Machina PO, jak żadna inna formacja polityczna po 1989 roku, prawdę i przyzwoitość z życia publicznego wyrugowała. W tą swoją machinę kłamstwa wkręciła miliony Polaków, którzy przyjęli w publicznym i prywatnym dyskursie nienawiść do inaczej myślących o Polsce. Rzecz, moim zdaniem, niepojęta porównywalna jedynie z najczarniejszymi okresami PRL-u.
O ile politycy czy publicyści związani z prawą stroną używają argumentów, a nader rzadko jakichkolwiek epitetów, o tyle z drugiej strony lecą na pisowskie łby pomyje, jakich nie powstydziliby się propagandyści Goebbelsa. Schizofrenicy, debile, psychopaci, nawiedzeni, krzyżowcy, opętani, i tak dalej, i tak dalej. To jest właśnie dominujący dyskurs w Polsce 2011. Toczy się on w tej formie głównie poza mediami i poza portalami. Tu jest jeszcze prawdziwy Wersal. Znajoma przytacza mi swoją rozmowę z koleżanką w pracy. Mówi jej, że będzie głosowała na Kaczyńskiego. W odpowiedzi słyszy: jak to na psychopatę? Przecież to psychol! I tak się rozmawia o polityce między nami na co dzień. Głębsze rozważania obejmują (być może) kilka procent społeczeństwa. Obelga wobec Kaczyńskiego czy Ziobro to ulubiona forma identyfikacji, zaznaczenia – jestem z PO, czyli jestem z cywilizacji, z Europy. Nawet tu, na S24, gdy padają proste i niepodważalne argumenty, że w trakcie śledztwa smoleńskiego popełniono dziesiątki, jeśli nie setki rażących błędów, z drugiej strony zamiast kontrargumentów, widać pukanie się w czoło. To właściwie o czym można rozmawiać z osobnikami, dla których wszystko co nie jest w kolorze PO, jest faszyzmem, kaczyzmem, chorobą psychiczną, otępieniem, idiotyzmem. Oczywiście słowo kaczyzm to coś znacznie gorszego niż faszyzm. Wystarczy doprawdy wytężyć trochę słuch, by usłyszeć, że dominuje nienawiść zaszczepiona w ludzie peowskim i przyległym zaraz po wyborach prezydenckich 1985 roku.
Tak na zdrowy rozum (jeśli jest) zwolenników PO. Poza toczącymi się śledztwami blogerów, domysłami, badaniami komisji Macierewicza wystarczy obejrzeć oficjalne zdjęcia z katastrofy TU –154 M, by się po prostu przerazić. Bez żadnej, powtórzę, żadnej wiedzy na temat wypadków lotniczych, przerażający jest widok maszyny, która rozpadła się na tysiące części przy podchodzeniu do lądowania. Jeśli polski rząd zachowałby minimum przyzwoitości i wykazał się choć odrobiną cywilnej odwagi nie dopuściłby do przemieszczenia i pocięcia wraku do czasu wyjaśnienia, jak to się stało, że TU -154 M po prostu rozleciał się tak, jakby spadł z wysokości kilku kilometrów. I druga rzecz jeszcze bardziej przygnębiająca. Miejsce katastrofy. Spadł samolot z Prezydentem dużego europejskiego państwa i elitą polityczną, i wojskową tego kraju. A po miejscu katastrofy snują się jacyś faceci służb, ktoś coś dogasza. Nie ma, nie było, nie widać, żadnej wielkiej akcji ratowniczej, którą organizuje się w każdym takim przypadku. Był to przygnębiający widok. Działania polskiego rządu w sprawie Smoleńska to kompromitacja naszego państwa. Tymczasem posłuchajcie sobie, co myślą o Smoleńsku sami Polacy. Po pierwsze wielu nie chce w ogóle na ten temat myśleć cokolwiek. Albo też używa wobec zwolenników wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej obraźliwych słów, które znane są chyba powszechnie.
Rzeczywiście, coraz częściej można usłyszeć określenie getto prawicowe. W sytuacji, gdy machina propagandowa przyprawiła prawicy gębę faszystów i psychopatów, gdy do głów milionów Polaków pakuje się codziennie setki, tysiące bzdur o Polsce i Europie, i czyni się to latami, konsekwentnie, to przecież nie z woli prawicy mówi się o prawicowym getcie. Bzdur jest tyle, że nawet nie ma już czasu sprawdzać, jak duża jest w nich zawartość stuprocentowej bzdurowatości. Bo jeśli mój ulubiony redaktor Pałasiński oświadcza, że Polska wyznacza kurs Europie, to wiem, że jest mistrzem i sięga stu procent bzdury jak nic. Ale jak głos zabierają pomniejsi redaktorzy i politycy związani z grupą sternika Pałasińskiego, to wtedy tym bardziej nikt nie wie, o co chodzi. Mamy więc jakiś durny obraz Polski w Europie, jako dominującego razem z Niemcami podmiotu politycznego. No może jeszcze Francję dopuścimy do steru. A kilka dni potem okazuje się, że nawet nie dostaniemy identyfikatorów na szczyt strefy euro. Wciska się, głównie swoim, że wprowadzana nowa lista leków refundowanych to walka o dobro pacjenta, a przecież to cięcia, cięcia i nic więcej. Kosztem pacjentów właśnie. A potem usłyszymy, że „stare baby, co nie mają nic do roboty, stoją w kolejkach bo se kupują na zapas”.
Nie oskarżam tu ludu peowskiego o głupotę i niski poziom inteligencji. Ten lud pokochał zakłamanie i prosty obraz polskiej rzeczywistości. Z jednej strony my, w miarę syci i pędzący razem z Europą w stronę światła, a z drugiej malkontenci, narodowcy i krzyżowcy, kołtuni i zapiekli przeciwnicy Unii Europejskiej. I dopóki trwać będzie ten stan względnego poczucia sytości ludu peowskiego, to tony bzdur ładowanych przez media będą wchodziły do głów bez najmniejszego oporu. To się oczywiście posypie, albo już w 2012 roku, albo rok później. Najprawdopodobniej będą wcześniejsze wybory. Ale pamiętajmy, że „wolne media” w Polsce będą do końca karmić ludzi bzdurami. O Europie, o spisku CBA, o spisku Macierewicza, a jak nic już nie zostanie w arsenale kłamstwa, to sięgnie się po groźbę konfliktu zbrojnego z Rosją. W końcu już raz się udało....
Inne tematy w dziale Polityka