Stefan Dorociński "Maciek" batalion "Sokół" 1 kompania
Mój przyjaciel Antek
Byliśmy z Antkiem pierwszymi żołnierzami późniejszego batalionu "Sokół", którego komenda mieściła się na parterze oficyny przy Nowogrodzkiej 3/5. Oddział powstał z takich ochotników jak my i powiększał się z każdą chwilą. Te pierwsze dni sierpniowe przeżywaliśmy jak we śnie, szło się z akcji na akcję, w dzień czy w nocy - traciliśmy rachubę czasu. Interesowało nas tylko, żeby była amunicja, od czasu do czasu coś zjeść, trochę się przespać - i walczyć. Zrzutowy Sten w rękach Antka spisywał się doskonale. Był to jedyny "rozpylacz" w "Sokole", a może nawet na całym odcinku od BGK do Marszałkowskiej, jedyna powstańcza broń, która mogła zatrzymać atakującą piechotę niemiecką. Niemcy usiłowali utrzymać niezwykle dla nich ważny przelot Alejami Jerozolimskimi od Mostu Poniatowskiego, a także trasę przez Plac Trzech Krzyży do Alej Ujazdowskich, możliwości wypróbowania ogniowej skuteczności Stena było więc sporo. Antek nie wahał się nigdy, chciał brać udział w każdej akcji i wszystkim imponował brawurową odwagą. Szybko zdobył popularność, nie tylko w "Sokole", lecz również w sąsiadujących z nami oddziałach.
Zaczęło się to już drugiego sierpnia przed południem, gdy 3 czołgi zaatakowały naszą barykadę na Brackiej, usiłując przedostać się z Alej Jerozolimskich na Plac Trzech Krzyży i dalej do Alej Ujazdowskich. Czołgi utknęły na stercie płyt i brukowców, a tymczasem my zdołaliśmy zmobilizować butelki z benzyną. Przydała się tu sportowa zaprawa Antka. Jako dobry oszczepnik równie daleko i celnie miotał te nasze "ogniste bombki". Rezultat był taki, że czołgi wzięly nogi za pas, a jeden z trójki uciekał w kłębach dymu, bo zaczął się palić.
Następnego dnia już o świcie nadjechała od strony Pragi i mostu Poniatowskiego kolumna samochodów ciężarowych z żołnierzami, pod osłoną czołgów. Rozwinęło się silne natarcie w kierunku Marszałkowskiej. Atakowaliśmy Niemców z wylotów Brackiej i Kruczej. Walka trwała praktycznie do wieczora. co pewien czas, to z jednego, to z drugiego miejsca odzywał się terkot Stena, tak, aby Niemcy myśleli, że mamy dużo broni maszynowej. antek potrafił pojawiać się jak gdyby równocześnie w kilku miejscach. Z trudem, pomimo olbrzymiej przewagi w sile ogniowej, udało się Niemcom opanować kilka punktów w Alejach Jerozolimskich.
4 sierpnia walka o Aleje Jerozolimskie od Nowego Światu do Marszałkowskiej rozgorzała na nowo. Domy po obu stronach przechodziły często z rąk do rąk. Jednocześnie rozwijała się akcja na Pl. Trzech Krzyży, gdzie nasi opanowali Gimnazjum Królowej Jadwigi.
I tak mijały kolejne dni sierpnia. Oprócz akcji skierowanych przeciw umundurowanym wrogom, atakującym z umocnionych pozycji w Alejach Jerozolimskich, jak Crystal, Żywiec, czy najgroźniejszy ze wszystkich BGK, istniał jeszcze drugi front, wewnątrz ulic, które uważaliśmy za uwolnione od wroga i bezpieczne. Grasowali tu "gołębiarze" czyli niemieccy snajperzy. Z ich ręki zginęło dużo naszych. Zajęliśmy się z Antkiem oczyszczaniem naszego sektora. Na Kruczej ludzie pokazali nam skąd padają strzały. Wchodzimy po schodach na wskazane piętro - mieszkanie jest otwarte, nikogo nie ma. Otwieram szafę, wiszą płaszcze, u dołu para butów. Gwałtownym ruchem odsłaniamy - za płaszczem ukryty Niemiec w mundurze hitlerowskim z bronią w ręku. Teraz ważne ułamki sekundy, ale byliśmy szybsi, udało się tym razem.
Antek wpadł na pomysł, żeby rejestrować na Stenie udane "trafienia"; w tej bezlitosnej wojnie łatwo było przekroczyć pewne granice, których przekraczać nie należy. No i znaczyliśmy białymi paskami, malowanymi na Stenie, kolejne "sukcesy"; było ich już 18. Aż wreszcie por. "Żuk" zwrócił nam uwagę, że robi się to z czołgami lub samolotami, lecz nie z ludźmi... Starliśmy szybko wszystkie paski.
8 sierpnia wybrałem się na kilka godzin na Kruczą do moich rodziców, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Gdy wróciłem na Nowogrodzką powiedziano mi, że Antek poszedł na akcję w Aleje Jerozolimskie, oczywiście ze Stenem. Od "Bełta" zwrócono się o pomoc, bo Niemcy nacierają od strony Marszałkowskiej, więc Antka nic nie mogło powstrzymać, zawsze musiał być w pierwszej linii. I nagle - już tylko ostatnia wiadomość, że Antek dostał śmiertelną serię. Nie żyje. Jednak nikt nie mógł uwierzyć, że ten wspaniały, uwielbiany przez wszystkich chlopak odszedł na zawsze. To nie mieściło się w głowie, byłem prawie pewien, że za chwilę pojawi się znów, w swym niemieckim zdobycznym hełmie z biało-czerwoną opaską, z przewieszonym przez ramię Stenem...
Przynieśli go wieczorem. Trumnę postawiono w bramie Nowogrodzka 3/5 tak, by wszyscy mogli się z nim pożegnać. Następnego dnia odbył sie pogrzeb. Za trumna szła matka, chłopcy i dziewczyny z "Sokoła", koledzy, znajomi. Rannego rtm. "Sokoła" przyniesiono na noszach. Mnie przypadł potem smutny obowiązek zawiadomienia o śmierci Antka jego ojca. Franciszek Godlewski przebywał po drugiej stronie Alej, w sztabie "Montera". Budowanym właśnie przejściem przy domu nr 17 przedostałem się przez ulicę Widok do PKO na Jasnej, róg Świętokrzyskiej. Trudno opisać rozpacz ojca po stracie ukochanego syna, ta tragiczna wiadomość załamała go całkowicie.
Jakie były okoliczności śmierci Antka? Niemcy od strony Marszałkowskiej zaatakowali prowizorycznie przygotowane przejście przez Aleje i ostrzeliwali przebiegające tamtędy łączniczki. Antek stojąc w bramie domu nr 23 kierował ogień na pozycje niemieckie - i wówczas dostał serię od tyłu, z "Cristalu".
Gdy zginął miał 21 lat. Przyszłość pozostała w marzeniach.*
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości