Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki
292
BLOG

Skąd się wzięły elgiebety?

Wojciech Terlecki Wojciech Terlecki Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
Tak wiele mówi się o „ideologii LGBT”, prawach osób „nieheteronormatywnych”, prześladowaniach osobo-postaci niebinarnych, jednak warto zastanowić się skąd wzięło się to zjawisko i gdzie zrodził się problem.

Tak wiele mówi się o „ideologii LGBT”, prawach osób „nieheteronormatywnych”, prześladowaniach osobo-postaci niebinarnych, jednak warto zastanowić się skąd wzięło się to zjawisko i gdzie zrodził się problem. Innymi słowy - kto jest temu winien? Postaram się przestawić ciąg zdarzeń, który pozwala mi postawić tezę, że całe to zamieszanie spowodowali psychiatrzy.
Uznana specjalizacja medyczna służąca leczeniu chorób psychicznych nie zawsze była postrzegana, jako szlachetna profesja. Przeżywała swoje wzloty i upadki. Początki były trudne i smutne. Osoby cierpiące na schorzenia i upośledzenia umysłowe, o ile nie potrafiły, jako tako o siebie zadbać były przekazywane pod opiekę lekarzy tzw. alienistów. Zadaniem owych miało być trzymanie w miarę przyzwoitych warunkach, daleko od społeczeństwa osób chorych mentalnie. Nie osiągali oni jednak żadnych medycznych sukcesów, a ci o szlachetnej osobowości mogli jedynie dbać o dobrostan pacjentów licząc na remisję choroby.
Wydawało się, że wszystko zmieni się za sprawą austriackiego lekarza Zygmunta Freuda. Niestety okazało się, że słynny psychoterapeuta i jego następcy mogli zaproponować chorym jedynie długotrwała i kosztowną terapią polegającą generalnie na gadaniu. Zależnie od szkoły gadał albo sam pacjent, albo prowadzony był pewnego rodzaju dialog. Metoda znakomita w przypadku leczenia niepokojów, melancholii i urojonych schorzeń.
Wprowadzenie psychoterapii pozwoliło na powrót psychiatrii do cywilizacji. O ile alieniści byli wyrzutkami społecznymi, o tyle uczniów Freuda i Junga mile widziano na salonach. Specyfika ich pracy wymagała długotrwałych kontaktów z pacjentami i co za tym idzie skierowana była do ludzi, których na to stać.
Tak się złożyło, że w krajach gdzie psychoanalitycy święcili triumfy dominującą formą chrześcijaństwa był wielopostaciowy protestantyzm. Doktryna polegająca na tym, że każdy, kto umie czytać i ma dość charyzmy może mianować się duchownym. Pastorzy odrzucają katolicką interpretację Pisma Świętego i często dosłownie traktują, to co jest w nim zapisane. Ignorują kontekst historyczny i społeczny tekstu. Przykładowo: taki pastor może uznać kobietę, w okresie miesiączkowania, za nieczystą, nie biorąc pod uwagę, że autorzy tekstów biblijnych bądź co bądź osoby wykształcone (umieli pisać i czytać) chcieli zapewnić kobietom odrobinę spokoju, w tym trudnym okresie. Taki pastor może również uznać, że stosunki homoseksualne należy karać śmiercią, albo czymś gorszym. Jakże to inne podejście od tego, jakie prezentował papież Leon X, który zatrudniał homoseksualistów do tworzenia, ku chwale Pana, dzieł sztuki. Jest to prawdopodobnie jeden z powodów, dla których nie lubił go protopastor Marcin Luter.
Zatem, w germańskim i anglosaskim obszarze kulturowym utarła się opinia, że homoseksualizm to zło. Bardziej wyrozumiali obywatele przyjęli tezę, że to choroba. Schorzenie, którym mogli zająć się uczniowie i naśladowcy Freuda, W trakcie długoletniej praktyki odkrywali oni zaburzenia analno - retencyjne i osobowości oralno - zależne. Już samo to brzmi strasznie gejowsko. W końcu uzgodniono, że homoseksualizm to choroba psychiczna powodowana przez dominująca matkę i słabego ojca lub podobne konfiguracje. Dobrą wiadomością jest to, że da się to leczyć, czy wyleczyć – czas pokaże, a tego psychoterapeutą nie brakowało.
Nie wszyscy byli jednak tak cierpliwi. Niektórzy szukali szybszych metod leczenia chorób psychicznych i nie cofali się przed niczym. Gdy odkryto insulinę, to postanowiono, że można nadpobudliwych pacjentów leczyć za pomocą śpiączki insulinowej. Leczono gorączką wywołując ją poprzez zakażenie pacjenta malarią. Skutecznie stosowano elektrowstrząsy oraz nieskutecznie lobotomię. Wszyscy ci entuzjaści nowych technik łakomo spoglądali na homoseksualistów, bowiem powstały w latach pięćdziesiątych spis chorób psychicznych DSM zaklasyfikował homoseksualizm, jako: „socjopatyczne zaburzenie osobowości”. Pałka została przegięta, gdy psychiatrzy stosujący, tak zwane: „metody konfrontacyjne” postanowili podłączyć genitalia gejów do prądu.

Trzeba pamiętać, że powyższe wydarzenia miały miejsce w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku, a wtedy ludzie, ze znanych sobie i socjologom powodów byli w bardzo buntowniczym nastroju. Protestowano przeciwko wojnie w Wietnamie, prześladowaniom kobiet, czarnoskórych. Marksiści próbowali zniszczyć świat, jaki znamy i w siłę rósł ruch antypsychiatryczny. Dołączył do niego świeżo powstały Gay Liberation Front.
Pierwsza demonstracja zorganizowana przez to towarzystwo odbyła się w 1968 roku w trakcie „Dorocznego Zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego”. Rok później, w Miami wynajęty samolot ciągnął za sobą baner: „***** Psychiatrów”. No nie: „Psychiatria zabija”.
W trakcie pierwszego „Gay Pride” uczestnicy opowiadali o przeżyciach w trakcie niekończących się terapii, do których byli zmuszani przez prawo i rodzinę. Mówiono o niespełnionych obietnicach, za które trzeba słono płacić. Nie zapomniano również o praktykach „konfrontacyjnych”.

Nie chciałbym u czytelnika pozostawić wrażenia, że ten ruch antypsychiatryczny to grupa światłych, mądrych osób. Raczej była to New Age’owa, oderwana od rzeczywistości, zgraja. Twierdzili, że schizofrenicy, paranoicy i maniacy to prześladowane osoby zdrowe, które poczują się lepiej, gdy społeczeństwo zaakceptuje ich inność. Osiągną szczęście, jeżeli ludzie będą ich wspierać i szanować ich nieszablonowe zachowania, Guru grupy Tomas Szasz sam z zawodu psychiatra sprzymierzył się w tej krucjacie z Ronem Hubbardem twórcą kościoła Scjentologicznego. Organizacji, która twierdzi, że jesteśmy nieśmiertelnymi kosmitami, którzy o tym niepamiętaną i stąd nasze cierpienia. Tak, że sami rozumiecie, ale mieli mocne argumenty.
W 1972 psycholog David Rosenhan przeprowadził słynny eksperyment. Wysłał ośmiu zdrowych kolegów do 12 oddziałów szpitali psychiatrycznych w różnych stanach. W izbie przyjęć mieli mówić, że słyszą głosy mówiące „PUSTY GŁUCHY ŁOMOT”. Po przyjęciu na oddział zachowywali się normalnie i nie stwarzali problemów. Wszyscy oni zostali zdiagnozowani, jako osoby chore.
Wybuchła gorąca dyskusja na temat kondycji psychiatrii. Zauważono oczywiście, że nie można pacjenta zgłaszającego objawy traktować jak symulanta, z drugiej jednak strony postawiona diagnoza nie miała nic wspólnego z rzeczywistym stanem zgłaszającej się osoby. W trakcie zażartej polemiki Rosenbaum wyzwał wyjątkowo pyskujący mu szpital do konfrontacji. Zadeklarował, że w ciągu roku wyślę do nich ekipę symulantów i zobaczy ilu uda im się wykryć. Challenge accepted!
W tym okresie przyjęto do placówki 193 pacjentów 41 określono, jako nasłanych symulantów. Okazało się jednak, że to zwykła trollerka i David nikogo nie wysłał.

Pośród tego zamieszania doktor Robert Spitzer zajmował się redakcją drugiego wydania spisu chorób psychiatrycznych DSM2 i nie bacząc na dziejące się wokół niego niepokoje pozostawił homoseksualizm na pierwszym miejscu wśród dewiacji seksualnych. W tej kategorii zalazły się również jednostki kierujące zainteresowania seksualne w stronę obiektów innych niż ludzie płci przeciwnej, dokonujące aktów niekojarzonych ze spółkowaniem i dokonujących spółkowania w dziwacznych okolicznościach. To wtedy po raz pierwszy psychiatrzy zwrócili uwagę na elgiebety. I może nie byłoby to na tyle kontrowersyjne, gdyby nie dodano: „Dla wielu chorych zachowania te są obrzydliwe, ale nie potrafią oni zstąpić ich normalnymi zachowaniami seksualnymi.”
„Nie, w tej formie to nie może wcale pójść” – jak powiedział cenzor z dziesiątego rzędu w pieśni Kaczmarskiego.

Podczas kolejnej konferencji w San Francisco w 1970 roku aktwiści otoczyli budynek żywym łańcuchem i nie chcieli wpuścić psychiatrów na obrady. Objawiła się wtedy zamaskowana postać przedstawiająca się jako dr Anonimus, tak naprawdę John Ercel Fryer urodzony 7 listopada 1932 roku zamieszkały w Winchester, Kentucky, który przyznał, że jest jednocześnie psychiatrą i homoseksualistą, a następnie wygłosił płomienną mową.

Dr Robert Spitzer dostrzegł problem i postanowił go zgłębić. W tym celu zrobił dwie rzeczy: zorganizował w Honolulu konferencję na ten temat oraz przyjął zaproszenie na tajne spotkanie homo-psychiatrów gdzie przekonał się, że wielu z nich to ludzie, których zna i szanuje. Wysłuchał świadectw, o tym jak w niekomfortowej sytuacji znajdują się jego koledzy. Otóż, nie mogli oni przyznać się przed innymi psychiatrami, że są homoseksualni, bo ci zapewne zechcieliby ich leczyć, z podłączaniem do prądu włącznie, a przyjaciołom gejem nie mogli przyznać, czym się zajmują, w obawie przed ostracyzmem towarzyskim ze znienawidzeniem włącznie.

Na konferencji psychoterapeuci - zwolennicy utrzymania statusu homoseksualizmu, jako choroby. Zaproponowali kompromis i uznanie homoseksualizmu za nerwicę spowodowaną złymi relacjami z matką, co nadal nadawałoby się do leczenia. Niestety dla nich uznano, że nie istnieją żadne wiarygodnie dowody, że homoseksualizm powodują patologiczne procesy lub zaburzenia umysłowe i uniemożliwia on w jakimkolwiek sposób funkcjonowanie w społeczeństwie. Zatem diagnoza 302.0 musi zostać usunięta z DSM2. By to usprawiedliwić i uprawomocnić tę decyzję Spitzer zaproponował koncepcję subiektywnego cierpienia, jako podstawę kwalifikowania danych stanów jako chorobowe. Nie będzie zatem choroby, gdy nie ma jasnych dowodów, że stan pacjenta jest źródłem cierpienia emocjonalnego i zaburza funkcjonowanie w społeczeństwie, szczególnie, gdy pacjent twierdzi, że czuje się dobrze.
I tak 15.12.1973 wprowadzono poprawkę usuwającą homoseksualizm z DSM2, która powinna zakończyć sprawę. Ale pozostawiono furtkę w postaci zapisu o: „niepokojącej orientacji seksualnej”.
I tu na scenie pojawiły się pozostałe elgiebety. Rozgorzał spór, który trwa do dziś i rozpala emocje tych, którzy się tym przejmują. Wspomniana „niepojąca orientacja” została usunięta z późniejszych edycji DSM, ale przetrwała w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób Światowej Organizacji Zdrowia ISD. Nie zniknęła w 1990 roku wraz z usunięciem z ISD homoseksualizmu.
Czy słusznie? Zapewnie tak, bo czynni ekshibicjoniści sprawiają pewne problemy społeczne i należy przyjąć, że w większości nie czują się z tym dobrze. Czy nie jest tak, że osoby dopuszczające się obiektywnie obrzydliwych i nieakceptowanych zachowania seksualnych, nie zasługują na pomoc medyczną? Może rację mieli psychoanalitycy chcący zaliczyć takie zachowania do grupy nerwic.. Wraz rozwojem wiedzy o fizjologii i anatomii mózgu sytuacja psychiatrii się poprawiła. Pojawiła się skuteczna farmakoterapia, wraz z odkryciem słynnego na cała Polskę litu. W zasadzie węglanu litu.

W połowie lat osiemdziesiątych, gdy odbierałem wykształcenie podstawowe pojawiły się lekcje czegoś, co nazwano: „wychowaniem seksualnym”. Pamiętam emocje, gdy dowiadywaliśmy się z ówczesnych podręczników o „zboczeniach” seksualnych. Wtedy jeszcze słowo zboczenie było terminem medycznym oznaczającym po prostu odstępstwo i nie miało negatywnego odcienia, ale było fajne i mogliśmy je sobie przywłaszczyć i wyzywać od zboczeńców. Teraz sprawy się tak pokomplikowały, że nawet najbardziej zaangażowani badacze tematu meandrują po zawiłościach widzianej ich oczami seksualności. Moim zdaniem to wina tego, że wprowadzono „edukację seksualną” zamiast temat przerabiać na kilku dodatkowych lekcjach biologii.

Urodziłem się w Warszawie w peerelu. W roku swoich osiemnastych urodzin dorosłem na tyle, by głosować w pierwszych, prawie wolnych, wyborach. Karierę zawodową rozpocząłem od zarządzania projektami Fundacji Zabezpieczenia Społecznego, wtedy to wyleczyłem się z bajek o sprawiedliwości społecznej. Pisanie zacząłem od promowania pojawiających się na polskim rynku usług transmisji danych. Moim sukcesem było stworzenie marki Neostrada. Po odejściu, w 2013 z Orange Polska, napisałem powieść "Kukiełki i Dusze". W roku dwutysięcznym osiemnastym napisałem opowiadania: INWAZJA OBCYCH, HIP, HIP, HURA! oraz Algorytm Belzera, które zostały nagrodzone w konkursach Fantazmatów i Bibliotekarium. W 2020 roku nakładem wydawnictwa Bibliotekarium ukazała się powieść "Era Zwodnika".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo