ofiar." [http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/wywiady/news/rogalski-mamy-watpliwosci-jak-zginal-przemyslaw-gosiewski,1572034,2943]

"Konrad Piasecki: Czy ma pan pewność, że na Wawelu spoczywają ciała Marii i Lecha Kaczyńskich? Rafał Rogalski:- Ja chciałbym mieć tą pewność.Materiały są analizowane bardzo wnikliwie przez prokuratorów, także i przez pełnomocników."

Czy to Panstwa nie dziwi, że w grudniu 8 miesiecy po katastrofie prokuratorzy nadal "bardzo wnikliwie analizują" dokumenty w tej sprawie?

Dowiadujemy sie też, że "Niestety, polska prokuratura nie dysponuje zdjęciami w stosunku do jakiejkolwiek osoby samej sekcji zwłok, w tym także niestety - ku mojemu ubolewaniu - prezydenta, co jest rzeczą wręcz niebywałą." Coś nieprawdopodobnego! Ta sprawa jest wyjątkowo drażliwa, ponieważ "rodzina Przemysława Gosiewskiego chce ekshumowania jego zwłok. Wniosek w tej sprawie złożył w prokuraturze pełnomocnik bliskich zmarłego posła - podaje tvn24.pl. Rafał Rogalski tłumaczy, że decyzja została podjęta, bo strona rosyjska do tej pory nie przekazała rodzinie protokołu z sekcji zwłok." Ten artykul pojawił się 13 lipca 2010: [http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/296042,ekshumuja-zwloki-gosiewskiego-jest-wniosek.html] Biorąc pod uwage fakt, że ten problem nie zostal rozwiazany az do grudnia obrazuje skale zaniedban prokuratury. Zaskoczyla mnie tez sprawa wniosku o ekshumacje ciala prezydenta Kaczynskiego z 18 wrzesnia. [http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/302270,ekshumacja-lecha-kaczynskiego-czas-pokaze.html] "Pełnomocnik rodziny zmarłego pod Smoleńskiem Lecha Kaczyńskiego wciąż ma wątpliwości dotyczące sekcji zwłok prezydenta. Dlatego mecenas Rafał Rogalski zamierza po raz drugi wnioskować o przesłuchanie szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofa Parulskiego - podaje Wprost.pl. Jeśli wniosekznów zostanie odrzucony, nie można wykluczać wystąpienia o ekshumację ciała." (...) "Poprzedni wniosek w tej sprawie został odrzucony." Gazeta Wyborcza natomiast napisala w lipcu: "Nie można wykluczyć ekshumacji ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, jeśli będzie taki wniosek od rodzin - poinformował prokurator generalny Andrzej Seremet."http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,8119088,Prokurator_generalny_nie_wyklucza_ekshumacji_ofiar.html

Od tego czasu minęło 7 miesięcy i 11 lutego 2011 dowiadujemy się, że "część rodzin chce, by rzeczy zostały im przekazane. Prokuratura postanowiła sprawdzić, na ile jest to możliwe." i "w piątek o godz. 12:30 do firmy Eko-Top w Rzeszowie przyjechali wojskowi specjaliści, którzy ocenią zgromadzone tu przedmioty należące do ofiar katastrofy smoleńskiej."Dopiero teraz?!

[http://rzeszow.gazeta.pl/rzeszow/1,34975,9091410,Zbadaja_ubrania_ofiar_katastrofy_smolenskiej.html]

W artykule z 18 grudnia 2010 roku Naszego Dziennika dowiadujemy się, że: "Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej wystąpią do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie z wnioskami o umożliwienie skopiowania zapisów rejestratorów parametrów lotu oraz danych rejestratora szybkiego dostępu, czyli tzw. polskiej czarnej skrzynki. Samodzielne odczytanie zapisów może pomóc nam szybciej uzyskać pewne informacje o tym tragicznym locie oraz umożliwiłoby weryfikację ekspertyzy sporządzonej na potrzeby śledztwa - twierdzą bliscy ofiar."

[http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101218&typ=po&id=po01.txt]

Po zaznajomieniu się z tymi wydarzeniami nie można nie odnieść wrażenia, żerodziny ofiar smoleńskich toczą zażartą walkę z prokuraturą, walkę o rzeczy osobiste i każda informacja jaką mogą uzyskać. Równocześnie widzimy zastanawiający opór prokuratury. Powyższe przykłady dowodzą, że zachowanie prokuratury na przestrzeni ostatniego roku jest conajmiej dziwne. Jeżeli Prokuratura ma ambiwalentny stosunek do prowadzonego przez siebie postępowania – to rzetelne wyjaśnienie katastrofy jest sprawą bardzo wątpliwą. Jak jednak wygląda stosunek rządu do tego śledztwa? Sprawa niestety wygląda nienajlepiej i to nie tylko z powodu znikajacych SMS-ów i tajemniczych zdjęć satelitarnych. Otóż okazuje się, że minister Bogdan Klich chciał zawiadomić o katastrofie NATO. Informację o tym podał w wywiadzie telewizyjnym generał Sławomir Petelicki. [www.youtube.com/watch?v=IYkwNeHHoc4] oraz [www.youtube.com/watch?v=Psmo_RDTuOY]. Jak wiemy do tej współpracy nie doszlo, zatem ktoś musiał pana ministra powstrzymać. Jedyną osobą mogącą tego dokonać był jego przełożony, premier Donald Tusk. Donald Tusk zapytany przez Andrzeja Stankiewicza z „Newsweeka”, gdzie jest dokument, w którym strona polska podejmuje decyzję o przyjeciu konwencji chicagowskiej i kto ten dokument podpisał - odpowiedział, że takiego dokumentu nie ma. Przyznał też, po kolejnym pytaniu Stankiewicza, że decyzja została podjęta samodzielnie przez Rosjan i polskiemu rządowi po prostu narzucona, a my tylko byliśmy „świadomi, że tak się stanie”. Wiemy również, że propozycję pomocy w śledztwie smoleńskim złożył Polsce oficjalnie general lotnictwa amerykanskiego w Europie general Roger Brady.http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100909&typ=po&id=po01.txt Ta pomoc nie zostala przez Polskę przyjęta! Równocześnie z artykułu tutaj:http://www.bibula.com/?p=30710 dowiadujemy się bardzo dziwnych rzeczy o naszym akredytowanym przedstawicielu Edmundzie Klichu. Okazuje się, że to nie Polska miała wpływ na jego wybór, ale Rosja. I to on m.in. forsował konwencję chicagowską w śledztwie smoleńskim. 5 marca 2011 roku ukazała się notatka w której opisane jest pismo w sprawie plk Edmunda Klicha zarzucajace mu uniemozliwienie badania wraku: [http://niezalezna.pl/7097-plk-klich-uniemozliwil-badanie-wraku-tu-154].W dniu 8 marca 2011 ukazał się artykuł, [http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110308&typ=po&id=po01.txt], mówiący o szczególnej roli przedstawicieli polskiego rządu na posiedzeniu rosyjskiej komisji do zbadania katastrofy, w którym 13 kwietnia ub.r. wzięli udział przedstawiciele strony polskiej: gen. Krzysztof Parulski, płk Edmund Klich i minister zdrowia Ewa Kopacz. "W stenogramie uderza, że ich wystąpienia mają charakter kurtuazyjny, pełne są podziękowań i zapewnień o pełnej satysfakcji ze współpracy ze stroną rosyjską. Nie padają praktycznie żadne oczekiwania, wnioski, żądania. (...) Na interesującym nas posiedzeniu gen. Anodina powiedziała po raz pierwszy publicznie, że badanie katastrofy odbywać się będzie według zasad załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. To stwierdzenie zostało milcząco przyjęte przez wszystkich uczestników rosyjskich i polskich. Ostateczną decyzję o wyznaczeniu Edmunda Klicha na akredytowanego przy MAK wydał minister obrony narodowej Bogdan Klich, a nie minister infrastruktury. (...) Wszystkie polskie organy zajmujące się katastrofą smoleńską mają poważne zastrzeżenia do tej współpracy, nie otrzymują obiecanych materiałów, nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytania, Polacy są ignorowani podczas czynności zarówno MAK, jak i prokuratury."

Rownoczesnie znamy wypowiedzi ministra Jerzego Millera, ktory publicznie wypowiadal sie na temat lotu cywilnego i konwencji chicagowskiej co w oczywisty sposob pozbawilo Polakow mozliwosci sprawowania kontroli nad dowodami i sledztwem. Wszyscy wiemy dokladnie jaki charakter mial ten lot oznaczony numerem PLF 101-I-M. [http://www.youtube.com/watch?v=7b0_L8pvZ2c] Z ministrem Jerzy Millerem wiaze sie tez pewna interesujaca historia dotyczaca konferencji bezpieczenstwa w Krakowie. Otoz zapowiadane z wielka pompą spotkanie ministrów spraw wewnętrznych państw G6 oraz USA, które miało się odbyć w Krakowie, zostało odwołane. Konferencja miała się odbyć 29 i 30 września 2010 a jej tematem miała być walka z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Spotkania ministrow spraw wewnetrznych odbywaja sie rutynowo w krajach, ktore akurat sprawuja prezydencje w grupie. Polska przejela te funkcje, zatem to spotkanie w naturalny sposob powinno bylo odbyc sie w Polsce. Okazało się jednak, że zagraniczni ministrowie do Krakowa nie przyjechali. To zas swiadczy o poziomie zaufania, jakie po katastrofie w Smolensku maja nasi partnerzy do naszego ministra spraw wewnętrznych. Podobne zdanie na temat naszego rzadu ma ksiadz Stanisław Małkowski, ktory w wywiadzie dla dziennikarza Prokapitalizm.pl mowi, że zamachu wedlug niego dokonali Tusk, Komorowski, Arabski, Klich - mozna od razu przejsc do tego fragmentu w minucie 2.30 [http://www.youtube.com/watch?v=Y9VpGgMY6YE]. Przypominam tez slynna juz sprawe wypowiedzi prezydenta Komorowskiego "PREZYDENT BĘDZIE GDZIEŚ LECIAŁ I TO SIĘ WSZYSTKO ZMIENI" [http://www.youtube.com/watch?v=w9SwkurfAY8] te slynne slowa wypowiadane sa poczawszy od 1.43 tego nagrania. Cale zdanie brzmi: "To wie Pan, przyjda wybory prezydenckie albo Prezydent bedzie gdzieś leciał i to sie wszystko zmieni."

Gdyby te sprawy były zdarzeniami indywidualnymi, to możnaby mówić o braku kompetencji, jednak patrząc na to kompleksowo poprzez pryzmat wydarzeń całego roku tworzy nam sie ponury obraz manipulacji i blokowania śledztwa, działania na szkodę państwa i blokowania dążeń do poznania prawdy.

Art. 129 Kodeksu Karnego mówi: "Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10."

27 lipca 2010 mecenas Hambura złożył zawiadomienie o popełnieniu przestepstwa z art. 129 Kodeksu Karnego przez Donalda Tuska i Bronislawa Komorowskiego.http://hambura.salon24.pl/212729,smolensk-art-129-kk

Ciekawe, czy prokuratura zajmie sie tymi sprawami i czy zobaczymy wymienione powyzej osoby przed sądem? Więcej – czy panowie prokuratorzy zasiąda wraz z innymi na ławie oskarżonych?

231 Artykul Kodeksu Karnego mowi "§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."

W dniu 1 stycznia 2011 roku ukazała się notatka, z ktorej dowiadujemy się, że "Pan Antoni Macierewicz złożył zawiadomienie przeciwko D. Tuskowi, premierowi, funkcjonariuszowi publicznemu oraz pozostałym członkom jego p.o.- rządu, tj. o niedopełnienie obowiązku właściwego nadzoru lub przekroczenie uprawnień podczas organizacji wizyty smoleńskiej oraz zainicjowania śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, przez co tym samym (D. Tusk) działał na szkodę interesu publicznego",[http://lubczasopismo.salon24.pl/kabaretoryka/post/264296,art-231-kk-a-odpowiedzialnosc-d-tuska-za-katastrofe-smolenska]

Wygląda na to, że są też inne osoby poruszające kwestie odpowiedzialności karnej:

[http://docs9.chomikuj.pl/358363499,0,1,zawiadomienie-o-pope%C5%82nieniu-przest%C4%99pstwa-%C5%81%C5%81.doc]

W powyższym wymieniono naprawdę poważne przestępstwa a mianowicie art. KK 128; 129; 130; 134; 140; 172; 173; 174; 258.Jest tu mowa o zorganizowanej grupie przestępczej, szpiegostwie, zdradzie dyplomatycznej i zamachu na życie prezydenta.

Inaczej widzi tę sprawę autorytetkarnista prof. Piotr Kruszyński.(...) "Super Express": -Mecenas Stefan Hambura reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez premiera Tuska i marszałka Komorowskiego. Twierdzi, że powinno się ich ścigać na podstawie artykułu 129 kodeksu karnego, gdyż obaj politycy działali na szkodę Rzeczpospolitej, rezygnując ze wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa.

 

 

Prof. Piotr Kruszyński: - Znam publikacje mecenasa Hambury i ceniłem go jako prawnika, ale w tym przypadku posunął się zdecydowanie za daleko. To jakiś absurd, a nawet - najwyżej niech mecenas mnie skarży - jakaś aberracja. Zarzucanie premierowi i marszałkowi pełniącemu obowiązki prezydenta działania na szkodę Rzeczpospolitej Polskiej, odwołując się do artykułu 129 kodeksu karnego, oznacza, że dopuścili się oni zdrady dyplomatycznej. To szalenie ciężki, niebywały zarzut o realizację naprawdę wrednych celów. To pan mecenas Hambura, przypisując takie rzeczy premierowi i marszałkowi i składając taki wniosek w prokuraturze, działa na szkodę Polski. (...) Takie oskarżenie jest co najmniej zniesławieniem i można je ścigać z oskarżenia prywatnego, ale premier i prezydent elekt będą mieli pełne prawo z niego skorzystać. Są bowiem pewne granice swobodnego działania i wolności słowa. Doniesienie, o którym mówimy, to nie tylko zniesławienie, ale informowanie prokuratury o przestępstwie niepopełnionym samo w sobie jest przestępstwem z artykułu 234 kodeksu karnego. Właśnie na to naraża się pan mecenas Hambura. I naprawdę nie mają tu znaczenia żadne sympatie. Mówiłbym to samo, gdyby premierem był Jarosław Kaczyński. Nie powinniśmy brnąć w tę paranoję.
http://www.se.pl/wydarzenia/opinie/kruszynski-oskarzenie-tuska-komorowskiego-jest-co_148077.html

W odpowiedzi na to pozwolę sobie sparafrazowac prezydenta Komorowskiego - "To wie Pan, przyjda wybory i to sie wszystko zmieni".

 

 

 

 

Ze wzgledu na problemy z formatowaniem artykul mozna pobrac w pdf tu:

http://sendfile.pl/57218/Techniczne_aspekty_katastrofy_TU154_i_fakty_przeczace_raportowi_MAK.pdf

 

 

aurelius
O mnie aurelius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka