Beret w akcji Beret w akcji
582
BLOG

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego - Część 64

Beret w akcji Beret w akcji Polityka Obserwuj notkę 12

Helena Schabińska Modrzejewska ps. "Dzidka"

Dwukrotnie w Pruszkowie - cd.

Za bramą nikt nic nie mówił, każdy był spocony. Dorożkarz, nie pytając o nic, zawiózł nas do nowego domu. Jego żona miała ugotowany krupnik z kaszy z prawdziwych kartofli i tym nas nakarmiła. Cóż to było za wspaniałe jedzenie!!! Smak mam do dziś w ustach. Przenocowaliśmy u nich. Rano nasi dwaj chłopcy wyruszyli do rodziny do Krakowa, a my we trójkę poszliśmy piechotą do Włoch, gdzie mieszkał mój starszy brat z żoną i 2-letnią córeczką. Po przyjściu dowiedzieliśmy się, że brata nie ma... Dnia 18 września (a więc zaledwie dwa tygodnie temu) Niemcy kazali wszystkim mężczyznom opuścić domy. Brat, mający wówczas 25 lat, został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Gross-Rosen.

Obok, w domu stryja, mieszkali wyżsi oficerowie niemieccy; dowiedziawszy się, że jesteśmy z Warszawy, bardzo się zaczęli nami interesować. Jeden z nich nawet przyszedł nas obejrzeć, ale wyszedł uspokojony, gdy zobaczył dwoje wymizerowanych starszych ludzi i moją ropiejącą i cuchnącą ranę. Przysłał nawet siostrę z Niemieckiego Czerwonego Krzyża, która opatrzyła mi nogę i wyjęła z rany niemiecki odłamek.

Nie moglismy się tu na dłużej zatrzymać, gdyż w jednym pokoju o powierzchni 16 m2, bez kuchni, było nas początkowo pięcioro, w tym małe dziecko, a potem siedmioro, bo doszli jeszcze rodzice bratowej z Warszawy. Po dwóch dniach postanowilismy ruszyć w drogę do Międzyborowa, gdzie była na letnisku u ciotki moja siostra ze szwagrem i dwojgiem dzieci. Połowę drogi przebyliśmy pieszo, a połowę... niemieckim wojskowym samochodem, w którym młody żołnierz stale nam powtarzał, że jest Austriakiem, nie Niemcem.

W Międzyborowie też było ciasno, bo dużo ludzi dotarło już z Warszawy i nie było co jeść. Moja noga, po wyciagnięciu z niej niemieckiego żelaza, wygoiła sie szybko, na drugą jeszcze kulałam ( dopiero dużo później dowiedziałam się, że była wówczas pęknięta w kostce). Razem z ojcem wybrałam się z powrotem do Włoch, bo tam jeszcze można było kupić żywność, a przy okazji spodziewaliśmy sie dowiedzieć, co z bratem. Brata nadal nie było w domu* ... Ciotka miała budkę i handlowała żywnością. Budka ta znajdowała się z drugiej strony torów. Poszłam do ciotki po żywność. Gdy czekałam w budce na przygotowanie prowiantu, "dorwali mnie" Niemcy. Obejrzeli moją kennkartę; stwierdziwszy, że jest warszawska, zabrali mi ją i zaprowadzili mnie do tunelu kolejowego, gdzie już było dużo takich zatrzymanych warszawiaków. Przy wyjściu z tunelu stał zołnierz niemiecki. Nawiązałam z nim rozmowę, gdyż znałam trochę język niemiecki. Ponieważ podczas okupacji przez 2 lata pracowałam w Warszawie w Zakładzie fryzjerskim "tylko dla Niemców"**, zaczęłam pytać, czy był w Warszawie i czy może chodził się strzyc do mojego zakładu. Pamiętał ten zakład i chciał mi pomóc w ucieczce, ale bał się esesmanów, którzy chodzili dokoła. Poprosiłam go, żeby mi umożliwił zawiadomić ojca, że mnie zatrzymano. Zapewniłam, że to blisko. Akurat kończyła się jego służba, zabrał mnie ze sobą do ojca. Po 15 minutach marszu zorientował się, że go oszukałam - do ojca było daleko. Zaczął się bardzo denerwować. Przechodziliśmy koło stawów. W pewnym momencie przeleciała mi przez głowę myśl:

- Rąbnąć go w łeb, zabrać mu karabin i wrzucić do stawu! Ale to była tylko przelotna myśl. Byłam wyczerpana, głodna, zmęczona, ból w chorej nodze dokuczał mi. Bałam się, że nie dam rady Niemcowi. Doszlismy do domu. Ojciec już sie dowiedział, że zostałam "złapana", i wyruszył w drogę powrotną do Międzyborowa beze mnie. Po odpoczynku wróciłam z moim "opiekunem" do tunelu, a później wylądowałam po raz drugi w obozie w Pruszkowie.

Był koniec października. W obozie było już niewiele ludzi, byli to sami "złapani" w okolicach Pruszkowa. Rano Niemcy przyprowadzili jeszcze jedną grupę "złapanych" i esesman liczył ich przy bramie do hali. W stosunku do niego powtórzyłam wybróbowany już "numer" z rozmową o zakładzie fryzjerskim. Chyba dał się nabrać, bo spytał mnie dlaczego jestem bez pończoch i w tak lekkim płaszczyku i zaproponował, że zaprowadzi mnie do magazynu w drugiej hali, gdzie jest masa ubrań i butów odebranych ludziom, którym, jak sie wyraził, "nie będzie to już potrzebne". On może mnie zaprowadzić wieczorem, żebym sobie coś wybrała. Miałam wprawdzie tylko 17 lat, ale w tym aż 5 lat okupacji oraz walkę w Powstaniu i wiedziałam, co ci "dobrzy Niemcy" są warci... Pokusa była silna, było mi zimno, buty się rozleciały. Rozejrzałam się po hali i wybrałam około 20 sprytnych dziewcząt. Były tak samo bose i źle ubrane jak ja. Na umówione spotkanie przyszłyśmy wszystkie. Niemcowi powiedziałam, że te dziewczęta również potrzebują pomocy. Niemiec powiedział:

-Jesteś sprytna, ale to mi się nie podoba.

Poprowadził nas do magazynu, gdzie rzeczywiście były stosy walizek, ubrań i butów. Każda coś sobie wybrała. Ja wzięłam spodnie, buty i bardzo długi i ciężki, kolejarski płaszcz. Niemiec zemścił się w ten sposób, że doradził nam, aby jutro rano nie jechać pierwszym transportem, który będzie skierowany do obozu koncentracyjnego, tylko dołączyć się do następnego, późniejszego transportu, który będzie rozładowany na terenie Generalnej Guberni. Okazało sie, że było wręcz odwrotnie... Na szczęście uprzedziła nas siostra z PCK, zawierzyłyśmy jej i załadowałyśmy się do pierwszego rannego transportu. Wylądowałam w Krakowie na Montelupich, nie w obozie zagłady, tylko w warsztatach przy więzieniu. Z warsztatów uciekłam, gdy mnie prowadzono do łaźni.

Cdn.

 

Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka