Włosi zajęci sobą, Portugalczycy psioczą na ucieczkę własnego koncernu do Holandii. My, dziś jeszcze o refundacji leków, o której ktoś trafnie tu napisał, że jeszcze dwa, trzy tygodnie rozmów, przepychanek, zawieszenia czegoś i odwieszenia, a potem się to dotrze, starsi lekarze nauczą się excela, albo czego trzeba i w zdrowiu będzie jak dawniej, czyli....po prostu dobrze.
Tymczasem w Salonie 24 nie ustaje dyskusja, czy III RP można przekształcać w państwo wolnych Polaków czy też należy zrobić narodowy zaciąg do budowy „państwa podziemnego”. Otóż, jest dość rażące używanie terminu państwo podziemne, nawet w cudzysłowie. Bardzo łatwo wyśmiać zwolenników Wolnej RP wysyłając ich do kanałów i okopów. Nie ma w obecnych warunkach takiej potrzeby. To, że państwo polskie jest zdegenerowane można przyjąć jak aksjomat, nie trzeba tu przeprowadzać specjalnego dowodu. Że biurokracja żywi się sama sobą, to znaczy żyje sama dla siebie, a nie dla nas, to też pewnik. Aczkolwiek pozostawiłbym na odrębny wątek to, jak z demokracją i gospodarką poradziły sobie w minionym dwudziestoleciu społeczności lokalne.
Bloger Szczurbiurowy zadaje w tytule pytanie, czy możliwe jest zbudowanie państwa Wolnych Polaków AD 2012? I daje na samym końcu odpowiedź, że trzeba to państwo odzyskać. Według Autora, nie ma szans na powodzenie realizacji idei budowy - domyślam się, że inspirującej dla większości Polaków – nowej państwowości. To, z czym nie można się zgodzić to jego twierdzenie, przypisywanie jakiegoś rodzaju lęku (od 1944 roku), który ma powstrzymywać nas przed masowym protestem czy rewolucją. Przypomnieć warto: kto przewidywał (poza bodaj trójką socjologów w 1978 roku), że Polsce grozi wybuch społeczny na masową skalę? To nie lęk blokuje dziś Polaków przed większym protestem, ale egoizm, wygoda, czyli błogostan, który wpoiły rodakom elity i media III RP.
Twierdzę, że odpowiedzią na III RP, powinna być Wolna RP. Czy dojdzie do jej powstania poprzez odzyskanie państwa, jego naprawę, czy budowę nowej państwowości na gruzach tej zdegenerowanej, czy proces ten będzie miał charakter ewolucyjny czy rewolucyjny, jest, jak sądzę, sprawą drugorzędną.
Najistotniejsze jest to, że powstały zbliżone do siebie ideowo środowiska polityczne, organizacje pozarządowe, kluby dyskusyjne, portale, niezależne agencje filmowe, zainteresowane według mnie budową Wolnej Polski. Wolnej także w strukturach UE, wolnej od dyktatu Niemiec i Rosji, samodzielnej, nowoczesnej, budującej warunki do inwestycji dla rodzimego kapitału, ponieważ samo zaciskanie pasa i tak nie wystarczy. I gdyby dziś, nagle, Jarosław Kaczyński przejął władzę, mógłby zmieniać państwo, ale problemy do rozwiązania miałby te same co Tusk. Na koniec roku postawiłem taką tezę, że powstanie duża partia polityczna gdzieś pomiędzy centrum i prawicą, skupiająca właśnie wyżej wymienione środowiska. Że będzie zupełnie nowym zjawiskiem nie tylko na polskiej scenie politycznej. I może zyskać (także dzięki mądrej i dobrej narracji) tak duże poparcie społeczne, że Prawo i Sprawiedliwość stanie się częścią nowego ruchu, a nie jego „wodzem”. Tu nie chodzi o słupki procentowe. I nie będzie to partia typu klasycznego, z baronami, ścisłymi strukturami powiatowymi i wojewódzkimi. Jeśli powstanie to jako ruch federacyjny skupiony na jednym zasadniczym celu: budowaniu Wolnej Rzeczpospolitej.
Nie szermowałbym tak hasłem o państwie Wolnych Polaków, ponieważ nie jesteśmy (nawet mając rację) w III RP sami. Właśnie w tej obecnej RP jest poważna i znacząca grupa obywateli, którzy czują się wolni. Czy są wolni, to już inny temat. Jeśli mamy pozyskiwać zwolenników, to w tej nowej narracji trzeba przekonać nieprzekonanych, że dzięki Wolnej RP będzie na pewno mniej korupcji, cwaniactwa, układów, a na pewno więcej szans na stabilne i godne życie dla milionów Polaków, którzy dziś – albo nie widzą i nie mają dla siebie perspektyw, albo – wykorzystują słabość państwa i żerują na nim. Ich również warto przekonać, że to droga donikąd. Trzeba też, co ma znaczenie fundamentalne, przekonać miliony ludzi, że ten ruch doskonale rozumie współczesny świat i zna się świetnie na gospodarce. Wywołanie patriotyzmu jako spoiwa przyjdzie samo.
Przykład Węgier daje do myślenia. Włoska „La Stampa” pisze o „faszystowskich pomrukach na Węgrzech, "Financial Times" o zamachu stanu w majestacie prawa, a nasza, niestety, coraz bardziej kabaretowa lewica, żąda nie bardzo wiadomo czego w imię dobra narodu węgierskiego. No i co teraz zrobi Unia ? A w ogóle co takiego strasznego zrobiły Węgry? Im bliżej będzie ogólnego krachu tego europejskiego pudła, które ma niewiele wspólnego i z demokracją, i z integracją, tym więcej będzie takich posłańców antydemokratycznej apokalipsy. Optymistycznie patrząc, to widmo Węgier krąży nad Europą. A raczej widmo powrotu narodów. W jednym panuje na prawej stronie Salonu 24 zgoda: budowanie niezależnych, wolnych mediów jest punktem startu. I jak na razie o ten start nie można się zbytnio martwić.
Inne tematy w dziale Polityka