Niniejszą notkę dedykuję... zainteresowani sami się domyślą. Niech się też domyślą, dlaczego:) a powodów jest co najmniej kilka. Mądrej głowie dość dwie słowie.
Fragment książki Roberta Stillera "Pokaż język! czyli rozróbki i opowieści o polszczyźnie oraz 111 innych językach", Etiuda, Kraków 2001. Z rozdziału: "Od głupka do sztukmistrza"
"(...) bardzo często i bez sensu gubią się nasi tłumacze w prostych nazwach dwóch pierwszych i nadzwyczaj ważnych arkanów: głupka i magika. Nie umiejąc sobie poradzić z włoskim, hiszpańskim, francuskim, niemieckim, angielskim terminem il Matto, el Loco, le Fou, der Narr, the Fooloraz Mago, Escamoteur albo Bateleur, der Magier, the Magician, niedokładnie rozumiejąc te wyrazy, zmyślają bez zastanowienia - jak to dyletanci! - całkowicie chybione treściowo "głupiec" albo "błazen" i "mag".
Głupek to w rzeczywistości nawiedzony i bujający w oblokach, a nie głupi i tym bardziej nie błaznujący.
Magikzaś aż się prosi o skojarzenie literackie.
Otóż w roku bodajże 1969 w Londynie na Southwark zobaczyłem w skrzynkach wystawionych przed malą księgarnią paperback pod nieznanym mi tytułem i nieznanego autora: Isaac B. Singer The Magician of Lublin. Zaciekawil mnie tytuł i to, co przekartkowałem. Przeczytawszy w Warszawie uznałem, że warto przełożyć tę ładną powieść i dałem ją siostrom Woźnickim: bardzo inteligentne i pełne humoru Żydówki, bliźniaczki Ludka i Zosia, moja koleżanka z polonistyki, zapaliły się i przełożyły to z angielskiego. Początek wędrówki po wydawnictwach - Iskry i PIW - okazał się początkiem nieszczęścia: konkurencja zwęszyła, że można zrobić na tym interes. Główną rolę w podkładaniu świń i wojnach podjazdowych odegral nic nie znaczący autor Ludwik Górski, który narobił rejwachu, że książka musi być tłumaczona z jidysz i on to potrafi najlepiej. W rezultacie wykoszono się wzajemnie i Sztukmistrz z Lublina istotnie zrobił furorę, ale wydany przez PIW znacznie później w przekladzie Krystyny Szerer. Z angielskiego! Okazało się bowiem, że sam autor, w następstwie dziwacznych ustaleń przwnych ze swym agentem, nie pozwala tłumaczyć swych dzieł - przynajmniej na niby, pro forma! - z oryginału jidysz, a tylko z wersji angielskich.
Później Ludka i Zosia Woźnickie popełniły kolejno samobójstwo, nie mogąc dłużej znosić polskiej rzeczywistości, a ich przekład Magika z Lublina, pierwszy i najlepszy, zamiast zrobić należną karierę, nie doczekał się wydania i poszedł na śmietnik.
Opowiadam tę koszmarną historię, bo nikt jej nie zna. Ale zmierzam do magika, choć nie z taroka.
Trudno bowiem dać większą plamę w niezdarnym przekładzie niż jego pierwsze słowo; główne hasło, początek tytułu. Trzeba być głuchym jak pień na urodę języka, aby ulokować w tej funkcji kakofoniczny wyraz sz-sztuk-k!-kmi!-sst-trz-rz! złożony z samego zgrzytu, syku, kichnięć i krztuszenia się. A do tego fałszujący oryginalne kuncn-macher, co znaczy kuglarz, oszust, matacz, naciągacz, szarlatan, taki co czaruje, zwodzi, balamuci, robi w konia, bajeruje, wpuszcza w maliny. Trzeba być głuchym również na styl i znaczenie, aby nie zrozumieć, jak trafnie i naturalnie zabrzmiałby tu po prostu Magik z Lublina, mieszczący w sobie wszystkie te aluzje, dowcipy i podteksty.
Jeszcze lepiej niż po angielsku: magician.
Więc i w taroku tenże magician to po polsku, rzecz jasna, magik. A nie żaden pretensjonalnie nadęty "mag". Co widać choćby na obrazku, gdzie magik zajmuje się leżącymi na stole przedmiotami. Bardziej szczegółowa i przesądzająca o właściwej terminologii wykładnia głupka i magika byłaby nader obszerna i nie pasowałaby do tych felietonów. Ale jeśli ktoś ciekaw, niech sięgnie do paru książek o taroku, które wydał naprawdę kompetentny Rafał T. Prinke. Byle nie popularny w handlu Jan Witold Suliga, chociaż to dyrektor Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie i tamże patron sklepu z cudownościami."
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Kilka myśli z okładki książki :
Telewizja to najgorszy wróg polszczyzny
Troglodycie na nic angielszczyzna
Niedołęstwo językowe staje się w Polsce normą urzędowo obowiązującą
Polszczyzna to świetny i przebogaty język, który rozkłada sie i umiera, mordowany przez polityków i groszorobów, profesorów i belfrów, dziennikarzy i cwaniaczków z telewizji, tłumaczy i literatów oraz innych półanalfabetów i ćwierćinteligentów
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura