bilbo bilbo
1503
BLOG

Dumny Poznań

bilbo bilbo Społeczeństwo Obserwuj notkę 65

Z Poznania zawsze byłem dumny i pilnowałem, aby nie poderwać mu jego splendoru Miasta Niepokanego i Mądrego. Poznań na tę godność zapracował sobie przez wieki. Wraz z nim cała Wielkopolska. Pamiętamy: Dzieci Wrześni, które uparły się mówić w szkole pacierz po polsku i nie zmogło je żadne bicie i szykany. Pamiętamy: Drzymała, który nie dał się wyrugować z własnej ziemi i zamieszkał w cygańskin wozie. Pamiętamy: Hipolit Cegielski, który z uporem tworzył lokalny polski, poznański przemysł i bankowość, a swoimi maszynami utwierdzał wielkopolskich rolników na roli. Pamiętamy: Karol Marcinkowski, który zawzięcie leczył ubogich Poznaniaków nie szczędząc sił i swoich własnych pieniędzy. Pamiętamy: Jan Śniadecki, znakomity uczony. Pamiętamy …. – dużo było by pamiętać chwalebnych dat i czynów  w tej „dalszej” historii.

I już bliżej – Rok 1946, maj, 13-ego:  strajk poznańskich studentów w proteście za brutalne i zbrodnicze działania służby bezpieczeństwa w dniu 3 maja wobec krakowskiej młodzieży  akademickiej. Z placu Adama Mickiewicza zapakowano do ciężarówek znakomitą liczbę poznańskich studentów (znacznie więcej uciekło), którym w kartotekach UB  zanotowano udział w strajku studenckim, co ciągnęło się nieprzyjemnymi reperkusjami przez całe lata ich życiorysów. Z aresztu uwolniono ich na skutek nieustępliwości pozostałych studentów i uporczywego domagania się tego w kolejnych manifestacjach przed wojewodą Widy-Wirskim.

 Jeszcze bliżej – Rok 1956, czerwiec, Powstanie Poznańskie – dni grozy i chwały. Zaczęło się niewinnie. Robotnikom „Cegielskiego” odebrano lub zmniejszono należne wynagrodzenia i podwyższono normy pracy. Pewnie gdzie indziej też tak było, ale tylko „Cegielski” upomniał się o swoje. Szanując prawo, powołali delegację i gdy zawiodły miejscowe rozmowy, wysłali ją do Warszawy. Z Warszawy przyszła jedynie pogłoska o aresztowaniu delegacji. Teraz robotnicy mogli ubiegać się nie tylko o swoje pieniądze – musieli także zadbać o swoich ludzi i o swój honor. Wyszli masowo na ulicę kierując się do siedziby władz wojewódzkich i partyjnych. Wieść, że: „Cegielski ruszył na komitet!”, obiegła telefonicznie całe miasto. Natychmiast stanęły nawet najdalsze od centrum zakłady. Wszyscy rzucili pracę i poszli w tym kierunku. „Cegielszczacy” po drodze nawoływali „chodźcie z nami”. Strachliwych urzędasów wyganiali z biur. Później samoistnie rolę „policji strajkowej” przejęli inni. To był piękny widok, gdy rzeźnicy w gumowych fartuchach i z wielkimi nożami wpadali do biur z propozycją nie do odrzucenia. Jednak ani strach przed ubowską władzą, ani strach przed rzeźnickimi nożami nie zapanowały: górę wzięła poznańska solidarność. Poszli wszyscy… Wkrótce Plac Wolności i plac przed Uniwersytetem (okolice KW PZPR)  zapełniły się szczelnie wielotysięcznym tłumem. Manifestacja chciała rozmów – nie chciano jej (jeden mniejszy „sekretarzyk” po kilku zdaniach uciekł z wozu megafonowego). Teraz z niego skorzystała Manifestacja. Rozdzielono uczestników na 4 kierunki: na Międzynarodowe Targi (poinformować Świat), na Dworzec (zatrzymać pociągi), do Urzędu Bezpieczeństwa (upomnieć się o zwolnienie z aresztu delegacji robotniczej) i do więzienia (aby zobaczyć czy tam się ich nie więzi). Wszystko odbywało się spokojnie, ale władze spanikowane olbrzymim tłumem nie panowały nad nerwami i w strachu czyniły prowokacje. Część pochodu doszła do ulicy Kochanowskiego (UB) po drodze niszcząc zagłuszarkę Wolnej Europy na dachu Ubezpieczalni. Czoło pochodu do UB otwierała młoda tramwajarka ze sztandarem w ręku. Było w miarę spokojnie… wtem z gmachu  UB padły strzały i zakrwawiona tramwajarka, ranna w obie nogi, upadła. Upuszczony i zakrwawiony sztandar podniósł młody chłopczyk – 13 letni Romek Strzałkowski i chciał dalej poprowadzić pochód, ale zaczęło się zamieszanie i pochód zamienił się w bezwładny, groźny  tłum: zaczęły latać kamienie, i dalej - strzelanina z urzędu, więc wkrótce butelki z benzyną (Ubowcy nie podarowali Romkowi tego aktu odwagi – szczególnie owiana legendą „ruda kobieta” i dorwali go potem, z mordując premedytacją na schodach garażu ubeckiego). I tak rozpoczęło się powstanie. Do tego potrzebna była broń. Tę ochoczo oddawały komisariaty MO (milicji), straż więzienna i placówki przysposobienia wojskowego. O tym opowiadał barwnie, oskarżony w późniejszym procesie, bohater powstania, młody pomocnik kierowcy Kulas  (znany też jako „konik” biletów kinowych o pseudo „jezusik”). Na pytanie prokuratora czy siłą rozbrajali milicjantów, odpowiedział: nie potrzebowaliśmy ich przymuszać, gdy robiliśmy objazd ciężarówką po kolejnych komisariatach, wszędzie broń na nas czekała, na przedmieściach nawet ustawiona w kozłach na placu.

Tymczasem na Kochanowskiego pojawiło się kilka czołgów z poligonu. Okazało się, że nie miały amunicji. Nie udało się zastraszanie. Ludzie nie ustępowali przed czołgami i przeciwnie wskakiwali na nie i wkrótce je opanowali. Walki trwały całą noc, a w czasie niej przybywały wojska i już uzbrojone czołgi, a następnie jeszcze w dzień, gdyż osaczeni powstańcy woleli zginąć niż się poddać.. Pod  ochroną wojska już w nocy „ubecja” ponownie zaczęła szaleć: po mieście jeździły patrole z karabinami maszynowymi na ciężarówkach, które strzelały do każdego młodego człowieka poruszającego się po ulicy (praktycznie do każdego). Moi koledzy opowiadali, że z okien biura widzieli jak z ciężarówki w nocy rozstrzelano przechodzącą koło „Okrąglaka” grupkę młodzieży, a na następną ciężarówkę zwalono ich zwłoki. Do dziś nie wiemy dokładnie ile było ofiar (wiele śmierci i zranienia ukryto w obawie przed represjami i innymi szykanami).

Potem „Solidarność”, po niej Stan Wojenny (i pierwsze upodlenia), Okrągły Stół (i upodleń narastająca masa) – i nastały czasy zaniku honoru i wstydzenia się patriotyzmu, a narastania chamstwa, cwaniactwa i ogólnego „ciągu na kasę” (szczególnie państwową). Poznań i Wielkopolska powoli staczały się w dół, aż dorównały reszcie. I – co już nie jest dziwne – z wielkim upodobaniem trwają w tym błocie …

… Biedny Poznań i biedni jego mieszkańcy!

P. S.

A tak nas szanowali w Polsce, za same „Wypadki Poznańskie” (i za pogróżki siekierniczego Cyrankiewicza) Warszawa wpost oszalała: taksówkarze wozili za darmo, hotelarze dawali kwaterę bez łapówek i … było pięknie.

Trochę opisuję to w oddzielnej notatce w dziale "Wspomnienia":

http://bilbo.poznan.salon24.pl/647605,jak-stolica-nas-przyjmowala

A tak w ogóle to wszystkie te 3 ostatnie notki wynikły z jednego komentarza w Facebooku i pierwsza była:

http://bilbo.poznan.salon24.pl/647615,glos-oddolny-z-poznania

bilbo
O mnie bilbo

spokojny i wyrozumiały (lecz z ograniczeniami:dla głupoty i złych intencji

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo