W dniu jedenastego września wyruszyło natarcie korpusu Bacha na Czerniaków Górny, aby odciąć jego obrońców od południowej części Śródmieścia, okrążyć i zniszczyć. Od południa i zachodu nacierała grupa Rohra, od północy - Dirlewangera (wsławionego okrucieństwem na Woli).
Ze wspomnień Ireny (Drzewosowskiej ps. "Hyńska" - dopisek mój):
"Na początku Powstania zostałyśmy oddelegowane wraz z Halą do utworzenia punktu sanitarnego przy ul. Muranowskiej. Tam do połowy miesiąca opatrywałyśmy rannych zwłaszcza z oddziałów wycofujących się z Woli. W połowie miesiąca przyszedł z Woli batalion "Czata 49", przydzielono nas do niego. Pełniłyśmy służbę sanitarną przy ul. Franciszkańskiej 12, a następnie w punkcie sanitarnym przy ul. Mławskiej 3/5. W dniu 28.VIII, gdy wraz z naszym lekarzem opatrywałam rannego żołnierza, w dom trafiła bomba lotnicza burząc go doszczętnie. Pod gruzami zginęło ok. 120 osób, w tym pluton "Jerzyków". Mnie po paru godzinach odkopano. Ocalałam dzięki Hali, która wskazała ratownikom, gdzie mogę być. Byłam ranna w głowę, nogi i nie było miejsca na moim ciele, które nie byłoby zadrapane.Odniesiono mnie do szpitala na ul. Długą. Po upadku Starego Miasta zostałam przeniesiona kanałami do Śródmieścia.* Podleczono mnie i przeszłam wraz z Halą z naszym oddziałem na Czerniaków."
Czerniakowa broniły wykrwawione już oddziały zgrupowania kpt. "Kryski" oraz przybyłe ze Starówki po ciężkich walkach resztki batalionów harcerskich "Zośka", "Parasol", "Czata 49" oraz pluton AL. Wśród obrońców znajdowała się moja przyjaciółka Marysia, duża grupa kolegów Janusza i moich szkolnych koleżanek. Piętnastego września powstańcy byli już całkowicie okrążeni i stłoczeni na niewielkiej przestrzeni, brakowało im amunicji i żywności. W nocy z piętnastego na szesnastego przybył na ulicę Solec zwiad, a w kilka godzin potem rozpoczęła się tak oczekiwana przeprawa żołnierzy 9 pułku piechoty 1 armii Wojska Polskiego. Niemcy otworzyli ogień i zatopili dużo pontonów z wojskiem. Do powstańców przedostało się ponad 400 żołnierzy z bronią i amunicją. Szesnastego Niemcy nacierali na obrońców przyczółka przy wsparciu czołgów 19 dywizji pancernej. Trwały zacięte walki o poszczególne domy ulic przylegających do brzegu Wisły: 250 metrowego odcinka wybrzeża bohatersko broniły oddziały powstańcze oraz przybyli z prawego brzegu Wisły żołnierze. Podczas jednego z ataków czołgów na ul. Solec moja przyjaciółka, Marysia, straciła słuch w lewym uchu. W nocy z szesnastego na siedemnasty przepłynął 3 batalion 9 pułku piechoty. Wielu zginęło, przeprawiło się 400 żołnierzy z dowódcą kpt. Stanisławem Olechnowiczem. Następnej nocy usiłowano kontynuowac przeprawę, ale z powodu zmasowanego ognia nieprzyjaciela przepłynęło na przyczółek znacznie mniej żołnierzy - przypłynął z nimi szef sztabu 9 pułku mjr. Łatyszonek. Osiemnastego września Niemcy wprowadzili do walki goliaty. Irka Drzewosowska, sanitariuszka "Cazty 49", tak wspomina ten dzień:
"Od samego rana Niemcy atakowali z moździerzy, granatników, ciężkich dział i samolotów nasz budynek ul. Okrąg 2. Mimo wielogodzinnych ataków piechota niemiecka nie mogła sforsować naszej linii obrony, a "Czata 49" wraz z "Parasolem" i innymi oddziałami dzielnie odpierała huraganowe ataki. Niemcy puścili goliata. Pamiętam do dziś ten charakterystyczny grzechot. Goliat rozbił ścianę frontową domu, który był w tym czasie przepełniony żołnierzami, sanitariuszkami oraz ludnością cywilną. Wybuch spowodował straszną panikę wśród ludności; wszyscy biegali i starali się uciec jak najdalej piwnicami wykopami. Trudno sobie wyobrazić potworny huk walącej się ściany, tumany kurzu, szok ludzi, tumult. Po wybuchu Niemcy wdarli się do budynku od strony ul. Czerniakowskiej zdobywając parter i pierwsze piętro, torując sobie drogę granatami, zabijając rannych i ludność cywilną. Po panicznej ucieczce na Wilanowską 12 ** przeżyliśmy okropną noc z osiemnastego na dziewiętnastego. Dr "Maks" z "Parasola" rozlokował rannych, a my z Halą Zarembianką ratowałyśmy ich zużywając ostatnie opatrunki. Nikt nie spał, nie było nic do jedzenia i picia. Wiedzieliśmy dobrze, że Niemcy są w sąsiednich budynkach".
Dziewiętnastego września część powstańców przeszła kanałami na Mokotów, wśród nich nasza koleżanka ze szkoly Wiesia Brzozowska, łączniczka plutonu saperów "Kryski". Pozostali powstańcy razem z żołnierzami bronili się jeszcze rozpaczliwie w kilku domach przy ul. Wilanowskiej i w części ul. Solec utrzymując dostęp do rzeki. Dwa bataliony 8 pułku piechoty 1 armii WP sforsowały Wisłę między wałami, ale nie zdołały przebić się do powstańców i wycofały się z wielkimi stratami.
Na Czerniakowie pozostawało jeszcze ponad 200 powstańców oraz resztki żołnierzy 9 piłku 1 Armii. Trzeba było jeszcze dzień - dwa utrzymać przyczółek nad Wisłą. Utrzymali przez trzy dni, ale były to dni krwawe. Tak o nich wspomina Hala Zarembianka:
"Po nieudanej akcji nocnej przeprawy naszego oddziału przez Wisłę znalazłyśmy się z Irką w budynku na Solcu, gdzie stacjonowali żołnierze 1 Armii. Dom ten był pod nieustającym ostrzałem niemieckim, górne piętra paliły się. Bez jedzenia i picia, w straszliwym upale siedziałyśmy w piwnicy".
Nasza koleżanka ze szkoly Zosia Adamkiewicz, łączniczka "Czaty 49", ranna w nogę, leżała w piwnicach budynku przy ul. Wilanowskiej 18; dwudziestego września wpadli tam Niemcy. Usłyszawszy w sąsiedniej piwnicy strzały i straszne krzyki Zosia, mimo silnego bólu nogi, wydostała się na podwórko - zabrano ja razem z cywilami, bo była w cywilnym ubraniu.
Dwudziestego pierwszego września w rękach Polaków pozostało już tylko kilka domów na Solcu i budynek przy ul. Wilanowskiej 1 oraz 200-metrowy odcinek wybrzeża. Do Wisły można było dojść wyłącznie nocą. Na podwórkach i na ulicach leżały trupy i ranni. Na brzegu powstańcy, żołnierze i ludność cywilna czekali na łodzie, które miały ich zabrać na praską stronę. Dużo łodzi zatonęło. Część zdrowych i lżej rannych usiłowało mimo ostrzału przedostać się przez rzekę, niektórzy czepiali sie płynących belek i baniek po benzynie - wielu zginęło.
Ciężko ranni wraz z sanitariuszkami czekali na łodzie wewnątrz statku - przystani "Bajka" oraz w szopie na plaży obok statku. Niemcy ostrzelali "Bajkę" z ciężkiej broni maszynowej, a potem wpadli do środka. Rannych mogących się poruszać wypędzili na zewnątrz, pozostałych dobili. Część rannych rozstrzelali, a resztę pognali przez Śródmieście na Wolę i do obozu w Pruszkowie - w tej grupie była Marysia Karwowska. Przeszła tę męczeńską drogę kompletnie wyczerpana, mając bardzo wysoką gorączkę.
Irka Drzewosowska tak mówi o ostatnich dniach Czerniakowa: "Dnia dwudziestego trzeciego września dostałyśmy się z Halą do niewoli. Nie jadłyśmy już nic od czterech dni, ostatnie zapasy żywności oddano rannym i dzieciom. W momencie zajmowania pozycji przez Niemców na rozkaz obcego dowódcy zdjęłyśmy powstańcze panterki i wyszłyśmy z piwnic z ludnością cywilną. Wyprowadzający nas własowcy zabrali nam resztki ocalałej biżuterii i zegarki. Rozdzielono mnie z Halą. Ja zostałam zabrana na ul. Szucha, gdzie w gestapo podczas przesłuchania chciał mnie zastrzelić gestapowiec, gdyż miałam na sobie sweter i skarpetki niemieckie. Była to zdobycz z niemieckich magazynów na Stawkach. Kazał mi zdjąć pokrwawiony sweter i oblepione ropą skarpetki. Uderzyl mnie w twarz dwa razy, zarepetowal karabin... i nagle został wezwany do dowódcy. To uratowało mi życie, gdyż drugi gestapowiec z obrzydzeniem patrząc na mnie wyrzucił mnie z pokoju. Następnie wybrano spośród ludności parę młodych dziewczyn i pod eskortą przeprowadzono nas do kościola św. Wojciecha na Woli. Po paru dniach spania na ołtarzach w katakumbach zostałyśmy wysłane do obozu w Pruszkowie. Hala tę drogę przeszła przez piekło Zieleniaka, gdzie zachorowała na zapalenie opłucnej".
Do niewoli dostało się trzech rannych kolegow Janusza od Batorego: Jurek Krawczyk, Janek Rusiecki i Stefan Popoff. Stefek Jenicz wraz z grupą kolegów od "Kryski" nie chciał iść do niewoli - wszyscy zaginęli... Może usiłowali przepłynąć przez Wisłę.
Kpt. "Jerzy", dowódca "Zośki", okrytego sławą bojową harcerskiego batalionu, nie mając możliwości dłużej bronić pozycji powstańczej przy ul. Wilanowskiej, postanowił przebijać się do Śródmieścia. W nocy z dwudziestego drugiego na dwudziestego trzeciego września na czele kilkudziesięcioosobowej grupy dotarł do obsadzonego przez Niemców rowu strzeleckiego przed ul. Czerniakowską. Wywiązała się walka, pierwszy poległ "Słoń", którego do tej pory nie imały się wrogie kule. Na wiadomość o jego śmierci większość zrezygnowała. Kpt. "Jerzy" z małą garstką przebili się obrzucając Niemców granatami. Potem, korzystając z ciemności nocnych, udawali patrol niemiecki. W ten sposób przeszli przez ogrody Frascati mijając kilka posterunków. Niestety, blisko Poselstwa Chińskiego musieli podjąć walkę. Zginęło kilku powstańców i kilku zołnierzy 9 pułku, paru prawdopodobnie dostało sie do niewoli. Tylko pięć osob dotarło do naszej placówki w gmachu YMCA: kpt. "Jerzy", jego łączniczka "Wika", "Bląd", "Halicz" i sierżant 9 pułku 1 Armii WP.
Bój o Czerniaków był niezwykle bohaterski, zalicza się go do najzaciętszych w całym Powstaniu.
W boju tym polegli czterej koledzy Janusza: Andrzej Błeszyński, Marian Cypel, Józef Fresel i Zbigniew Pakowski, poległa moja koleżanka, łączniczka Zosia Dąbrowska oraz zginął Stefan Jenicz (mój kolega ze szkoły powszechnej, a Janusza - z gimnazjum).
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka