Bagiński Bagiński
938
BLOG

Co on wygaduje o Polsce i Polakach?! Niewiarygodne?

Bagiński Bagiński Kultura Obserwuj notkę 9

 

W kwietniową rześką niedzielę miałem gościa. Przyjechał do Gdańska specjalnie na mecz piłkarski Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław. Około 5 nad ranem wysiadł z autobusu, który przywiózł go z Warszawy.

 

 - Cześć chłopie - zrobiłem klasycznego misia, całusy odpuściłem. Mój gość parę ładnych godzin spędził w samolocie i autobusie. Sami rozumiecie, dlaczego uściskałem go zdawkowo. Odświeżenie i śniadanie w domu, potem idziemy do miasta. Do meczu zostało ponad 7 godzin. Gość w Gdańsku był pierwszy raz w życiu. Następnego ranka, gdy wyjeżdżał wyznał, że chciałby w Polsce mieszkać z rodziną i dwójką swoich dzieci. Powiedział, że nie wie, za ile lat u niego w kraju będzie tak dobrze jak u nas. I wyjechał.

 

Co go tak zachwyciło? Otóż rzeczy i zjawiska, do których my, Polacy już dawno przywykliśmy, już dawno nie wyobrażamy sobie, że może być inaczej, że było inaczej. Co z tego, że teraz narzekamy na otaczającą nas rzeczywistość? Dobrze, że nie pamiętamy jak ciężko nam było 15 lat temu i dawniej. I to nie tylko politycznie czy finansowo. Ciężko nam było mieszkać, odpoczywać, pracować, bawić się.

 

Gdy tylko wyszliśmy z mojego mieszkania, schowanego pośród dużego socrealistycznego blokowiska, gość zauważył, że architektura niczym nie odbiega od "Nowego Miasta" - dzielnicy, przez którą codziennie dojeżdża do swojej pracy, w swoim kraju. Polskie osiedle różni się jednak od tego zza granicy. U nas jest nadzwyczajnie czysto – co zauważył gość. I faktycznie, ja też w końcu zwróciłem na to uwagę. Nie ma walających się papierów i gazet, porozrzucanych szmat, innych nieczystości. „Ogródki” przyklatkowe jakieś ogarnięte, z kwiatkami. Nawet psie kupy gdzieś zniknęły, o czym, z grzeczności, a może podłechtanej dumy nie wspomniałem swojemu kompanowi. Dzień się dopiero zaczynał.

 

 

 

Mój gość zauważył także, że na niektórych świeżo odremontowanych elewacjach nie ma wulgarnego, ordynarnego, czy po prostu wandalskiego graffiti. To co dzieje się na murach stolicy jego kraju, tego nawet nie można nazwać graffiti - tylko zwykłym wandalizmem.  U nas, w Gdańsku i owszem, są jakieś bohomazy, ale faktycznie, żeby mogły powstać, ktoś się postarał, trochę napracował, a intencją, głównym zamiarem naszych graficiarzy wcale nie było zniszczenie nowej elewacji, jak tylko się ona pojawiła.

 

Dzięki temu spostrzeżeniu wyrabiam sobie zdanie, że w Polsce zaczynamy szanować dobro wspólne. Do lamusa odchodzi stare, komunistyczne podejście - że dobro wspólne, to dobro niczyje, więc można je niszczyć. Polski wandal dalej będzie niszczył i demolował, bo jest wandalem, ale sam fakt, że na osiedlu powstał nowy przystanek nie oznacza, że rozgorączkowana grupa młodych ludzi musi go zniszczyć, żeby w ten sposób zemścić się na "złej władzy, partii, prezydencie miasta etc.". Na możnych, którzy marnotrawią nasze pieniądze.

 

Dalej z pochwałami tego co polskie, raczej co zostało wypracowane przez nas w ostatnich latach, było jeszcze lepiej. Na przystanku tramwajowym stał elektroniczny rozkład jazdy, który ponoć w kraju mojego gościa i nie wytrzymałby doby. Autobus przyjechał na czas, chociaż była niedziela, a w środku było czysto, przez głośniki zapowiadano kolejne przystanki, młodzi ludzie ustępowali miejsca starszym osobom. Ciekawe? Nie, normalne!

 

Gdy sam jeżdżę komunikacją miejską nie zauważam tych zjawisk - mój gość, może się nie dziwił, ale zwracał uwagę na te oczywiste wygody, a to już przecież coś.

 

W czasie spaceru po mieście w zauważył, że kierowcy polskich samochodów karnie zatrzymują się przed przejściami dla pieszych, co wciąż w jego kraju jest nie do pomyślenia, a pieszy, dzięki doświadczeniom na ulicy śmiało mógłby konkurować z Alberto Tombą w slalomie gigancie. Żeby zakończyć wątek motoryzacyjny muszę wspomnieć, że gość zapytał mnie w pewnym momencie, czy w samochodach poruszających się po polskich ulicach montowane są klaksony. - Oczywiście, odrzekłem zdziwiony. - Zatem dlaczego ich nie słychać?? - powiedział prawie oburzony kompan i poszliśmy na kawę.

 

Przy stoliku podzielił się ze mną jeszcze kilkoma obserwacjami, o których nie miałem pojęcia, nie wyobrażałem sobie, że można aż tak bardzo zawracać tym sobie głowę. - Widziałem tylko jednego Roma! - wykrzyknął w pewnym momencie (wykrzyknął oczywiście słowo na "Cy", ale podobno w Polsce nie można go używać publicznie). Do tego sporym zaskoczeniem dla przyjezdnego był fakt, że doliczył się tylko 2-3 pijano-włóczęgów, lub odwrotnie włóczęgo-pijanych i żadnego bezdomnego psa!

 

Przyznam, że z tymi pijaczkami, to dla mnie też było zaskoczenie. Gość nie omieszkał wspomnieć, że zaskoczyły go tłumy wychodzące z kościołów. Jak wspomniałem, była niedziela i kilka kościołów po drodze minęliśmy.

 

Nie wiem, czy chciał w końcu negatywnie, ale może musiał powiedzieć coś negatywnego. I powiedział, że tatuowanie się jest głupie.  Zwrócił uwagę na to, że na gdańskich ulicach można spotkać wielu spektakularnie wytatuowanych młodych ludzi.

 

Wszystkich tych komplementów było mi słuchać naprawdę przyjemnie. Cieszyłem się później z każdego banału, nawet takiego, że Panie w kiosku, czy w drogerii rozumiały, co mówi do nich turysta, a nawet potrafiły zagadnąć o ciekawe rzeczy dotyczące jago kraju. A tych nie brakowało.

 

 

Mecz piłki nożnej na nowo wybudowanym stadionie Lechii, nie zachwycił, jak wszystkie ostatnio mecze piłkarskiej ligi z udziałem Polaków. Cóż, i kibice, i gdańska arena zaprezentowała się okazale i bez wpadek. Dzień zakończył się w Sopocie przy jednym kuflu piwa. Nazajutrz mój kolega, Dragan, powiedział, że chciałby przeprowadzić się do Polski z rodziną. Nie tęskniłby za Belgradem.

 

Nie widział jeszcze Wrocławia, stamtąd pewnie by chyba nie wyjechał, tylko od razu dzwonił po rodzinę.

 

Bagiński
O mnie Bagiński

Onufry Bagiński Użytkowników online jest:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Kultura