Beret w akcji Beret w akcji
319
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 22

Beret w akcji Beret w akcji Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Jan Lissowski plut. pchor. "Robak" Batalion "Sokół" Pluton łączności - ciąg dalszy relacji

Tym razem mieliśmy szczęście, był to tylko pocisk burzący. Pomacałem ręce, nogi i twarz - wszystko całe. Wyszedłem z bramy na podwórze. Nie było widać większych szkód; wybuch musiał nastąpić w sąsiedztwie, do nas doleciały tylko odłamki. Chłopczyk leżał spokojnie - tak mi się wydawało - na piasku. Przy wyjściu z piwnicy pokazała się młoda niewiasta, podbiegła do chłopca i wzięła go w ramiona. Zobaczyłem, że małe ciałko zwisa bezwładnie. W tej samej chwili na przeraźliwie błękitnym niebie pojawiły się samoloty, było ich mnóstwo, całe roje samolotów, płynęły wysoko, wysoko nad miastem, w nieskazitelnych szykach, dostojnie, wolno, majestatycznie, jak srebrne ptaki w pełnym blasku słońca. Dobiegł nas dudniący pomruk silników, a po chwili szczekanie artylerii przeciwlotniczej i widać było, jak pociski, nie osiągając pułapu samolotów, rozrywają się na próżno, niczym sztuczne ognie.

Raptem całe podwórko zapełniło się. Ludzie wybiegli z piwnic, wiwatowali, tańczyli, płakali z radości. Od srebrnej eskadry zaczęły się odrywać setki małych punkcików, po chwili z każdego rozwinął się spadochron. "Desant! Amerykanie przyszli nam na pomoc!" - wołali ludzie. "Żaden desant, to tylko zasobniki" - wyjaśniał jakiś starszy pan, obserwujący przez lornetkę niebo pokryte białymi parasolami, żeglującymi po błękicie i zwolna spychanymi przez wiatr na północ.

Nikt nie zwracał na niego uwagi. "Desant! Desant!" - huczało całe podwórko. Kobieta z martwym synkiem na rękach podniosła nagle bezwładne ciałko wysoko w górę, ku dalekim samolotom, i wśród wiwatującego tłumu zaczęła krzyczeć głosem rozdzierającym serce  "Za późno!... Za późno!".

Na Nowogrodzką 11 wróciłem dopiero po zmroku. Łażenie nocą po zrytym bombami mieście nie było ani przyjemne ani, mimo posiadania przepustki, bezpieczne - zdarzali się nadgorliwcy, dla których nawet podpis "Montera" był nieważny. Musieliśmy jadnak doprowadzić naszą robotę na Wilczej do takiego etapu, by dyżurna telefonistka mogła obsłużyć najważniejsze połączenia. Pod zwalonym budynkiem straciliśmy dużo przewodów i sprzętu, więc trzeba było znów łatać i improwizować.

Zbyszek jeszcze nie spał, czekał na mnie. Był starszy o 12 lat i uważał, że ma wobec mnie bliżej nieokreślone, obowiązki opiekuńcze. Trafiłem nawet do jednego z jego wierszy ("Sierpień") jako "zaginiony brat" adresatki wiersza, czyli mojej siostry "Topoli"; było to w połowie sierpnia, gdy jej listy, wysyłane harcerską pocztą na nasz stary adres, wracały z dopiskiem : "domy spalone".

Na biurku zauważyłem kilka świeżo zapisanych kartek. Były przyciśnięte pełnym niedopałków platerowanym talerzykiem, na którym widniał wygrawerowany napis: "Adria - Cafe Dancing". To pamiątka po znanym lokalu przy ul. Moniuszki; przez pewien czas mieściła się tam kwatera prasowa "Błyskawicy", tam właśnie powstał najsłynniejszy wiersz  "Rudego". "Adria" przestała istnieć, spłonęła 3 września. Odsunąłem talerzyk i wziąłem do ręki ostatnią kartkę. Zbyszek leżał rozciągnięty na swoim żelaznym łóżku (ja na noc lokowałem się na podłodze), kiwnął przyzwalająco głową, zacząłem więc głośno czytać:

Szlakiem podniebnym

Sto ptaków leci, sto ptaków srebrnych ...

Przypomniałem sobie entuzjazm na podwórku, okrzyki "Desant! Desant!", a później milczenie, gdy  "srebrne ptaki" odleciały, zaś spadochrony z  zasobnikami  wylądowały poza naszymi liniami. To wszystko zostało utrwalone w wierszu. "Rudy" nie był jednak poetą grzecznych rymów, ten ex - marynarz lubił wygarniać prawdę w oczy. Ostatnie linijki wiersza nie wymagają dodatkowych wyjaśnień:

Dosyć!

Dosyć grzecznej pieśni...

Nasza, żołnierze okłamanej Armii,

nasza to pieśń wypruta z trzew.

Wściekłością ją nasz ból nakarmił.

Ofiarna śmierć.

Daremna krew.

Daremna krew tysięcy - i jedno życie, życie małego dziecka. W uszach brzmiał mi rozpaczliwy krzyk jego matki: "Za późno!... Za późno!" Pomyślałem: "Dziś jest czterdziesty dziewiąty dzień powstania. A więc o czterdzieści dziewięć dni za późno".

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości