Paru gości trzęsących Europą spotyka się i oznajmiają, że znaleźli sposób na uzdrowienie sytuacji. Giełdy przez parę dni się uspokajają, a potem znowu pikują. Bo okazuje się, że gadać to sobie można, ale pieniędzy od tego nie przybywa.
Europa jest zadłużona, wszystkie kraje. Problem w tym, że część krajów o zdrowej (czy raczej stabilnej) w miarę gospodarce weszło w unię walutową z beznadziejnymi dłużnikami. Wyjścia są dwa - dewaluacja euro, albo wyrzucenie dłużników z unii walutowej. Pierwsza opcja nie wchodzi w grę, bo oznacza de facto przyzwolenie na nadmierne zadłużenie fastrygowane dodrukiem pieniędzy i dobrobytem innych krajów. Druga opcja też nie wchodzi w grę, bo oznacza przyznanie się eurobiurokratów, euroarchitektów, euroideologów, euroekonomistów i wszystkich innych eurocośtam, że robili wszystkim wodę z mózgów co do wspólnej waluty i korzyści gospodarczych, że pletli trzy po trzy, że oszołomy ostrzegający przed integracją mieli rację. Co gorsza, wyjdzie wtedy szydło z worka, że Europa jest takim samym miejscem na Ziemi jak wszystkie inne i podlega tym samym regułom i że zgodnie z zasadą zachowania energii coś nie bierze się z niczego i żaden bełkot tego nie zmieni. Europejczycy dowiedzą się, że wcale nie są Eneferytami (najwyższa faza rozwoju - odsyłam do Lema), tylko zwykłymi śmiertelnikami i że to co zdarza się w jakimś Bangladeszu, to co widzieli tylko w telewizji, może stać się tuż obok, albo im samym.
Póki co unioniści wybierają rozwiązanie pośrednie: wszyscy mają się zrzucić na dłużników, żeby im pomóc wyjść z zzadłużenia, ale euro ma mieć taką samą wartość jak dotychczas. Jest to oczywiście droga ku klęsce łącząca złe strony obu powyżej wymienionych opcji, o ile nie uda się narzucić krajom PIIGS (a wkrótce i innym - kto wie czy nie na nas kolej) radykalnych reform gospodarczych. O podniesieniu podatków nie wspominam, ale to nie wystarczy, tylko jeszcze bardziej wyhamuje gospodarki. Takich reform nie ma siły narzucić nie tylko Europa, ale i rząd krajowy zadłużonych państw. Ludzie nie chcą słyszeć, że to co mieli za kryzys i przejściowe trudności, to już tak będzie na stałe, albo gorzej, i że lepsze jutro było wczoraj.
Czekają nas ciekawe czasy. Szkoda tylko, że nasz rząd nie ma czasu na przygotowywanie Polski na te czasy, bo nasz "płemiel" musi wykosić Schetynę, Kaczyński Ziobrę, a Palikot krzyż. Ważne sprawy mają nasi dzielni politycy, państwo może poczekać.
Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców.
Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami).
Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka