barbie barbie
1264
BLOG

Popisali, pogadali i co z tego wynikło...

barbie barbie Społeczeństwo Obserwuj notkę 67

    Podobno żyjemy w wieku nauki i techniki. Niestety, nawet pobieżna obserwacja wskazuje, że świat ludzi nie dąży w kierunku racjonalności – w wręcz przeciwnie. Pomimo ogromnego postępu w każdej dziedzinie technologii i co więcej niebywałego wzrostu liczby ludzi, którzy z tego postępu korzystają społeczeństwa wydają się coraz bardziej kierować przesłankami nie mającymi nic wspólnego z racjonalizmem i po prostu zdrowym rozsądkiem.

     Ktoś w Polsce wymyślił określenie „lemingi” i określenie to zaczęło być powszechnie używane do określenia pewnej grupy społecznej, która podąża w określonym kierunku nie licząc się z możliwymi konsekwencjami. Czy jednak to określenie charakteryzuje cechy tylko jednej grupy?
Od dość dawna wiadomo, że ludzie to zwierzęta stadne. Okazuje się, że cechy charakterystyczne dla hierarchicznej struktury stada w ramach rozwoju społeczeństw nie tylko nie zanikają, lecz stają się coraz bardziej widoczne. Chęć należenia do jakiejkolwiek grupy jest w ludziach bardzo silna. Na początku jest to grupa rodzinna, w miarę dorastania dzieci zaczynają szukać własnej (formalnej lub nieformalnej) grupy, co często rodzi konflikty z rodzicami. Dorośli zazwyczaj są już członkami dość dobrze określonych grup, choć oczywiście niekiedy zachodzi wymiana członków pomiędzy grupami. Stosunkowo rzadkie są przypadki wyboru własnej, niezależnej od jakiejkolwiek grupy drogi (pustelnicy nie są tu dobrym przykładem, bo również w praktyce tworzyli własną, choć rozproszoną grupę). Grupy tworzą własne reguły, które muszą być przestrzegane przez ich członków. Wiele grup wykazuje także silne tendencje do zdobycia przewagi (przynajmniej na określonym terytorium) i narzucenia własnych reguł innym, konkurencyjnym grupom lub po prostu do ich wchłonięcia.

    Tak w zasadzie było od zawsze i ten przydługi wstęp to „oczywista oczywistość” jednak wydał mi się on konieczny dla zrozumienia dalszej części tej notki.

    Do niedawna środki wzajemnej komunikacji, którymi dysponowali ludzie miały ograniczony zasięg terytorialny oraz podlegały ścisłej kontroli. Dostęp do telegrafu lub telefonu był ograniczony – choćby finansowo, poza tym nie nadawały się one do promowania własnych ide i pomysłów. Sytuację zmieniło w pewnym stopniu pojawienie się „środków masowego przekazu”, dzięki którym pojedyncze osoby (lub grupy) uzyskały możliwość prezentowania swych idei praktycznie dowolnej liczbie osób. Początkowo środki te podlegały ścisłej kontroli (koncesje, zezwolenia itp.). W wielu niedemokratycznych społeczeństwach wprowadzono cenzurę treści. Za wielki sukces demokracji uważa się powszechnie tak zwaną „I poprawkę do Konstytucji USA” zapewniającą wolność wszelkich wypowiedzi (speech) oraz prasy. Wolność ta była w wielu przypadkach iluzoryczna, ponieważ aby w praktyce skorzystać z wolności prasy trzeba było mieć gazetę, której zasięg zależał od możliwości finansowych wydawcy. Zapewniało to naturalną przewagę licznym i silnym grupom, ograniczając terytorialnie oddziaływanie słabszych – w przypadku prasy trwa to zresztą do dziś. Wprowadzenie radia niewiele zmieniło – ograniczona pojemność „fal eteru” wymusiła dodatkowo kontrolę nad stacjami nadawczymi. Jeszcze drastyczniej ta sytuacja występuje w przypadku telewizji naziemnej. Uprzywilejowało to w sposób oczywisty silne (finansowo lub politycznie) grupy – czego dowodem w Polsce jest choćby długotrwała walka o koncesję dla „TV Trwam”.

     Sytuacja zmieniła się całkowicie po szerokim wprowadzeniu Internetu – jedynego medium, które umożliwia w praktyce każdemu szeroką prezentację swoich poglądów. Dodatkowe źródła finansowania od dobrowolnych datków jak w przypadku Wikipedii do wpływów z reklam jak dla większości portali w praktyce zniwelowały cenzus finansowy i każdy może publikować „co mu ślina na język przyniesie” - zaś zasięg rozpowszechniania informacji jest w praktyce nieograniczony. Słynne powiedzenie St.Lema „Nie wiedziałem, że na Świecie jest tylu idiotów, dopóki nie przyłączyłem się do Internetu” znajduje niestety pełne potwierdzenie w praktyce. Internet bardzo trudno poddać skutecznej kontroli, dlatego reżimy totalitarne starają się z nim walczyć – no bo jak to, jakieś „nieodpowiedzialne elementy” mogą wypisywać co chcą i to bez „naszego” zezwolenia i kontroli? Zawsze można coś wymyślić – pamiętacie Państwo, jak Urban twierdził, że anteny telewizji satelitarnej będą zakłócać komunikację lotniczą...

    Tendencje do tworzenia grup (formalnych i nieformalnych) znalazły w Internecie sprzyjające środowisko. Nie trzeba być specjalistą, aby to zauważyć. Niektórzy tylko „lajkują”, inni są o wiele bardziej aktywni w istniejących już grupach, a nawet usiłują (z większym lub mniejszym powodzeniem) tworzyć własne. Podobnie, jak w przypadku stad korzystających z tego samego terytorium pomiędzy grupami toczy się (choć wirtualna) walka – także polityczna. Mamy więc na przykład grupę „Wybiórczej” (zwaną także „Gazownią”) oraz „GaPola” oraz ich sojuszników.

    Między tymi grupami nie ma właściwie żadnej wymiany poglądów – toczy się twarda walka na wpisy i komentarze. Jakakolwiek konstruktywna wymiana poglądów jest praktycznie niemożliwa, ponieważ każdy członek grupy broni ze wszelką cenę przyjętego przez grupę stanowiska. Co ciekawe, przywódcy grup bardzo rzadko włączają się do dyskusji, a jeśli nawet, to po kilku próbach z tego rezygnują pozostawiając wolne pole dla pomniejszych „medialnych harcowników”. W zasadzie z góry wiadomo, kto co napisze – bardzo dobrym „kazusem” jest tragedia smoleńska.

    Członkowie grup zbliżonych do „GaPola” będą tworzyć w nieskończoność coraz to nowe „hipotezy” aby utwierdzić się w przekonaniu, że to „Ruskie kacapy dokonały niewyobrażalnej zbrodni”. Jeśli jakaś „hipoteza” okaże się zbyt mało prawdopodobna – w jej miejsce natychmiast powstanie inna.

    Członkowie grup zbliżonych do „Wybiórczej” będą znów podnosić, że główną winę ponosi polska załoga, zaś badanie katastrofy spełniało wszystkie standardy („Państwo zdało egzamin”) i będą bronić tych tez do upadłego – nawet pomimo że p.Marszałek Kopacz bez żenady kłamała w żywe oczy przemawiając z trybuny sejmowej o „przekopaniu ziemi na miejscu katastrofy na 1 metr w głąb”.

    Obie grupy są reprezentowane przez osoby usiłujące zachować choćby pozory racjonalności – lecz również przez „harcowników”, którzy nie cofają się przed żadną metodą walki w imieniu grupy nie wyłączając nadużyć, nadinterpretacji, przywoływania fałszywych autorytetów, kłamstw lub obrażania przeciwników w dyskusji.

    Powoduje to, że jakakolwiek merytoryczna dyskusja jest niemożliwa. Przykładem może być również powtarzająca się co roku awantura wokół oceny Powstania Warszawskiego, która już rozpoczęła się także na „Salonie” i zapewne po raz kolejny ograniczy się do wzajemnego obrzucania się inwektywami, żądaniami usuwania notek, „banowania” komentatorów mających inne zdanie. Na wypracowanie stanowiska możliwego do zaakceptowania przez różne grupy nie ma co liczyć. Podobnie jest z innymi sprawami – nawet szkoda je wymieniać bo sama ich lista zapewne doprowadziłaby do awantury.

    Powstaje pytanie – czy w ogóle możemy się porozumieć, czy jesteśmy skazani na słuchanie monologów „wszystko-lepiej-wiedzących” (świetnym przykładem było ostatnie wystąpienie p.Macierewicza w TVP), którzy w ogóle nie słuchają co się do nich mówi lub nie czytają, co ktoś napisał – nie mówiąc już o próbach zrozumienia. Mam wrażenie, że dziś fakty w zasadzie się już nie liczą i nie są żadnym argumentem. Ważny jest „mój punkt widzenia” i źle pojmowanie „względy polityczne”. I tak się dzieje praktycznie we wszystkich działach „Salonu” - od nauki po politykę. Jakoś nie potrafimy różnić się w jednej sprawie – a zgadzać w innych. Prawie zawsze dyskusja kończy się na wycieczkach osobistych. A vendetta (nawet tylko słowna) nie jest sposobem na budowanie społeczeństwa.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 76 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką, a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, piątka wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo