Nie ma „niewoli” wolnych Polaków, nie ma też wolnych Polaków w „niewoli” (w odniesieniu do tekstu – W niewoli „wolnych Polaków” P. Piętaka). Można do woli grać słowami i skojarzeniami w dyskusji o budowaniu wolnej Polski lub też odbudowie wolnej Polski na gruzach III RP. Nie ma czegoś takiego, jak narzucanie przez środowisko „Gazety Polskiej” jednego wzorca patriotyzmu dla wszystkich Polaków, nie ma też tak do końca dwóch narodów, o których pisze red. Tomasz Sakiewicz, czy ściślej mówiąc "wewnętrznego narodu". Jeśli już, to można co najwyżej mówić o wyostrzonym spojrzeniu części środowisk prawicowych na rozumienie polskiego patriotyzmu, szczególnie po katastrofie smoleńskiej. Nie ma też żadnych przesłanek, by o wielu Polakach w tym „drugim narodzie” Sakiewicza nie widzieć i nie dostrzegać patriotów, którzy są Polsce tak samo potrzebni, jak ci z „pierwszego narodu”.
Jeśli bogaty Polak przejmuje na przykład niemiecką firmę w Polsce, kolejną poza granicami kraju, jednym słowem jego osobisty majątek i aktywa firmy rosną, i staje się miliarderem, a do tego ma Rząd (nie ten obecny!), który stwarza mu warunki, by opłacało mu się swoim bogactwem dzielić się - inwestując w polską naukę - to w wolnej Polsce jest tak samo cenny i tak samo jej potrzebny, jak polski polityk dbający o to, by moje państwo było silne, bezpieczne i stwarzało milionom obywateli warunki do godnego życia. I nie ma znaczenia, na kogo ten bogaty obywatel głosuje. W tym sensie, podział na dwa narody czy na wolnych Polaków i tych drugich, co pokochali III RP, jest nieuzasadniony.
Jeśli dobrze rozumiem Rafała Ziemkiewicza, to problem sprowadza się między innymi do tego, że wolną Polskę można budować tylko od podstaw. Niejako obok i wbrew III RP. To jednak wcale nie oznacza negacji dorobku minionego dwudziestolecia. Dodajmy, dorobku milionów Polaków, a nie elit politycznych, które znacznie częściej przeszkadzały, niż pomagały nam w budowaniu własnej pomyślności. Ziemkiewicz zdaje się mówić, że nie ma kompromisu z elitami III RP. I tu ma absolutną rację.
Powrócę na moment do katastrofy smoleńskiej i do naszej pamięci narodowej. Prezydent polskiego państwa ginie w tragicznych okolicznościach (do dziś niewyjaśnionych). Pomnik Prezydenta, który był polskim patriotą do tej pory nie stanął w stolicy Polski. Uważam, że to jest hańba. Za tę hańbę odpowiada III RP. I osobiście uważam, jest to wystarczający powód do tego, by organizować życie publiczne i polityczne na nowo. Pomnik jest tu naszą pamięcią narodową – jedną pamięcią, jednego narodu. Bardzo symbolicznym znakiem naszej dumy i patriotyzmu, ale szalenie ważnym, szczególnie w tym przypadku - śmierci tragicznej, która dotknęła cały naród. Jeśli najważniejsi politycy i elity III RP nie uczyniły nic, by ten symbol, także przestrzennie był obecny w Polsce, to nie ma o czym z tymi ludźmi rozmawiać. Nie zasługują na dialog. Z nimi nie da się już stworzyć w pełni wolnej Polski. Dlatego postulat, koncepcja, jakkolwiek to nazwać, projekt powołania do życia ruchu alternatywnego wobec III RP, którego celem jest państwo wolne i dumne, jest jak najbardziej pożądany i realny. Realny na tyle, na ile sił i umiejętności wystarczy środowiskom w niego zaangażowanym.
Przemek Piętak pisze:
„Jedyny problem w tym, że ten smutny obraz polskiej niedoli, który doczekał się już swoich publicystów (Ziemkiewicz), swoich reżyserów (Lichocka) i swoich bardów (Wencel), nijak się ma do empirycznej rzeczywistości za oknem.”
I dalej jest mowa o dysonansie poznawczym między tym, co za oknem, a tym co zawierają teksty i tezy niektórych publicystów. Daleko sięgnę w swoich porównaniach. W 1939 roku II RP była państwem, które odbudowało swoje struktury, rozwijało się, miało sukcesy i porażki, ale mało kto przypuszczał, że zostanie w ciągu kilku lat dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi, jego cały dorobek zostanie zrujnowany. Patriotyzm jest duchowym orężem, ale też intelektualnym projektem, który ma nas bronić przed zaślepieniem i głupotą polityczną.Jeśli ktoś tego nie rozumie, to właśnie można go zaliczyć do jakiegoś hipotetycznego „drugiego narodu”. Jakkolwiek pięknie nie byłoby za oknem, jakkolwiek radośnie nie rozwijała się gospodarka, a miliony ludzi byłby zatopione w labiryntach hipermarketów, zawsze trzeba tworzyć politykę państwa tak, by być przygotowanym na najgorsze.
Względnie „szczęśliwy” byt i tak lichej klasy średniej, dobrobyt niewielu i dobrobyt kilku milionów za pieniądze last minute na święta, to -po pierwsze - nasze pierwsze kroki na drodze do dobrobytu, po drugie - stawiane dzięki kredytom, a po trzecie - za cenę najdłużej pracującego narodu w Europie. Jeśli uda się przekonać dobrą narracją Polaków sytych i zadowolonych, że w tak zdegenerowanym państwie - podatnym niebezpiecznie na obce wpływy, źle rządzonym i z mediami posłusznymi władzy jak ordynans – ta względna stabilizacja, nawet widoczna za oknem (nie każdym) jest iluzją, która za moment przeistoczy się w prawdziwy weksel do zapłacenia z podpisem: Polacy.
Narastanie – dziś już bardzo widoczne – pozytywnego i alternatywnego myślenia o przyszłości Polski, jakkolwiek się ono zakończy, jest objawem integracji wolnych Polaków.
Nie dzielmy się tak łatwo sami na kolejne obozy. Co najwyżej stawiajmy tych, co stoją na głowie, na nogi. Rozmawiając. Przekonując, że są racje, które nie dzielą się na frakcje. Polityczne.
Inne tematy w dziale Polityka