Cytat pochodzi z artykułu Bałtyckie "Trójkąty Bermudzkie"autorstwa Joanny Krzak, zamieszczonego na stronie www.przyrodapolska.pl
a wynika z niego, że za wszelkiego rodzaju niewyjśnione zjawiska na morzu może być odpowiedzialny metan.. ale, ale.. czy można w ten sposób wyjaśnić naprawdę wszystko?
Pamiętam dobrze wiele historii znad morza.. między innymi doświadczenie mojej matki, która w drodze do pracy ujrzała dużą czerwoną kulę zanurzajacą się w Zatoce Puckiej.. to się wydarzyło na poczatku lat 80-ych ubieglego wieku. Coś bardzo podobnego opowiadala też moja sąsiadka, tyle, że w jej przypadku kula leciała dosłownie na nią i innych członkow jej rodziny jadących akurat samochodem drogą znajdujacą się tuż przy zatoce.. tego typu opowieści bylo więcej, niekiedy różniły je tylko drobiazgi.. Choć łączył wspólny przedział czasowy.. Okolice roku 1981.. kiedy to doszło do słynnego lądowania UFO w Chałupach**
Czy to wszystko naprawdę da się wytłumaczyc metanem? Tę poniższą historię również?
OPOWIEŚCI NIESAMOWITE
O tajemniczym spotkaniu opowiada Lucjan Schomburg
Przeważnie chodzimy razem z ojcem w tukę; ja na „Hel 127”on na „Hel 125”.Pod koniec sierpnia 1979 r. musiałem bunkrować w Gdańsku.
- „Uważaj, abyś nie spotkał się z UFO.
- Wiem, czytałem o tym w gazecie, podobno od kilku dni na płd. Bałtyku dzieje się coś niezwykłego. Jakieś tajemnicze przedmioty widziano w okolicach lotniska w Rębiechowie, nad Pruszczem Gdańskim, w Malborku, a nawet u nas, w Helu. Ale ja w te bajki nie wierzę. Przeżyłem zresztą już tyle sztormów, że byle jakie UFO-ludki mnie nie przestraszą. Ale dziękuję za ostrzeżenie”.
Pobrałem więc paliwo i w czwartek 23 sierpnia, w południe, znalazłem się na łowisku „Tadeusz-Urszula 5”– ok. 40 Mm od Helu. Dwa próbne zaciągi nie dały rezultatu – ryb nie było. Kogowski Serwis, z którym nawiązałem łączność, wskazał mi łowisko, gdzie znajdę ryby i kuter ojca, wziąłem więc na nich kurs. Ok. 19.30 włączyłem radar – żadnego sygnału; na ekranie telewizora tylko szumy i trzaski. Płynę wciąż na płn. Zachód, coraz dalej od naszych wód terytorialnych; radar nagle zaczyna działać i po kilku minutach znów przestaje. Na niebie, po mojej prawej burcie pojawiają się lecące wysoko 2 śmigłowce.Nie słyszę ich, obserwuję jednak uważnie i widzę jak odrywa się od nich świecący punkt i wlatując do morza kilkaset metrów od kutra przemienia się w ognistą, czerwoną kulę.
Chcę ją obejrzeć z boku, daję więc polecenie sternikowi Elwartowi: ster – 10 stopni w lewo. Jest 10 w lewo, ale kula ustawia się ponownie w linii dziobu. Ster 15 w prawo – kula znów wprost na kursie; ster 20 w lewo – to samo. Nagle czuję, że moje ciało drętwieje, coś z potworną siłą uciska mi klatkę piersiową, czuję silny, ostry zapach, ogarnia mnie strach.
Kuter zaczyna dziwny taniec. Elwart, sztywny zupełnie, nie trzyma steru. Półprzytomny, na kolanach czołgam się, chwytam za ster, daję „cała lewo na burtę”,patrzę na kompas – nie działa. Co się z nami dzieje? Wiem, że gdzieś niedaleko jest ojciec, muszę go ostrzec, wołam przez radio – uciekajcie od tej czerwonej boi. Czuję, że tracę świadomość, słyszę głos ojca „co wy wyprawiacie z tym kutrem”.Głos ten mobilizuje mnie na chwilę, jeszcze raz ostrzegam przed ognistą kulą i instynktownie biorę kurs na Hel. Swej załodze, porażonej podobnie jak ja, zdrętwiałej ze strachu, chcącej skakać za burtę, każę zejść pod pokład. Odpowiadam przecież za nich. Sam uczepiony steru, na kolanach, z potwornym bólem głowy i klatki piersiowej, prowadzę kuter. Paweł Bona, który przespał całe zdarzenie, wychodzi razem z Figurskim aby mi pomóc. Za chwilę rozsadzający czaszkę ból zmusza ich do ucieczki. Widzę coraz gorzej, co chwila w ogóle tracę wzrok. Umieram, ale wczepiam się kurczowo w ster. Kula stale mi towarzyszy.
Dopiero po jakimś czasie zaczyna powoli znikać. Powoli też mijająbóle, ustępuje paraliż, poprawia się wzrok. Tylko w ustach wciąż czuję słodkawy smak. Widzę kuter ojca, który asekuruje mój powrót do Helu.
W porcie jesteśmy nad ranem. Pod koniec dnia udajemy się wszyscy do szpitala wojskowego. Każdy z nas osobno składa relację i zostaje bardzo dokładnie przebadany. Lekarze stwierdzają ostre stany depresyjne i wykluczają możliwość zbiorowej psychozy. Jedynie u mnie ujawniono zmiany w rytmie pracy serca.
***
Tak, w dużym skrócie, brzmiała opowieść Lucjana Schomburga,którą spisałem przed kilku laty.
Czy to było UFO, czy też raczej próby nowej, tajemniczej broni? Każde ćwiczenia okrętów czy samolotów Polskiej Marynarki Wojennej poprzedzane są zawsze komunikatem o zamknięciu odpowiedniego akwenu. Tym razem żadnego komunikatu nie było – więc nie były to nasze ćwiczenia.
S. Ostrowicki
PS.Lucjan Schomburg zmarł 17 lipca 1991 roku – powodem śmierci była ostra niewydolność mięśnia sercowego.Miał lat 40. nigdy przedtem nie chorował. Czy będzie, i jaki będzie, dalszy ciąg tej opowieści???
*Wycinek jest niewielki i nie zawiera tytułu gazety, ale o ile dobrze pamiętam chodzi o Echo Ziemi Puckiej (dodatek do Dziennika Bałtyckiego) Rzecz jasna sprawdzę to...
**Choć już ponad dwadzieścia lat przed Chałupami wydarzyło się nad polskim wybrzeżem coś bardzo niezwykłego.. mowa o katastrofie UFO w Gdyni z 21 stycznia 1959 roku.. kiedy to niebo nad wzburzonym morzem rozświetlił błysk, a pracownicy gdyńskiego portu ujrzeli obiekt, który spadał z nieba wprost do Bałtyku. Ponadto nad Gdynią zawisł inny NOL, a na plaży rzekomo znaleziono żywego humanoida... Jeden z czołowych polskich ufologów, Robert Leśniakiewicz, wyjaśnia jednak tę sprawę w następujący sposób - INCYDENT GDYNIA ’59: koniec Legendy?