To sformułowanie irytuje mnie. Swiadczy o tym, że prezydent Adamowicz ale i jego prawdopodobna następczyni traktuja mieszkańców Gdańska protekcjonalnie jakby byli małymi dziećmi. Albo poddanymi. To zapewnianie o miłości do Gdańska etc. To głupie i takie trochę królewskie. Ja król/królowa Gdańska i moi poddani. Prezydent nie musi kochać miasta. Ważne żeby był sprawnym gospodarzem. A jak kocha i jest nieudacznikiem to droga wolna. Zaznaczam, że nie jestem "gdańszczaninem". Może wypowie się jakiś "gdańszczanin" w tym temacie?
Inne tematy w dziale Polityka