barabasz - baszka barabasz - baszka
57
BLOG

Zdrada...

barabasz - baszka barabasz - baszka Kultura Obserwuj notkę 33
        Poczytałam ostatnio naszego salonowego Michała i uderzyło mnie coś, co snuło się wprawdzie po mojej głowie już długo, ale lektura cudzego posta wyzwoliła to ze mnie na nowo. Tyrpa wspominał swój licealny nietzscheanizm. Najpierw wywołało to z pamięci całkiem bliskie mi obrazy, by zaraz potem ukłuć nimi boleśnie.

        Od zawsze nie znosiłam słowa "bunt". Wkurzało mnie, kiedy w szkole słyszałam, że każdy młody człowiek  buntuje się. Uważałam, że do szpiku kości jestem bierna, rozlazła, pozbawiona woli działania. Nie rozumiałam, czemu wszyscy upierają się, że młodość pociąga za sobą czyn. Dopiero poznanie świata dziewiętnastowiecznych dekadentów uświadomio mi, że bunt może być niemal niemą niezgodą i krytyką świata. Pogarda, którą miałam dla świata filistrów, niechęć wobec płytkich,  udawanych spotkań rodzinnych, potrzeba obśmiewania wszystkiego, co drobnomieszczańskie, masowe, zuniformizowane powodowała, że nie znajdowałam miejsca dla siebie ani w domu, ani w szkole, ani w kościele, ani w jakiejkolwiek zbiorowości, w której zwykła królować powierzchowność tkana pozerstwem. Buntowałam się. Co gorsze wiedziałam, że wyjścia z tego stanu są dwa - albo pożegnanie tego padołu, albo poddanie się światu i swoista „resocjalizacja”.

       Żyję...

       Właściwie za wcześnie na ten tekst. Takie teksty powinno się pisać u swego kresu, ale kto z nas wie, jak daleko do niego jeszcze ma?... Za dużo zawsze myślałam, za wiele analizowałam, by  dziś ominąć  ten temat. Temat jakiejś zmiany w sobie - może zwyczajnie - zdrady na samej sobie. Wybrałam życie, które pozwala mi częściej się śmiać, dawać ludziom szansę na małość i przeciętność,  które pozwala mi usprawiedliwić się przed sobą i przed innymi z ckliwości, własnych słabości, marzeń przyziemnych i pragnień ludzkich. Tamten czas kojarzę z ciągłym mierzeniem się z wielkością, z tęsknotą za doskonołością, obowiązkiem, by stale ważyć rzeczy cenne i stale przesiewać sito rzeczywistości. Ponieważ nie było we mnie (w moim pokoleniu?) siły, bo doganiać marzenia, więc pozostawała tylko idea, Staffowe „sny o potędze”. Dziś odpuszczam, odpoczywam, tesknię za równowagą zła i dobra, za stabilizacją mentalną i materialną. Na wiele rzeczy macham ręką, żegnam bez dywagowania nad ich wartością, rezygnuję z monumentalności na rzecz zwykłości.  I widzę to wszystko, widzę różnicę, która dzieli ten „czas  durny i chmurny” od „czasu klęski”.

        No właśnie... klęski?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura