Grim Sfirkow Grim Sfirkow
2916
BLOG

Jakie ryby łowili wczesnośredniowieczni Pomorzanie

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Rybołówstwo Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

 

Więc ryb tam tak z morza, jak i z wód, albo jezior i stawów mnóstwo jest nieprzebrane. I wóz świeżutkich śledzi można tam za denara dostać, o których smaku lub okazałości gdybym powiedział co myślę, byłbym posądzony o łakomstwo” - pisał o pomorskich rybach Herbortd, żywotopisarz Ottona z Bambergu, apostoła Pomorza. Rzeczywiście, wystarczy rzut oka na mapę, by stwierdzić, ze czego jak czego, ale wszelkiego rodzaju wód na Pomorzu Zachodnim nie brakuje. Źródła jednoznacznie wskazują, że rybołówstwo było jednym ze źródał bogactwa Pomorza. Po własnie „ryby świerze, w oceanie pluskające” mieli wyprawiać się na Kołobrzeg wojowie Bolesława Krzywoustego, bo „ryby słone i cuchnące” już im nie wystarczały.

 

Znaczenie rybołówstwa ujawnia się w dokumentach pomorskich koncelarii książęcych, mianowicie w ilości zwolnień od regale rybackiego na tle innych zwolnień. Regale dotyczyło dużych zbiorników, na których można było posłużyć się dużymi narzędziami i raczej tyczyło się połowów masowych. Uprawnienia monopolowe wykonywał monarcha poprzez zależnych rybaków lub też w drodze dzierżawy poszczególnych rewirów rybackich za odpowiednim czynszem. W przebadanym przez Jerzego Walachowicza materiale dyplomatycznym, ilość zwolnień od regale rybackiego wynosi 395, przy tym od regale młynnego 210, celnego 168, inne zwolnienia poniżej setki.
Można przypuszczać, że własność łowisk i kontrola ich eksploatacji była starsza niż władza książęca. Za opłatą można było korzystać z łowisk koło Rugii, o czym informuje nas Helmold: „Zdarzyło się przed kilku laty, że zebrała się tam wielka liczna kupców ze względu na połowy ryb. Albowiem, w listopadzie gdy wiatry gwałtowniej wieje, łowi się tam wiele śledzi. Kupcom zastawia się wolny dostęp, byleby uprzednio zapłacili bogu tej ziemi należną dań. Podział łowisk pomiędzy poszczególne wspólnoty plemienne czy grodowe mógł też powodować różnice w poławianych rybach, jakie obserwuje się w wykopaliskach, np. pomiędzy Wolinem a Szczecinem.
Jeśli chodzi o gatunki poławianych ryb, to źródła pisane dostarczają raczej skąpych informacji. W Żywocie Ottona z Bambergu pióra Herborda mowa jest o pomorskich śledziach. Istnieje także przekaz o domniemanym cudzie w Szczecinie. Rybacy złowili tam i przynieśli misjonarzom dwie ryby ogromnej wielkości, które nie powinny zdarzyć się o tej porze roku. Misjonarze jedli te ogromne okazy przez dwa tygodnie. Autor żywota, Ebo, użył słowa rombones na określenie tych ryb, co spowodowało, że w starszej literaturze pisano o schwytaniu ogromnych płastug. Rzeczywiście, takim terminem (rombones)określały płastugi późniejsze dokumenty. Mimo to, bardziej prawdopodobne było, że ryby, które wprawiły w takie zdumienie niemieckich misjonarzy, to były jesiotry.
Dokumenty pomorskie zwykle zawierają ogólną nazwę ryb - pisces. Z konkretnych gatunków pojawiają się: allecia- śledzie, rombi- płastugi, anguillae- węgorze. Dokumenty wschodniopomorskie wspominają incydentalnie o łososiach i szczupakach.
Więcej informacji o poławianych gatunkach dostarczają wykopaliska. W opracowaniach źródłowych autorzy podkreślają, że zestaw ryb w zbiorach średniowiecznych, poza jesiotrem, nie różni się od współczesnej ichtiofauny Zalewu Szczecińskiego, dolnej Odry i jeziora Dąbie. Najliczniejsze w wykopaliskach Pomorza Zachodniego były resztki sandacza, leszcza, śledzia, okonia i płoci. Liczby znalezionych kości tych gatunków przekraczają 2000, a pierwszego z wymienionych gatunków nawet 7000 kości. Pozostałości jesiotra liczą około 1100 egzemplarzy. Dalsze pozycje zajmują sum i szczupak. Wśród karpiowatych najwięcej pozostałości należy do leszcza, o połowę mniej jest płoci, trzecią pozycję zajmuje lin. Pozostałe gatunki, poza boleniem, nie przekraczają 50 egzemplarzy kostnych.
Interesującym problemem jest niemal całkowita nieobecność w znaleziskach wczesnośredniowiecznych na południowym wybrzeżu Bałtyku szczątków dorszy. Ryba ta była już obecna w warstwach pochodzących z miast lokacyjnych. Po dziś dzień jest ona najczęściej poławianą rybą Morza Bałtyckiego. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogły być dwie. Być może Słowianie nie jedli dorsza z przyczyn kulturowych, z powodu nie znanych nam dziś przesądów lub wierzeń, lub dlatego, że ryba ta była po prostu uważana za niesmaczną. Druga możliwość, to brak odpowiednich łowisk dorsza przy południkowym wybrzeżu Bałtyku, z powodu jego niedostatecznego zasolenia.
Ilość znalezionych kości informuje nas tylko o liczbie poławianych gatunków ryb. Aby właściwie ocenić znaczenie gatunku na tle innych, potrzebna jest kalkulacja najmniejszej liczby odławianych osobników oraz ocena ich masy. To dopiero pozwala oszacować rozmiary konsumowanego mięsa danej ryby. Badania takie przeprowadzono na podstawie zbiorów z Szczecina - Mścięcina, Szczecina, Wolina (Daniel Makowiecki „Historia ryb i rybołówstwa w holocenie na niżu polskim w świetle badań archeologicznych). Pozwoliły one uszeregować gatunki wg znaczenia w kolejności: jesiotr, sandacz, sum, leszcz, i szczupak. Te gatunki odgrywały największą rolę w rybołówstwie uprawianym w estuarium Odry, przy czym pierwszeństwo należało do jesiotra. Na pierwszym i trzecim stanowisku złowione jesiotry pod względem masy zdecydowanie przeważały nad pozostałymi rybami, stanowiąc przeszło 2/3 całości.
Poławiane wówczas jesiotry mierzyły od 100 do 300 cm, a najczęściej 150-200 cm. Ważyły więc odpowiednio od 5-9 kg, do ok 200 kg. W rybołówstwie jesiotrowym stosowano
 
odmienne techniki niż podczas połowu innych ryb. Wykorzystywano sieci oplatujące, pławice na sztuki przebywające w górnych warstwach wody, narzędzia kolne - harpuny i ościenie. Sporządzano specjalne sieci z silnej przędzy. Gatunek ten wyróżniał się olbrzymią siłą, przez co rybak był narażony na duże niebezpieczeństwo w trakcie wyciągania pojedynczego okazu z wody. Należy dodać, że jesiotr był poławiany również w ujściu Wisły i był jednym z najważniejszych towarów eksportowych Gdańska.
Liczne materiały ichtiologiczne z Kołobrzegu - Budzistowa jednoznacznie potwierdzają łowienie i konsumpcję ryb przez mieszkańców wymienionej osady wczesnomiejskiej. Udział szczątków śledzia jest tak duży, że można mówić o istnieniu wyspecjalizowanego rybołówstwa morskiego, nastawionego na połowy tego właśnie gatunku. Przypuszczamy, że w Kołobrzegu dokonywano dwa razy w roku połowów śledzi na płytkich wodach przybrzeżnych. Naturalnym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi rybołówstwa śledziowego był fakt, iż śledzie są typowymi rybami stadnymi, grupującymi się podczas tarła w ławice. W celach rozrodu wędrowały w kierunku przybrzeżnych wód o piaszczystym lub kamienistym dnie. Wtedy zapewne stawały się łatwym łupem ówczesnych rybaków.
Zachowały się informację o jednym, bogatym łowisku śledziowym, wykorzystywanym we wczesnym średniowieczu na południowym wybrzeżu Bałtyku: u wybrzeży Rugii. O połowach śledzi w okolicach Rugii wspomniał Helmold: ”Zdarzyło się przed kilku laty, że zebrała się tam wielka liczna kupców ze względu na połowy ryb. Albowiem, w listopadzie gdy wiatry gwałtowniej wieją, łowi się tam wiele śledzi. Kupcom zastawia się wolny dostęp, byleby uprzednio zapłacili bogu tej ziemi należną dań”. O połowach tych wspomina także Sakso Gramatyk: i ponieważ nadszedł czas połowów na Rugii, na wspólnej naradzie postanowiono pozostawić w tym miejscu trzecią część floty aby strzegła, żeby strach przed bliskością wrogów nie przyniósł uszczerbku zbierającym wspólne bogactwo”. O połowach i handlu śledziem w tej okolicy świadczą ślady ryb morskich w głębi lądu i na wybrzeżu. Zdecydowaną przewagę kości śledzia zanotowano w wykopaliskach w Ralswiek na Rugii, aż 65%. Ralswiek jest zaliczany do wczesnych osad handlowych, tzw. emporiów (ok VIII), co tylko potwierdza długą tradycję połowów w tej okolicy.
Śledź był wówczas rybą, którą poławiano do celów handlowych. O handlu śledziem można mówić już w IX wieku, na co wskazuje znalezisko w Menzlinie (kr. Anklam). Odnaleziono tam ponad 6000 kości śledzia, przy czym 99% było zgrupowanych w obrębie jednego domu (handlarz ryb?). Mezlin znajduje się ok. 50 km od morza, a osada datowana jest na okres IX-X w. Kości śledzia znajdowano także w grodach pomorskich i polskich. Szczątki tej ryby rozpoznano w Dziekanowicach, Gieczu, Grzybowie, Kruszwicy, Poznaniu, Ujscia.
Kupcy podróżujący z nadmorskich ośrodków mieli obowiązek uiszczania opłat w tzw. rożnach (wiązkach) śledzi za możliwość korzystania ze szlaków. Potwierdzeniem tego są znane z XII wieku zapisy w taryfach celnych o opłatach pobieranych w śledziach. Ryby te docierały do Wielkopolski i Kujaw najprawdopodobniej z Kołobrzegu, Wolina i Gdańska. Znalezisko szczątków śledzia w Ujściu nad Noteciąi w Poznaniu (poł XI-XIII wieku) pozwalają domyślać się istnienia szlaku śledziowego z Kołobrzegu do Poznania. Szczątki śledzia odkryto także we Wrocławiu. Nie ma wątpliwości, że ryba ta dotarła na Śląsk przez wodny szlak odrzański z ośrodków pomorskich, bądź wieleckich. Obecność śledzi we Wrocławiu wskazuje na duże znaczenie handlu tymi rybami i odległy terytorialnie jego zasięg i to w początkowym okresie rozwoju państwa polskiego.
Zwraca uwagę, że znaleziska śledzi pochodzą głównie z grodów. Wydaje się jednak, że nie oznacza to, by był to towar przeznaczony na stoły elity. Bardziej prawdopodobne, że w ośrodku grodowym koncentrował się handel, co znacznie zwiększa prawdopodobieństwo znalezisk tego rodzaju. Można przypuszczać, ze rybę tę konsumowano masowo, skoro poświęcono jej miejsce nawet w słowach pieśni zanotowanej (lub napisanej?) przez anonimowego pisarza dziejów Bolesława Krzywoustego. Zasoby słodkowodne były na tyle bogate, że konsumpcja śledzia nie była koniecznością. Stawał się ważną alternatywą, gdy aura nie sprzyjała połowom ichtiofauny słodkowodnej, np. jesienią i zimą. Jeśli łowiono nawet w tych porach, to zdobycz nie była na tyle obfita.
 

Na koniec chciałbym zauważyć, że nad Bałtykiem coraz trudniej o śledzia. Bywam nad Bałtykiem przynajmniej raz do roku i zawsze odwiedzam smażalnie i restauracje. Kiedy byłem dzieckiem, wyprawa z rodzicami nad morze była jednocześnie wielką, śledziową ucztą. Dziś śledzia szukać trzeba ze świecą, a nawet jeśli jest, to prawdopodobnie nie jest to śledź bałtycki, tylko z Morza Północnego lub Atlantyku. Nie wiem, czy jest wynikiem wyeksploatowania łowisk, czy zmiany gustów wczasowiczów, którym nie chce się jeść trochę jednak ościstego śledzia? Chlubnym wyjątkiem jest tu Hel, gdzie można zjeść naprawdę doskonałego śledzia w na maśle z czosnkiem (choć nie zakładałbym się, że pochodzi z Bałtyku).

Prawdopodobnie jedyną rybą pochodzącą z Bałtyku, jaką można zjeść w restauracjach i smażalniach nadłabtyckich, jest flądra. Mogę zaświadczyć, że widziałem rybaków wracających na łodziach z przybrzeżnego połowu, wyładowujących właśnie tę rybę. (Najlepszą flądrę jadłem w Krynicy Morskiej, w sosie koperkowym, palce lizać).

 

.
 
 
 
(Jest to fragment mojego niebyłego wystapienia na Sesji Naukowej Historii ludów Morza Bałtyckiego Na Wolinie, organizowanej przy okazji Festiwalu Słowian i wikingów. Jak dobrze pójdzie, to mimo wszsytko całość będzie można przeczytać w materiałach z konferencji w „Mare Integrans”.)

 

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka