Ile nurtów w środowisku opozycji można wyliczyć, które nie zgadzają się na taką jaką Rzeczpospolitą, jaką dziś mamy? Cztery, pięć? Czy potrzebne jest do postawienia diagnozy tych różnych środowiskowych wspólnot prawicowych odwoływanie się do Powstania Styczniowego, dzielenia ich na białych i czerwonych, albo na realistów (neorealistów) i konfederatów czy patriotów? Do debaty o przeobrażeniu się III RP w państwo nowoczesne, wzbudzające zaufanie jego obywateli, wolne, suwerenne i takie, które odsłoni przed społeczeństwem prawdę o Smoleńsku, należałoby postawić jeszcze co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście pytań. A następnie na wszystkie odpowiedzieć, wychylając na pewno głowę poza swój własny obóz. Poniżej więc próba odpowiedzi na te postawione powyżej.
Zacząć wypada od tego, że III RP i jej elity dość skutecznie ustawiły niemal wszystkich swoich przeciwników ideowych w jednym narożniku, przypisując im na użytek tak zwanego braku alternatywy, jak najgorsze cechy. Wyliczać ich nie ma sensu, wystarczy powiedzieć, że to wszyscy ci, którzy żyją w oparach nacjonalizmu, Smoleńska, sprzeciwu wobec Niemiec i Rosji, Brukseli, nie rozumiejący nade wszystko, że Polska dzięki Unii osiągnęła już prawie wszystko, co mogła osiągnąć, a błędy i niedociągnięcia to po prostu koszt zwykłej, ludzkiej niedoskonałości, kryzysu oraz oczywiście Prawa i Sprawiedliwości, które ciągnie Polskę w przepaść.
Wydaje się, że z gruntu fałszywy jest dualistyczny podział choćby samych publicystów i blogerów na realistów i romantyków, tak samo jak wyodrębnianie ze środowisk prawicowych obozu wolnych Polaków, obozu smoleńskiego i przeciwstawianie im zwolenników zmian na gruncie porządku konstytucyjnego, poprzez dyskurs demokratyczny i mandat wyborczy. Jeśli używa się terminu „drugi obieg” to można jedynie tak czynić, by rozjaśnić sytuację, nieco uprościć. Drugi obieg dotyczy bowiem szerokiej sfery myślenia o Polsce i sprzeciwu wobec III RP. Nie ogranicza się wcale do wąskiej grupy blogerów i publicystów, czy zepchniętej niemal do podziemia Grupy Smoleńskiej. W sferze poczucia wyobcowania, braku perspektyw, upolitycznienia nawet błahych stanowisk w administracji, a także możliwości pozyskiwania bezstronnego przekazu medialnego, w tak zwanym drugim obiegu, żyje więcej, niż jedna trzecia Polaków. Źle by było używać słowa odrzuceni, ale część ludzi ma właśnie takie poczucie krzywdy, jakby ich myślenie o Polsce, o patriotyzmie, o religii, o krzyżu, wreszcie o samym Smoleńsku jako wielkiej narodowej i niewyjaśnionej do dziś tragedii nie mieściło się nawet w dopuszczalnej narracji, jaką narzucił establishment III RP. Pomijając już fakt, że III RP powoli traci swój impet i choruje na brak własnej siły napędowej, którą zewnątrz dawał jej wcześniej PiS. Wręcz rozpada się od samej góry wskutek wewnętrznych tarć i walki o wpływy. Elity III RP nie mają jasnej wizji miejsca Polski w Europie, poza wizją bycia w niej i skubania z unijnego stołu tego, co czasami łaskawie nam rzucą. Ta słabość obecnych elit jest dobrze widoczna i Berlinie, i w Moskwie. To, co ma z pewnością dziś III RP, to budowany latami wizerunek salonu, który jako jedyny wie, jak rządzić Polską. I ma jeszcze jedną bezcenną rzecz, bez której Platforma Obywatelska nie już by rządziła - ma kredyt zaufania wyborców, dzięki któremu zbudowała siec setek tysięcy stanowisk zależnych od aparatu partii.
Prawda o Smoleńsku doprowadzi do upadku III RP, a jeśli komuś nie odpowiada słowo upadek, to doprowadzi do demokratycznego odsunięcia od władzy obecne elity władzy z Prezydentem i Premierem na czele. Ale co wtedy? Biali pokłócą się z czerwonymi o to, kto jest, a kto nie jest wolnym Polakiem? Realiści będą spychani do upadłego obozu III RP? Właściwie kto będzie tworzył IV RP, albo po prostu Wolną RP?
Nie będzie nic gorszego, jeśli elity współtworzące dziś Prawo i Sprawiedliwość, Solidarną Polskę, środowiska „Przebudzonych”, „jednej Polski”, drugiego obiegu, romantyków i neorealistów, etc. zaczną się licytować o to, kto ma tę Wolną RP budować. Jakiś czas temu, w Salonie 24 postawiłem tezę, być może kontrowersyjną, że powstanie nowa, duża partia polityczna, która będzie reprezentowała – nazwijmy to umownie – obóz patriotyczny. Jeśli ma to być projekt realistyczny i zakończony zwycięstwem, to trzeba „zaprosić” do niego bardzo różne nurty sprzeciwu wobec III RP. Więcej. Trzeba zaprosić do niego także dysydentów III RP, jeśli tylko zechcą przyjąć warunki wyjściowe. Muszą się w nim znaleźć i realiści, którzy dziś krążą gdzieś pomiędzy pierwszym i drugim obiegiem, ale są głosem sprzeciwu i prawdy „odrzuconej” części społeczeństwa. Muszą także wesprzeć go środowiska dziś bardzo zamknięte na jakikolwiek kompromis na jakikolwiek dialog z realistami. Nie ma i nie będzie monopolu jednego środowiska.
Jest jednym wielkim złudzeniem, że nawet po rozpadzie III RP, nowe elity zostaną przyjęte niemal jak wybawiciele i powstańcy, którzy przywrócili Polsce niepodległość. Gdyby rysować krzywą tradycyjnie rozumianego polskiego patriotyzmu w ostatnich kilkunastu latach, to spada ona niepokojąco. I nie jest to jedynie wina propagandy o niezbędnej europeizacji Polaków. To, że nie przebiega ona tak, jak to sobie wymyślili jej architekci ulokowani w mediach, jest zasługą bardzo wielu środowisk politycznych. Jeśli więc dojdzie do głosu, głos Wolnej RP, jeśli ma to być głos zwycięski, to nie może to być grupa solistów, ale sprawny chór z jednym dyrygentem. Czy może być nim Jarosław Kaczyński? Jak najbardziej. Może być, jeśli nie pojawi się inny charyzmatyczny przywódca. Na razie go nie ma. Czy może być tak, że to Jarosławowi Kaczyńskiemu przyjdzie dołączyć do wielonurtowego ruchu patriotycznego? Tak też może się stać, jeśli prezes PiS będzie zbyt zachowawczy. Przyjęcie odpowiedzialności za państwo, które dziś w wielu obszarach jest zdegenerowane, będzie olbrzymim wyzwaniem, o wiele trudniejszym, niż „zwykłe” zwycięstwo wyborcze. To nie będzie już tak, jak w 2005 roku.
Jeśli prawica nie zdobędzie się na wysiłek kooperacji, dialogu, pozytywnego myślenia, czyli tworzenia nowego obok starego, a nie samego likwidowania tego co jest, to będzie nadal tkwić na różnych „archipelagach polskości. Warto to podkreślić jeszcze raz. III RP i tak powoli zmierza do finału. Nasyciła się sama sobą, można powiedzieć, że wzięła prawie wszystko, a teraz nie wie co dalej robić. Trzeba więc coś zmienić – myślą jej twórcy – żeby nadać tej naszej III RP nową dynamikę, a może i nową nazwę. Jeden dobry chór może do tego nie dopuścić. Soliści zostaną albo „wybici”, albo zepchnięci do drugiego obiegu.
Inne tematy w dziale Polityka