Dyrektywa to teraz najczęściej może być unijna. Dyrektywy unijne implementujemy krok po kroku do naszego systemu prawnego, bo jesteśmy członkiem Unii Europejskiej. Są też niepisane (a może i pisane) dyrektywy medialne.
Dyrektywa Kaczyński została przyjęta z niemal powszechnym ciśnieniem młodych mózgów tv dobre kilka lat temu i nikt jej nie wycofał. Dotyczyła zarówno ś.p. Lecha Kaczyńśkiego, jak i jego brata - Prezesa PiS Jarosława. Jeśli ktoś sądzi, że dyrektywę tę wprowadzano w TVP batem, to grubo się myli. Ciśnienie młodych mózgów jest tak wielkie, że wystarczy raz powiedzieć, jak ma być i tak jest. Zbędna jest cenzura, cenzura jest w mózgu, a kalkulator mózgowy dokładnie wie, że jak wypadnie się z newsów, to żegnaj kaso. Niepokornych wywalono, przesunięto, albo wystawiono na „czysty” etat. Czyli nie ma dla Ciebie roboty, ale masz czysty etacik, teraz średnio coś około tysiąca złotych. Ciśnienie młodych mózgów z radością i rechotem realizuje Dyrektywę Kaczyński, a i spogląda czasem w rywalizacji na kanał prawda cała dobę i nie pozostaje w tyle. 11 listopada TVP INFO pokonała na łopatki TVN 24 w relacji z Marszu Niepodległości (umówmy się: nazwa dyrektywy Kaczyński obejmuje całokształt zapakowania prawicy w konserwy). Prowadząca w studio rozmowę miała (około 15.30) takie ciśnienie mózgu, że niewiele brakowało, by krzyknęła do gości: A gdzie są....czołgi?!.
W TVN 24 Dyrektywa Kaczyński ma swoją mocną ekipę od lat. Tu ciśnienie mózgów wsparte jest doświadczeniem redaktor M.O., by tylko jedną gwiazdę wymienić. Dyrektywa nabrała w tej stacji jeszcze większego kalibru i znaczenia, gdy PiS przegrał wybory w 2007 roku. Krytykowaliśmy rząd, teraz będziemy krytykować dla odmiany opozycję. I tu PiS, i tam PiS. Dyrektywa Kaczyński jest twórczo rozwijana nawet wtedy, gdy Prezes milczy. Sposobów są setki, tysiące. Można wyniuchać auto Prezesa z komórą. Ale zawsze można sięgnąć do telewizyjnego archiwum. Można zrobić takie story, jakby Jarosław Kaczyński mówił to wczoraj. Można zrobić zbitkę i przebitkę, no i wrzucić muzyczkę, po której tylko sznur na szyję, albo galopem do PO. Wybitnym zjawiskiem tego nurtu jest program pod tytułem „Wszystko po naszemu”, popularnie nazywany przez autora „Czarno na białym”.
Jakieś śmieszne nadzieje, że trzej medialni bardowie donaldyzmu coś zmienią w swoim języku, obrazie, myśleniu są daremne. Rząd musiałby się sam, całkowicie wyłożyć, żeby areopag przyjął nową dyrektywę. Póki co, bez złudzeń, będzie coraz gorzej. Żadnych ustępstw i jakichś tam głupich, bezstronnych dyskusji. Jeżeli walka na froncie ideologicznym się zaostrza, to w ślad za Marksem i Leninem czujność rewolucyjną trzeba wzmocnić. Wszystko, co służy sprawie zniszczenia przeciwnika jest dobre. Ociekająca w luksusy lekarska burżuazja wysysa z nas życie i zdrowie. Może być, dobre, prawie jak u Lenina. Z czujności też bierze się, od zakończenia wyborów parlamentarnych, temat Budapeszt, a teraz jest to już
Dyrektywa Węgry. Jest to rewolucyjne i twórcze rozwinięcie Dyrektywy Kaczyński. A co jeszcze ważniejsze, ta dyrektywa medialna pokrywa się z Dyrektywą Unijną Węgry, którą twórczo rozwijają także zachodnie media- od centrum do wielbicieli Czerwonych Brygad. Prawicowe media przynajmniej dywagują, ale jak jest dyrektywa unijna, to trzeba iść jakoś tam w szeregu, może być krok z tyłu, ale nie można wypaść z obiegu. Bo drugi obieg to teraz się tworzy tylko w Polsce. Nasza trójka medialnych bardów, która zęby trzonowe dostała jeszcze w słusznych czasach junty, atakuje jak młoda pantera. I powiem z troską, oni już tę wojnę o Węgry wygrali, już tę dyrektywę wprowadzili ciśnieniem swoich mózgów do mózgów wielu Polaków. Wystarczy się rozejrzeć. Jest nowe „pitu-pitu” co najmniej na kwartał. Poseł Niesiołowski może zapaść sobie spokojnie w sen zimowy, a jak będzie trzeba to piękna Pani Redaktorka z (dowolnie: TVN, Polsat, TVP) wybudzi go na chwilę i podsunie mikrofon, a Pan Poseł powie: psychopata. Wystarczy, bo ten slang przyjął się na lata: „No co TY? Głosujesz na tego psychopatę?”. Koniec cytatu. Węgry dostały od KE i MFW ultimatum, albo idziecie drogą rewolucji europejskiej i nałożycie sobie pętlę na szyję, czyli przyjmiecie nasze warunki finansowe (o dyktacie MFW i KE piszą nawet lewicowi publicyści węgierscy), albo Was załatwimy Dyrektywą Węgry. Albo Wy Orban ustąpicie jak dżentelmen Berlusconi, albo będziecie tu mieli piekło.
Zamieszanie z forintem, wykorzystują na polskim rynku spekulanci, rozhuśtanym i niestabilnym, ale pozwala to trąbić medialnie i na wizji, że forint ciągnie polską gospodarkę do grobu. Słabo! Na portal Dziennik.pl (portal wybuchających super wulkanów i kosmitów zżerających paprykę pod Łodzią) proponuję: Złoty umiera razem z forintem. Kaczyński milczy. Polityka Orbana - oceniana jako racjonalna w tych warunkach przez wielu ekonomistów- do mieszkańców naszej polskiej dżungli, nawet jeszcze nie asfaltowej (do ministra Sławomira Nowaka: Ministrze, błagam o przejazd maszyną do układania asfaltu na 1 km przed Warszawą), wpada jako jedna wielka katastrofa. A przecież Orban wprowadził podatek liniowy (16%), o którym trąbiła długo PO. Ale to było dawno i wiadomo, bogaci się tylko wzbogacą na tym. No więc jest katastrofa, Węgrzy wymieniają forinty, Tokaj aszu stracił smak, Dunaj w Budapeszcie śmierdzi, i co najistotniejsze: EUROPA GRZMI! Cała! Jak grzmi Europa, to my grzmimy trzy razy głośniej, choćby dlatego, że Dyrektywa Kaczyński łączy się z Dyrektywą Węgry. W zasadzie to jedno.
Na razie nie było jeszcze wielkich lamentów z węgierskich ulic, pomstuje pisarz z Warszawy, a Węgier Varga, ale doczekamy się. Czeka nas piękna narracja przez pewien czas. Jednego ciśnienie młodych mózgów i zębów trzonowych może nie doceniać. Że ktoś inny ustala już w zaciszu gabinetów nowe dyrektywy. Dyrektywa Tusk też może zostać wprowadzona. Czekam na ten nasz polski kabaret. Redaktor N.O. do posła Niesiołowskiego: „I co Pan ma dzisiaj znowu takie rozbiegane te oczka? Znowu kłamiemy?” A ulubieniec młodych dziennikarek, lotniskowiec polskiej telewizji Jarosław Gugała do Julii Pitery: Proszę, tu ode mnie i od Palikota ma Pani kilo dorsza ! (młoda asystentka podaje zdezorientowanej posłance rybę na talerzu). To za jakiś czas.....na razie czekamy na relację chłopaków z Budapesztu. Najlepiej jakaś jatka w kolejce pod bankiem. A gdyby byli gdzieś jeszcze w pobliżu kibole i faszyści, byłby dziennikarski szlem.
Inne tematy w dziale Polityka