Robienie zakupów „na zeszyt” wyrazem zaufania sprzedawcy do klienta? Tak twierdzi jeden ze zwolenników opozycji. Nie przyszło mu nawet do głowy, że to było ze zwykłej biedy, o której być może na swoje szczęście nie ma nawet pojęcia. Z tym szczęściem, to niejeden już tak myślał, że złapał pana Boga za nogi i jest na tyle sprytny, że nic mu nie grozi, a bieda to domena ludzi niezaradnych, bądź leniwych. Tymczasem okazywało się, że nagła niespodziewana choroba, przypadkowy wypadek i wszystko waliło się, jak domek z kart, a wcześniejszy krezus musiał z dnia na dzień dołączyć do grona "zeszytowców", aby przeżyć i nie znaleźć się na ulicy. Podczas pierwszego dnia konwencji Prawa i Sprawiedliwości głos zabrał premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu przekonywał, że to dzięki władzy jego ugrupowania, Polacy nie muszą już odkładać zapłaty za zakupy, a sprzedawcy wpisywać ich długu do zeszytów.
Do słów premiera odniósł się Jacek Liberski. Były współpracownik Liberté, oraz portalu NaTemat.pl przekonuje w sieci, że kupowanie „na zeszyt” jest przejawem „głębokiego zaufania sprzedawcy do klienta”. Mam do PiS i pana Morawieckiego pytanie: co złego było w kupowaniu na zeszyt? To przecież był przejaw głębokiego zaufania sprzedawcy do klienta. Za waszych czasów skończyły się zakupy na zeszyt, bo ludzie przestali sobie ufać. Poza tym sprzedawcy nie stać na kredytowanie przy tej wariacji cenowej i kosztach utrzymania. Strzelacie sobie dalej w kolano, wasz elektorat to na pewno kupuje – czytamy. A przecież PiS nie zakazał kupowania na zeszyt, samo się skończyło. Nie przyszło durniowi do głowy, że Polacy po prostu już nie muszą, a wtedy kiedy naprawdę musieli, to nie był żaden przejaw zaufania, ani powód do chluby, ale wiązało się to z ogromnym wstydem i upokorzeniem. Oni są naprawdę oderwani od rzeczywistości i nic nie zapowiada, aby to miało się zmienić.
